hiihihih no to pierwsze koty za płoty
jak sobie przypominam mój pierwszy wjazd orczykiem to sama do siebie się na głos śmieje i wszyscy którzy to widzieli też do dzisiaj się rechoczą
najpierw przygotowywałam się psychicznie i nie mogłam się przygotować, w końcu teść mnie zmobilizował, no to wlazłam, szarpnęło, ledwo się utrzymałam, no ale jechałam dalej , wjechałam na górę tylko że tak się bałam że nie puściłam orczyka, leżałam już na plecach na tej górze, narty nade mną poplątane, orczyk wstrzymany ludzie stoją, a ja u góry i krzyczę że nie puszczę bo się boję, w końcu tak mnie prosili że puściłam
co do zjeżdżania na krechę to na początku tylko tak zjeżdżałam bo nie umiałam wyhamować
ale o wiele większą frajdę ma się z jeżdżenia jak już można normalnie nad nartami panować
a gleby będą zawsze, nawet jak już się umie jeździć, no i bez tego się nie nauczysz, trzeba się parę razy porządnie wyrżnąć
ufffff ale się rozpisałam
zostawiam
aaaaaaaa księga bardzo ładna