Fasolek jeśli chodzi o kurs to wygląda to tak:
Kurs przedmałżeński a nauki przedmałżeńskie do dwie różne rzeczy... My jesteśmy po kursie (który zazwyczaj trwa "ileśtam" a my mieliśmy weekendowo - sobota 9-18 i niedziela 9-16), a nauki są w poradni rodzinnej i to jeszcze przed nami

Na kursie były czasami ciekawe, a czasami irytujące rzeczy... Najpierw zajecia z panią pedagog (mój fach więc jestem przyzwyczajona do takich zajęć

) komunikacja, konflikt itp - takie jakieś ćwiczonka, nienajgorsze

Potem przyszła baba, smęciła strasznie na temat religii, seksu, chrześcijaństwa (to bym właśnie z kursu wycięła

na szczęście to było krótkie ) a jeszcze później mieliśmy spotkanko z całkiem w porządku gościem, dotyczące różnic psychoseksualnych między mężczyzną a kobietą - kupa śmiechu

to akurat było fajne

i na końcu soboty spotkanie z fajnym młodym ksiedzem, który mówił praktycznie o tym samym co ta okropna baba, ale przekazywał treści w naprawdę niesamowity sposób - chyba pierwszy raz spotkałam księdza naprawdę z powołania

Drugi dzień: właściwie wciąż to samo - najpierw spotkanie z małżeństwem (też mowa o seksie, Bogu, religii, zadania kobiety i mężczyzny w małżeństwie i takie tam) nawet nie tak źle. Potem kolejne małżeństwo - MASAKRA!!

Naturalnie planowanie rodziny, Bóg, małżeństwo, religia, seks, KALENDARZYK, ale chyba coś im nie wyszło, bo mają ośmioro dzieci

a pani wyglądała jakby chciała już umrzeć. Żeby było śmieszniej, ciągle powtarzała, ze jest naprawdę szczęśliwa

Następnie spotkanie z lekarzem (babka) która też mówiła o npr, dłuuugo strasznie próbowała wmówić nam że spirale są BE, tabletki są BE, prezerwatywy są BE i w ogóle jak nie bedziemy stosować kalendarzyka to będziemy BEEE (mówię w czasie przyszłym bo tam oczywiście każdy z "wykładowców" zakładał, że nikt nie uprawia seksu przed ślubem

) I oczywiście jeśli biorę tabletki to wyłysieję, dostanę wysypki i w ogóle zaraz odpadnie mi noga albo umrę

Kolejne, ostatnie już spotkanie było z księdzem. Stary taki, więc części nie zrozumiałam co mówił, kolejnej części wcale nie chciałam słyszeć, a z jeszcze kolejną absolutnie się nie zgadzałam, więc wolałam wpuścić jednym uchem a drugim wypuścić

Ogółem mówiąc gadanie znowu o seksie i o tym, że jeśli TO robimy, to jesteśmy źli i przeklęci
No, tak podumowując to dowiedzieliśmy się, że:
- MIŁOŚĆ to nie jest uczucie wyższe,
- jeśli teraz uprawiamy seks to cudzołożymy, co oznacza ni mniej ni więcej jak tylko to, że po ślubie na 100% będziemy się zdradzać,
- rozwody na świecie są dlatego, bo ludzie śpią ze sobą przed ślubem
- i jeszcze wiele innych równie fascynujących rzeczy...

A w poradni będzie mowa, tak generalnie, o kalendarzyku, o mierzeniu temperatury, o śluzie kobiety itp...

(na kursie wszystko to też się przewinęło). Kolejne cudowne przeżycie nas czeka

Muszę pokombinować, żeby po prostu dostać papierek, bo o ile na kursie trzeba być (sprawdzali obecność

a na koniec, po mszy, ksiądz rozdawał zaświadczenia ukończenia, właśnie na podstawie obecności

) to nauki w poradni ponoć można wynegocjować

A jak się nie uda, to pójdziemy prawdopodobnie do poradni, w której jest ten facet od różnic psychoseksualnych - właściwie jedyny mega religijny, wszystko po chrześnijańsku, a przy tym w miare ok.
No, to się nagadałam
