Witajcie!!!
Ostatnie dni to jakaś masakra - to co mi się przydarzyło jest nie do uwierzenia. Byłam zła na siebie i na wszystkich ale od początku...
W czwartek mieliśmy iść do USC, wcześniej dzwoniłam 2 razy upewnić się czy możemy załatwić to w Szczecinie bo mamy dość skomplikowaną sytuację tzn. żadne z nas nie jest zameldowane w Szczecinie, ślub (konkordatowy) odbędzie się w Szczecinie, dwukrotnie udzielono mi odpowiedzi pozytywnej (potem byłam zła na siebie - w końcu jestem prawnikiem, że nie przeczytałam właściwej ustawy

).
Odstaliśmy swoje w kolejce wchodzimy i okazało się, że gdybyśmy brali ślub tylko w USC to możemy to tu załatwić, a jeżeli konkordatowy to tylko w miejscu zameldowania jednej ze stron - po raz pierwszy wpadłam w furię nawrzeszczałam na Bogu Ducha winną kobietę - zachowałam się jak wariatka. Przez to moje zachowanie przynajmniej otrzymałam akt urodzenia bez kolejki (teraz jestem na siebie zła, że tak się zachowałam - dorwał mnie chyba stres przedślubny). Ale to nie koniec, po południu byliśmy umówieni z księdzem na spisanie protokołu. Wchodzimy do kancelarii parafialnej, ksiądz zaczyna od chrztu, mówię, że byłam chrzczona w tym Kościele podaję rok chrztu, ksiądz odnajduje mnie w skorowidzu alfabetycznym, przy moim nazwisku jest nr odsyłający do metryki, ksiądz szuka pod tym nr , a tam jest zupełnie ktoś inny...

ksiądz też robi

i mówi, że ktoś sprawę zawalił. Pyta gdzie była komunia i bierzmowanie, ja mu na to, że zupełnie gdzie indziej, ksiądz mówi, że w takiej sytuacji, niestety muszę dostarczyć akt bierzmowania... potem ksiądz prosi o dowód osobisty, patrzę a ja go nie mam

i księdzu opowiadam co mi się przytrafiło w USC i że chyba musiałam tam go zgubić - ksiądz chyba dla świętego spokoju spisał z nami ten protokół. Po spisaniu tego protokołu, zadzwoniłam do banku żeby zgłosić utratę dowodu (cały czas ryczę). Nie pozostało mi nic innego jak wsiąść w samochód i jechać do moich rodziców (bo tam jestem zameldowana) i zgłosić utratę dowodu. Mój L. zachowywał się dzielnie, podtrzymywał mnie duchu i zachował zimną krew. Do rodziców dojechaliśmy ok. 23 - ciej. Wypiłam herbatkę uspakajającą i usiadłam do kompa. Wchodzę na naszą klasę, a tam odezwał się jakiś chłopak, który znalazł mój dowód!!! Myślałam, że oszaleję. Rano zadzwoniłam do niego i umówiliśmy się, żeby go odebrać. Zadzwoniłam też do USC czy możemy załatwić "małżeństwo" na paszport - nie było problemu. Pojechaliśmy było szybko sprawnie (15 minut) i bez kolejki, (ostatecznie pozostanę tylko przy swoim nazwisku a dzieciom daliśmy podwójne), a potem pojechaliśmy do księdza po akt bierzmowania i z powrotem do Szczecina bo na 20-tą byliśmy umówieni w Park Hotelu z naszą agentką ślubną. (Tu dzięki dla mojego szefa, że zrozumiał całą sytuację i dał mi wolne na telefon). W Park Hotelu było miło, dokonaliśmy ostatecznej rezerwacji miejsc hotelowych dla gości i zabraliśmy się za bardziej szczegółowe sprawy, to mnie rozluźniło i spowodowało, że chcę tego dnia coraz bardziej mimo niepowodzeń proceduralnych i własnej głupoty.
Pozdrawiam Was serdecznie!!!