...sama wiem, że jest tak sobie jak dziecko je w zasadzie jedno i to samo....w czasie studiów pilnowałam w wakacje synka mojej sąsiadki ze Skierniewic , która zamieszkała w Warszawie. Konrad miał 2 latka wtedy i potworną skazę białkową. No i teraz taki obrazek...jesteśmy na spacerku...dzieci jedzą lody, ciastka, jogurty....a on co? Herbatkę z róży i chrupki kukurydziane ..no bo o herbatnikach mowy nie ma....i drze mi się, że chce loda...dobra..myślę sobie...poszukamy lodów bez białka krowiego i jaj...zazanczam, że to było 13 lat temu...ile ja się nalatałam...ale znalazłam - lody -sorbet z owoców...tylko...musiałam nosić swoją miseczkę na te lody, bo standardowo były podawane w waflu...dziecko było zachwycone....robiłam mu lody obiadowe...ziemniaczki uklepywałam w kształcie wafelka, do tego 3 lulki - pulpety indycze i orzechy w postaci marchewki gotowanej...dawał się nawet oszukiwać...najgorzej było z lizakami, miałam absolutny zakaz podawania małemu słodyczy...poza tymi owocowymi lodami - 2x po 1 kulce w tygodniu..no i co...jedyne w miare "zdrowe" to były wchodzące wówczas na rynek chupa-chups...a co one mają w swoim składzie??? no jasne...mleko!!!! guma mamba - mleko...to była jazda bez trzymanki...w wieku 3 lat przeszła mu ta skaza....dzisiaj jest wielkim chłopem trenującym judo...i jest na diecie wysokobiałkowej...hehe....