O rety, choćbym czytała o swoim króliczku!

Tez był taki tresowany i fochliwy

Jak strzelał focha, to uciekał za fotel i nie wyszedł, dopóki to my nie wyciągnęliśmy pierwsi ręki... Najlepiej ze smakołykiem

No i króliki to wydaje mi się najmniej szkodliwe gryzonie - nie tkną kabli itd, miałam świnkę morską to czasem jej się grzeszki kablowe zdarzały, a jemu - nie.
Mój króliczek był taki cwany, że jak mu się w klatce nie chciało siedzieć, to sam sobie ją otwierał(do tej pory nie wiem jakim sposobem), najczęściej w nocy, doprowadzając moją mamę do zawału. Był biały, więc można się było przestraszyć, bo wyglądał jak zjawa w nocy

A niech no tylko go ktoś nie wypuścił, jak tata wracał z pracy!(skubany, miał to obliczone jak w zegarku, dokładnie 5 minut przed powrotem taty trzeba go było puścić

Śmialiśmy się, że druga Lessie z niego

) Jeśli go nie puściliśmy, tak w klatce skakał, że szkoda slow

Jak już udało mu się osiągnąć cel

to ustawiał się w kolejce do witania taty - najpierw mama, potem ja, a potem on

Kulturalny był

Też chodziłam z nim na smyczy, wzbudzając tym sensację

Ale tylko latem chodziłam, myślałam, że zimą nie można

Widać fajna zabawa mnie ominęła
O rety - ale się rozpisałam, wybacz! Ale tak mnie na wspomnienia wzięło no
