chociaż u mnie temat powinien raczej brzmieć: za co nienawidzą Cię teściowie, ale postanowiłam się udzielić

Może zacznę od tego, że od zawsze czułam, że nie jestem ich wymarzoną synową,takie rzeczy po prostu się czuje; ale że ja nigdy nie chciałam drugiej Mamy i drugiego Taty;zależało mi tylko na poprawnych,sympatycznych kontaktach i tyle.
Przed ślubem było w miarę ok, rzadko bywałam u rodziców K (przyjechał do Polski na 3 miesiące przed ślubem),więc podczas tych rzadkich wizyt były tylko gadki szmatki,moim zdaniem często naciągane i sztuczne,ale jeszcze jakoś dawałam z nimi radę. Kiedy przyszły przygotowania ślubne-zaczęło się z górki

Ogólnie teściom po 300 razy opowiadałam wszystko- ile kosztują dekoracje, ile tiul pod sufitem,ile kościół,ile samochód itp, a oni i tak za każdym razem pytali w kółko o to samo i zawsze byli wielce zdziwieni,że ja im tego nie powiedziałam. W Doboszu teściową interesowało tylko jedno-że jedzenia ma być DUŻO, żeby nikt z rodziny później nie gadał,że się nie najedli i nie napili. W konsekwencji poszliśmy im na rękę (żeby mieć święty spokój) i zostaliśmy z kupą jedzenia,które trzeba było wyrzucić, bo po prostu nie dało się tego przejeść. Teście to osoby, które nigdy niczego nie pochwalą; jak się urządzaliśmy- nigdy nie powiedzieli nam żadnego „komplementu”. Teść kpiąco wypowiadał się na temat naszego „domu”, krytykował telewizor,ścianę krzywo pomalowaną, nasze obrączki nawet… Przez to, że nie było nas na dużo stać- wiele rzeczy robiliśmy jak najmniejszymi kosztami, ja cieszyłam się jak głupia z najtańszych paneli z Castoramy,ale jemu zawsze coś tam się znalazło,żeby się pośmiać. Z pespektywy czasu żałuję, że już wtedy nie pokazałam im, „gdzie jest ich miejsce”, ale żal mi było K (jest jedynakiem), że są jacy są i nie chciałam dla dobra K się z nimi kłócić. Przez nich bardzo ucierpiał nasz związek, bo na początku K uważał, że zbytnio się czepiam i kłociliśmy się już później prawie codziennie. Dopiero po jakimś czasie przejrzał na oczy i przyznał mi rację…
Dzień przed ślubem, gdy byliśmy na sali zawieźć picie,alkohol i porozkładać winietki- my z Mamą, tatą- na spokojnie- wszystko mieliśmy już wcześniej ustalone, porozkładaliśmy, przekazaliśmy napoje,a Ci jak z oparzoną d.pą- latali jak nienormalni, co chwile coś przekładali, szarpali…moja rodzina już dawno wszystko zrobiła ( a mieliśmy ok. 20 osób więcej), a Ci dalej latali;) na odchodne szanowny teść po raz milionowy zdziwiony był,że jeden tiul pod sufit kosztuje wtedy chyba 60zł i ze skwaszoną miną stwierdził, że po co to było brać jak to takie drogie (do biednych to oni nie należą) , że to bez sensu itd. Myślałam, że go tam zabiję, a moja mama w końcu wyszła do samochodu, bo zaczynała toczyć pianę z ust

Aha- jeszcze przed ślubem- gdy pokazałam im zdjęcia sukni najważniejsze było,że ma pionowy wzór na gorsecie- to od razu mnie wyszczupli...Ani wtedy ani podczas ślubu i wesela nie usłyszałam, że ładnie wyglądam,nic. Teściowa podczas przechodzenia (chyba) menopauzy dostała fioła na punckie chudości- schudła na wiór i wielce było jej nie w nos,że ja do chudych i do szczupłych zresztą też nie należę. Bardzo zależało jej żeby to ona kupiła mi bukiet, wtedy nie wiedziałam dlaczego, ale później już zajarzyłam- musiał być dłuższy, bo dłuższy wyszczupli;) kre.ynka

Nadszedł dzień ślubu- wszystko omawiane było milion razy. Ojciec K zawiozł nas na zdjęcia w studio, po nich mieliśmy ok. 20 min wolnego, błogosławieństwo i wyjście do kościoła. Wychodzimy ze zdjęć- ojca nie ma. Czekamy,dzwonimy - on dopiero jedzie. Ja już byłam lekko podenerwowana, bo wszystko naprawde było zgrane co do minuty,żeby nie latać później jak głupki. W końcu przyjechał, ja patrze- a on w dresie!!! Na 20 minut przed błogosławieństwem!!! Ja do niego,że nie zdążymy- że jest juz kamerzysta i zaraz błogosławieństwo - a on wielkie oczy, że oni nic o tym nie wiedzieli, a mówione było im tysiąc razy;/ nawet sobie kiedyś zapisywał...
Na ślubie i weselu olewałam ich całkowicie, tak mnie wkurzyli, że miałam ochote ich udusić.
Jeszcze przed ślubem teściowa potrafiła przy stole ( przy ich rodzinie) zapytać mnie, po czym ja tak dobrze wyglądam gdy odmówiłam kolejnej dokładki na mój talerz, po ślubie uszczęśliwiała mnie albo ciuchami w rozmiarze 34 albo 54 ( nie przesadzam z rozmiarówką), oczywiście często też zużytymi po sobie, z ciuchbudy, z dziurkami, plamkami…A ja głupia zamiast jej przys.ać to brałam i najcześciej wyrzucałam. Gdy byłam w ciąży kupiła mi ogromnie ogromny

sweter i gdy K zwrócił jej uwagę, że lekko przesadziła z rozmiarem to stwierdziła, że ja w ciąży będą duża...
Oczywiście nigdy nie pochwalili naszego ‘domu”, zawsze coś było nie tak, potrafili przyjechac do nas z nowym telewizorem bez zapowiedzi i zabrać nam stary

, nie pytając czy w ogóle chcemy i nie ważne było, że np. zepsuła nam się pralka i musieliśmy ją brac na raty, a telewizor mieliśmy dobry, całkiem nowy i nie trzeba było nam innego. Sami mają małe mieszkanie i kuchnie wielkości może 5m, a nam do kuchni kupili kuchenkę mikrofalową wielkości połowy mojej kuchenki, tzn takiej kuchenki, na której się gotuje

a my wcale też dużej kuchni nie mamy

Gdy zaszłam w ciążę, to po udawanej radości matki ( chyba nie chciała być jeszcze babcią), gdy zapytała w którym tyogodniu i powiedziałam że w 6 usłyszałam łeee i do dziś nie wiem, co miało to znaczyć
W ciąży gdy zadzwoniła kilka razy zapytać „jak się czuję”,to tak naprawdę sprawdzała "moją wagę", bo pierwsze, no może drugie pytanie było, czy dużo jem, czy mam już duży brzuch i czy jem dużo słodyczy, aha no i jak dużo już przytyłam

Po urodzeniu Oli, gdy do nas przyjechali raz matka uraczyła nas reklamówką używanych ciuszków ( jedna np. z klejem na boku:P) i maskotką z takimi kulkami w środku, z dziurą. Gdyby Ola je połknęła nie byloby ciekawie;/ Oczywiście jak przychodzili, to było pięc tysięcy zdjęć z wnuczką i targanie jej mimo,że Ola płakała, bo najzwyczajniej w świecie nie znała jej i bała się teściowej, ale jak jeden jedyny raz poprosiliśmy ich o pomoc ( Ola bardzo płakała i K nie mógł sobie poradzić, a mnie dopadła grypa żołądkowa) to K usłyszał, że oni nie rozumieją co ma moja grypa żołądkowa do tego, żeby musieli do nas przyjeżdżać. Oczywiście nie przyjechali
Ogólnie co jakiś czas przy odwiedzinach nazywali mojego K grubasem, pasibrzuchem itp. I dodatkowo nierobem, niezdarą itd. Kiedy w końcu nie wytrzymałam i powiedziałam im, że mają go nie obrażać i do mnie dołączył się mąż- wyszła awantura, nie odzywaliśmy się chyba 2 miesiące. Przy okazji chcieli zabrac nam kupione przez nich auto,ale „pogodziliśmy się” i auto zostało.
Później był chrzest Oli, na którym oczywiście nic im się nie podobało, przyszli trochę spóźnieni i do kościoła i do restauracji i byli wiecznie niepocieszeni, a bo coś było niedobre, a bo źle siedzieli i co najgorsze- zabrałam teściowej córkę, która miała wtedy 38 gorączki (wychodził jej 1 ząbek) a teściowa musiała ją męczyć na rękach przez 15 min i nie pozwalała jej sobie zabrać. Wszyscy byli już lekko zdenerwowani, bo Ola płakała strasznie,a ta zaczęła ją ubierac i bez mojej zgody chciała zabrac ją na dwór!!! Nie wytrzymałam i kazałam w tej chwili oddać jej dziecko. I od tej chwili była cisza- nie widzieliśmy się do listopada (chrzest był na początku września) i tylko czekałam, kiedy coś wybuchnie. Przyszli mimo próśb mojego K, że źle się czuję (miałam problemy zdrowotne), bez zapowiedzi pod koniec listopada. Teściowa z kpiącą mina zapytała, co ja od nich chcę. Jak zobaczyłam ten kpiący uśmiech to wtedy normalnie we mnie pękło. Wygarnęłam im wszystko. Usłyszałam w odpowiedziach, że jestem nienormalna (tzn. że normalna nie jestem, czyli oczywiste że jestem nienornalma), że jestem z jakiejś sekty, że dzieckiem sobie d.pę wycieram, że jestem niegrzeczna (nigdy przenigdy nie byłam i teraz tego żałuję), że na weselu im się nie podobało, bo gdzieś tam z matką nie poszłam i nie robiłam tak jak oni chcieli, że na chrzcie to biedna mamusia stała pod kościołem sama gdy teść poszedł po samochód żeby jej dupę podwieźć i ja nawet do niej nie podeszłam (nieważne, że miałam na reku swoje pierwsze dziecko, w dodatku ząbkujące, gorączkujące i lekko przestraszone taką ilością osób), że gratulują nam stylisty ( o co kaman nie wiem do dziś) i jeszcze tysiące okropnych słów. Na odchodne, gdy powiedziałam, że mają przestać mnie obrażać, bo wyjdę, to stwierdzili, że oni wychodzą usłyszałam, że jestem niewychowaną gówniarą i że mój K wpakowała się w pasztet- dosłownie…
Następnego dnia zaczęli nam grozić,że odbiora nam mieszkanie, a po 3 dniach zabrali nam samochód ( był na teścia). Mieszkania nie udało im się odebrać, babcia która darowała je kilka lat temu mojemu mężowi nie pozwoliła na to. Oczywiście w rodzinie K nagadali, że K ich się wyrzekl, że zabraniamy im kontaktu z Olą (od listopada nie zabiegali o to ani razu) i ogólnie jesteśmy złymi ludźmi ( tzn ja jestem zła, bo zabrałam im syna i wnuka i w ogóle taka okropna, gruba ze mnie kobieta:P )
Dzięki Bogu Krzyśka Babcia po jakims czasie się z nami spotkała (teściowa jest jej ukochaną córką) i powiedziała, że chce mieć z nami kontakt i ona się w to nie miesza. K ma chociaż jakąś namiastkę swojej rodziny.
Do dziś nie mamy kontaktu, nie chcę tych ludzi widzieć na oczy. Przepłakałam przez nich niejedną noc i listopadowa noc pokazała mi jedno-koniec. Koniec z byciem miłą dla ludzi, którzy SA dla Ciebie niemili, niesprawiedliwi,źli.
Jeżeli kiedykolwiek będą chceli zobaczyć Olę- nie zabronię, choć może powinnam. Ale to jej „dziadkowie”, więc nie chcę jej tego odbierać, choć w sumie nie ma czego:P Proszę bardzo - miejsce publiczne, w mojej i K obecności, max godzinę. Bez żadnych przekupstw zabawkami, cukierkami czy innymi pierd.łami.
Dla mnie to są obcy ludzie. Nikt inny mnie tak nie upokorzył i nie wyzwał. Najgorsze jest tylko to, że ja naprawdę i mówię to szczerze- nic im nie zrobiłam. Może gdybym już na początku na głupie odzywki teścia i teściowej nie udawała, że nie słyszę tylko od razu dawała ciętą odpowiedź- szanowaliby mnie i nie miałoby to miejsca. Choć ja nie żałuję- nie chce takich osób mieć w swoim otoczeniu. Żal mi tylko było męża, bo na początku to wyglądał jak cień człowieka. Teraz ma już to w poważaniu. Chcoć czasami jak wraca z pracy i jest trochę inny wiem, że na pewno musiał widzieć ojca.
Dziewczyny- niech moja trochę przydługa historia będzie dla Was przestrogą- od razu stawiajcie na swoim, nie pozwalajcie żeby ktoś coś wam narzucał, bo prędzej czy później spotka Was coś podobnego jak mnie; nie warto przechodzić tylu nerwów, wylewać tylu łez, nie warto
Przepraszam, że tak długo, krócej się nie dało… i tak ominęłam mnóstwo ”ciekawych” historii