Teraz moja kolej
Cz.1
30.10.2008 r czułam się bardzo źle, męczyły mnie jakieś skurcze, które na początku regularne (co 15 min) za jakiś czas ustały…. Żeby się nieco uspokoić pojechałam na KTG do ośrodka zdrowia… nie pokazało jednak żadnych skurczy mimo, że podczas badania wyraźnie czułam 3 skurczybyki… no ale…. Podobno sprzęt nówencja….
Po KTG przeszło mi więc uznałam to za jakieś tam skurcze przepowiadające…
31.10.2008 r cała moja rodzinka wybierała się na Wszystkich Świętych do Wrocławia do babci, pojechaliśmy ich pożegnać z R. Każdy głaskał brzuś i kazał Robaczkowi czekać na ich powrót

Jeszcze pojechaliśmy z R na cmentarz zawieźć kwiaty, a potem odpoczywaliśmy w domu. Energia mnie rozpierała

R jak zwykle poszedł na 21.00 do pracy (wracał zazwyczaj o 1.00) Ja zjadłam kolację i zaczęłam czuć skurcze co jakiś tam czas…. Wzięłam prysznic i dopiero się zaczęło… skurcze coraz boleśniejsze… ale czy to TO? Nie miałam pojęcia. Od 23.00 do 24.00 leżałam i liczyłam co jaki czas mam owe skurcze… wyszło że co 5 minut w ciągu całej godziny (gin mówił że jak tak jest to coś się zaczyna), regularnie jak w zegarku, ale nie były one takie silne, więc od 24.00 do 0.30 przybierałam różne pozycje w nadziei że to minie tak jak skurcze z 30.10
O 0.30 postanowiłam zadzwonić do R i powiedzieć że chyba się zaczyna… Komórka odezwała się… na parapecie w drugim pokoju - R zapomniał telefonu !!!!!!! Ale ja pełna spokoju postanowiłam liczyć dalej czy aby coś w częstotliwości skurczy się zmieniło… nadal były co 5 minut

O 1.00 przyjechał R, powiedział, że to pewnie znów fałszywki są jak poprzednio i żebym zadzwoniła do położnej i zapytała co robić…. Położna zaspana powiedziała że spokojnie mamy jechać do szpitala a ona ma od 7.00 dyżur to się zobaczymy i urodzimy

Powoli się ubrałam i w czasie ubierania poczułam jakby tąpnięcie i wtedy już zaczęła się jazda… skurcze stały się dużo silniejsze i były już co 2 minuty. Trasę do szpitala pokonaliśmy w 20 minut (35 km) nie zatrzymując się na czerwonym świetle. R co chwila przypominał mi o oddychaniu i co jakiś czas słyszałam „Już dojeżdżamy”
