dziewczyny, chwalę się córą i szybko opowiadam:
termin miałam na 12 grudnia i oczywiście nic się nie działo, dlatego nazajutrz zjawiliśmy sie w ICZMP w Łodzi i tam cierpliwie (szału dostawałam) czekaliśmy. I w środę 16 grudnia zaczęło się. Poród siłami natury wspominam bardzo przyjemnie. Skorzystałam ze znieczulenia zewnątrzoponowego, bo bóle z krzyża tak mną telepały że traciłam świadomość. Akcja rozpoczęla sie od skurczy a raczej bóli od 6 rano, o 11 trafiliśmy na porodówkę i wtedy zadzwoniłam do męża że chyba rodzę... sama w to nie wierzyłam. O 15.30 miałam pełne rozwarcie dzięki pomocy położnej (masaż szyjki - nie bolał przy tym znieczuleniu) ale problem był nadal ze źle wstawiająca się główką. W każdej chwili czekał na mnie stół operacyjny. Bole parte przyszły o 15.45 i wtedy takie akrobacje wyczyniałam, żeby ta główka się dobrze wstawiała i położna barzdo pomagała. O 16.15 decyzja: idziemy na fotel, bo do tej pory leżałam na łóżku (choć bardzo chciałam rodzić aktywnie). Ja nieświadomie przeszłam na fotel z myślą, że będziemy dalej kombinować, żeby ta główka się wstawiła. Mąż cały czas mnie wspierał i był bardzo dzielny. Na fotelu kazała położna przeć na maksa a ja grzecznie słuchałam jej poleceń, nadal myśląc że cały ten poród to jeszcze przede mną a to co się dzieje, to jakiś trening choć bolesny i bardzo męczący. I nagle o 16.25 na brzuchu położono mi moją kluseczkę. Pierwsze moje słowa: Ale jaja, urodziłam dziecko. Myszkę potem zabrali razem z mężęm do ważenia i mierzenia a mnie zszywali (bo miałam nacicnane krocze, o czym położna nie uprzedziła, ale nie mam jej tego za złe, bo wszyscy obecni przy porodzie byli w dużym szoku, że taki krasnolud jak ja urodził taką pucię).Mam dużo wspomnien i emocji z tych dni, ale na razie brak czasu żeby się nimi podzielić z Wami. Powiem tylko jedno. KOCHAM JĄ NAD ŻYCIE i mogłabym rodzić codziennie żeby tylko było wszytsko z nią ok. Do domku wyszłyśmy po 48 godzinach. A teraz uczymy się siebie.
A to moja córeczka - najpiękniejszy prezent na święta:
NADIA ur. 16.12.2009 godz. 16.25, 3500g, 52 cm, 9 pkt


Mam pytanie:Jak to jest z kupką. Karmię naturalnie. Mała chyba oddała smólkę w szpitalu. Od 3 dni jesteśmy w domu i narobiła tylko raz, przy czym bączki śmierdzące puszcza dość często i pręży się przy nich, tak że widać że coś jej doskwiera. Co mam robić?