Witajcie ciężaróweczki

Ja nie jestem już jedną z Was ale chciałam Wam napisać jak to ze mną było

Opisałam już to w moim wątku ale napiszę i tutaj.
Niestety w powodu dużej wagi dziecka i mojej jednostronnie zwężonej miednicy musiałam mieć CC... decyzja zapadła o 9 rano a o 14 Julia już była na świecie

sam zabieg nie był specjalnie przyjemny bo jednak czułam takie szarpania jak wyjmowali Julkę z brzucha. Widziałam ją tylko chwilę jak ją mierzyli i później pokazali bliżej żebym mogła dać jej buziaczka. Potem zabrali ją na inną salę gdzie mąż kangurował ją u siebie na klacie.
Jak mnie zaszywali to zrobiło się słabo ale po solidnej dawce tlenu się ogarnęłam

Zawieźli mnie na salę pooperacyjną i tam przyszedł mąż z Julką i położył ją na mnie. Cudownie było tam leżeć i trzymać ją w ramionach

Po 2 godzinach zawieźli mnie na odział położniczy i tam zaczął się mój koszmar. Znieczulenie puściło a zaczął się jeden wielki ból... przeciwbólowe to dawali mi takie słabe, że prawie nic nie łagodziły bólu. Czwartkowe popołudnie zamiast cieszyć się córką spędziłam płacząc z bólu i ściskając męża za rękę. W nocy nie mogłam jeszcze wstawać, Julka płakała w łóżeczku obok a ja razem z nią bo nikt nie mógł mi jej podać. Przyciski przy łóżkach nie działały ( albo specjalnie wyłączyli), napisałam do męża smsa żeby zadzwonił na dyżurkę położnych żeby jakaś flądra przyszła. No i przyszła obrażona , że śmiem do męża dzwonić. Rano czekała mnie ponizacja. Oczywiście też koszmar. Dla mnie ból nie do opisania, wizyta w łazience to jak wyprawa na Mount Everest. W trakcie zrobiło mi się 3 razy słabo więc łaskawie mogłam nie wziąć prysznica- tam na pewno bym odjechała.
Dobrze, że mąż był ze mną od 9 do 19 to ogarniał wszystko przy Julce bo pomocy ze strony położnych zero.... Jak o tym myślę to już mi się odechciewa kolejnego dziecka. Chyba, że będzie małe i będę mogła je urodzić naturalnie. Bo CC nie chcę już nigdy w życiu. Dla mnie to jedna wielka trauma. Dobrze, że nagroda jest taka cudowna jaka jest
