U nas wygladalo to tak..ze ja chcialam bardzo drugiego kociaka ale moj maz nie..
nas nie ma calymi dniami w domu....
jak wracalam z pracy o 2130 to poswiecalam maksymalnie duzo czasu Gustawowi zeby nie czul sie odrzucony,
wiec w sumie nic nie robilam tylko pracowalam i bawilam sie z moim "dzieckiem"

moj maz nie mial nigdy na to ochoty..
i kiedys poszedl wyrzucic smieci i znalazl malenka futrzana kuleczke ktora krzyczala w nieboglosy...
a ze chwile wczesniej wywiezli smieci maluszek lezal na samym dnie kosza....
No to on przybiegl po mnie zeby ratowac malucha..
kotek wygladal strasznie oddychal bardzo glosno,oczko mial zamkniete zaropiale i byl taaaki malutki..
nawet nie uciekal...wiec nie zastanawiajac sie maż mnie za nogi a ja sruuu glowa do smietnika

naprawde
wyciagnelam ta malutka kuleczke i szybko to TOzU zeby go opatrzyli i wtedy ciagle mowilismy ze go tam zostawimy i ktos dobry sie nim zaopiekuje

Pani szybko uswiadomila nas ze nie ma miejsca w Tozie i poprosila zebysmy dali mu dom tymczasowy poki maluszek nie wyzdrowieje..dodala ze maly nie przezyl by nocy..byl wykonczony

i ze pokryja wszystkie koszta leczenia

I tak minely 3 tygodnie..codziennie z nim na zastrzyki jezdzilismy..
Gustaw nie akceptowal go w ogole warczal,syczal..
kilka razy maluch uciekl nam z toalety(pani kazala nam go tam 3mac przed badaniami ogolnymi malucha bo Gustaw mogl sie od niego czyms zarazic)
az w koncu puscilismy go juz na dobre po pokoju i stwierdzilismy ze nie oddamy go za zadne skarby byl najukochanszy!!
tulil sie,mruczal,wystarczyllo ze sie slowem do niego odezwalo-zreszta tak jest do dzisiaj

kochany jest..ani razu nikogo z nas nie podrapal, nie ugryzl...z Gustawem sie akceptuja-nie kochaja

:Pale to pewnie dlatego ze dwa samce

teraz nie wyobrazam sobie zeby Guciolinek byl sam...ma towarzysza i zostawiamy je na cale dnie z czystym sumieniem bo wiemy ze i tak sie soba zajma i nie beda tak tesknily

a kuwety mamy 2..bo moj rudy pancio jak ma brudno w kuwecie to zostawia swoja kupe w wannie
