Autor Wątek: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....  (Przeczytany 325329 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline dziubasek

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 17066
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: .:25.08.2006:.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #480 dnia: 2 Listopada 2010, 16:18 »
Elu, nie ma sensu się tym emocjonować... wiem, że nie o to chodziło Natalii, ale ogólnie panuje taki pogląd, że cc jest "łatwiejszym" rodzajem porodu, stąd jest grupa kobiet, która płaci za to, aby w ten sposób przywitać swoje dziecko. Myśle, że myślenie po cc się zmienia, bo to wcale nie taka fajna sprawa ;) no ale to wie dopiero kobieta, która to przeszła...
Z drugiej strony rozumiem kobiety po porodzie sn, które myślą, że cc jest lepsze, bo trudno sobie wyobrazić, ze coś może boleć bardziej od bóli porodowych ;)

Gabi, czytałam już Twój opis tuż przed naszym porodem :D Łezka się w oku kręci :Wzruszony:

Offline nataliaxp
  • ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 6573
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #481 dnia: 2 Listopada 2010, 16:48 »
Dziubasku ... zgodze sie z Toba w 100% i właśnie to miałam namyśli  ;)

Gabiś ... po raz drugi czytam twoj opis i po raz drugi poca mi się oczy  :P

Chyba polece do mojego wątku zerknąć na mój opis porodu .... mimo ze wszytsko pamietam jakby to było wczoraj ale uwielbiam wracać do tego momentu  ;D ;D

Offline .monia.

  • * * * * *
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 4690
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #482 dnia: 2 Listopada 2010, 20:20 »
Gabiś co za opis... Te hormony kobit w ciąży, wzruszają się nawet jak czytają opisy innych dziewczyn :Wzruszony:

Offline aneta_81

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 3666
  • Płeć: Kobieta
  • Szczęśliwa, spełniona..
  • data ślubu: 22.07.2006
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #483 dnia: 3 Listopada 2010, 11:05 »
laski, te Wasze opisy sa niesamowite..
za kazdym razem wracam pamięcią do swojego porodu .. i wiecie co? z każdym mijającym dniem wydaje mi sie, że mniej bolało ;)

Offline anusiaaa

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 26444
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #484 dnia: 3 Listopada 2010, 12:32 »
Ja w ogole nie pamietam jak bolało. pamietam bol plecow przy rwie, a porodu nie ;)
"Travel is the only thing you buy that makes you richer"

Offline dziubasek

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 17066
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: .:25.08.2006:.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #485 dnia: 3 Listopada 2010, 12:41 »
:hahaha: rwe to ja też dobrze pamiętam...

... a poród sn odbywający się bez komplikacji ma chyba to do siebie, że z dnia na dzień ból jakby blednie...

jeszcze pamiętam, ale już tak bardzo nie przeżywam :P

Offline aneta_81

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 3666
  • Płeć: Kobieta
  • Szczęśliwa, spełniona..
  • data ślubu: 22.07.2006
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #486 dnia: 3 Listopada 2010, 12:59 »
u mnie wspomnienie bólu zaczeło blednąc po około 2 latach..  Wiem tyle.. napierdzielało jak chole..ra ..
mnie ten ból kompletnie przerósł..

Offline ~Ania~
  • Global Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 24071
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 2006-10-07
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #487 dnia: 3 Listopada 2010, 17:25 »
dziubasku ta lekarka to chyba dr Kamila Kapysz, przy porodzie Oli też była :) Raczej na pewno to Ona, bo własnie taka młoda w okularach. A nie wiem jak się nazywała moja położna, ale była super. Też młoda i w ciemych włosach z jasnymi pasemkami.

Offline dziubasek

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 17066
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: .:25.08.2006:.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #488 dnia: 3 Listopada 2010, 19:30 »
O tak, to ta sama lekarka. Nazwisko położnej masz wpisne w książeczce zdrowia Olci (u nas jest na str. 9- poł. Kamila Marcinowska).
Powiem Ci, że miałam mieszane uczucia co do tej lekarki, ale suma sumarum okazała się okey :)

Offline Lea

  • Przyjaciele
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5537
  • Płeć: Kobieta
  • Nelcia mój kawałek nieba
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #489 dnia: 3 Listopada 2010, 20:39 »
Mnie też ból porodu przerósł...do tej pory pamiętam....
Życie jest jak gra planszowa...czasem ktoś stoi na twoim polu.

Offline *Ewelina*

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 7521
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 29.12.2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #490 dnia: 4 Listopada 2010, 08:52 »
OJ bół to ja do tej pory pamietam.Niestety.



Offline Ewelina_Michał

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 2740
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: czerwiec 2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #491 dnia: 4 Listopada 2010, 09:17 »
ja miałam podejście do porodu sn. Niestety przy skurczach co 2 minuty, mój organizm nie współpracował. Nie miałam praktycznie rozwarcia, a główka dziecka nie wstawiała się nawet do wschodu. Jak się potem okazało, przy przyjęciu na oddział zostałam źle zmierzona. Miednica mi się nie rozeszła i mały w zasadzie nie miał możliwości urodzić się "dołem". Zdecydowano o cc. Pamiętam, że wtedy to była najcudowniejsza dla mnie wiadomość. W sumie dokąd chodziłam, skurcze bolały, ale ciągle miałam jakieś takie poczucie sensu tego bólu to nie było tak źle. Dopiero po badaniu po paru godzinach, gdy lekarka powiedziała, że tu w zasadzie nie ma rozwarcia, a główka jest cały czas wysoko.... siły mi opadły. Potrzymali mnie jeszcze trochę. W końcu moja położna postanowiła jeszcze raz mnie zmierzyć. Szybko zawołała lekarkę i decyzja o cięciu zapadła w ciągu paru minut. To już nie było na co czekać, tym bardziej, że od jakichś kilkunastu godzin sączyły mi się wody płodowe.
Samo cc... za drugim razem udało się dobrze wkłuć w kręgosłup i poczułam przyjemne ciepło w nogach. Wtedy poczułam ulgę, że tego bólu skurczy już nie poczuję. Sama operacja przebiegła bardzo szybko. Okazało się, że mały był owinięty jak "baleron" pępowiną wokół brzuszka. To nie pozwalało mu się zsunąć niżej. Nie czułam bólu, a jedynie jak pielęgniarki pomagają go wypchnąć i uciskają aż gdzieś pod żebrami. Potem mały zapłakał tak słodko. Był ponoć już siny. Panie pięknie mnie zaszyły. Z resztą wtedy o tym nie myślałam. Leżałam potem w pokoju z jakimś cięższym workiem na brzuchu. Po kilku godzinach pojawił się ból, ale wtedy podawali mi już morfinę. Na prawdę było do zniesienia. Jedynie zakaz podnoszenia głowy był trochę uciążliwy, ale wytrzymałam. Po 20 godzinach już wstałam i chodziłam. Bolało, najtrudniej było przemóc ten strach, że szwy puszczą, ale udało się. Pielęgniarki potem same mówiły, że są zaskoczone, że tak sprawnie śmigam. Dostałam już wtedy dziecko do opieki, karmiłam przewijałam... wszystko sama bo był zakaz odwiedzin na oddziale (zima i ryzyko epidemii grypy). W 3 dobie wyszłam ze szpitala z dzieckiem. Moja pani doktor powiedziała, że jest zaskoczona, że tak śmigam, że nie wyglądam jakbym miała cc. A w domu... fakt miałam pomoc, ale trzymała mnie taka adrenalina, że cały czas łaziłam. Mąż mnie upominał, mama... a ja durna bałam się o dziecko w nocy, że się udusi i czuwałam nad jego łóżeczkiem. Wiecie co.... tak jak pomyślę.... dla mnie dużo trudniejsza w szpitalu była samotność i brak kogoś bliskiego obok. Myślę, że wszystko zniosłam dużo lepiej fizycznie, niż psychicznie. Cały ten ból, to wszystko co się działo, wszystkie badani itp.. były niczym dla mnie w stosunku do tego braku kogoś obok. Jak wracałam do domu to całą drogę ryczałam w aucie...nerwy mi puściły...a już w domu... pokarm płynął jak rzeka... i byłam tak potwornie szczęśliwa, że wyszłam ze szpitala, że szok. Nie było mi tam źle, swoją położną mogłabym po stopach całować, ale jednak ...coś mnie tam złamało.
Miałam namiastkę bóli porodowych i przeszłam przez cc. Podziwiam kobiety rodzące SN, bo będąc na obserwacji na sali porodowej miałam okazję słyszeć kilka innych porodów sn. To cholernie ciężka praca. Nagrodą potem jest szybsze dochodzenie do siebie. To na pewno. Z drugiej strony na ból po cc nie narzekam, bo akurat mnie on tak bardzo nie dokuczał. W 3 dniu nie brałam już nic uśmierzającego ból. Tak akurat się udało.  


Offline khadija

  • zapaleniec
  • *****
  • Wiadomości: 590
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 22.V.2010
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #492 dnia: 4 Listopada 2010, 13:14 »
DZIUBASKU jestem po przeczytaniu opisu porodu i jestem pod wielkim wrażeniem jaką masz lekkosc pióra:)opisałaś to tak,ze jak skończyłam czytać to chciałam więcej....Jeszcze raz gratuluję

Offline pamela

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 10971
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 05.09.2009
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #493 dnia: 8 Listopada 2010, 21:51 »
to i ja podziele sie swoim porodem.

9 dni po terminie, dzien ten zaczal sie pobodka o 2 46 tylko czemu? hmm chwila zastanowienia i juz wiem, skurcz. nie da sie tego pomylic z niczym innym. wstalam i zaczelam
wedrowac, bo tak najlepiej, ulezec sie nie da, alez ja bylam szczesliwa, ze nareszcie sie zaczelo i to samo, bez wywolywania. dalej juz mniej wiecej wiecie bo na zywo
pisalam na forum az do ok 17, kiedy to juz bol siegal zenitu, a dodam, bo nie zdazylam napisac, ze byly to najgorsze z boli jakie istnieja, bole krzyzowe, brzuszne byly do zniesienia
ale krzyzowe nie do opisania, jak nadchodzil skurcz zaciskalam oczy i myslalam tylko o tym, ze juz przechodzi a przechodzil dopiero po minucie, w trakcie normalnie chcialo mi sie
zygac z tego bolu, wiec o 17 postanowilam zadzwonic do szpitala, uslyszalam, ze moge przyjechac, ale nie gwarantuja, ze mnie zostawia, moga odeslac o domu, wiec my szybko
w auto i jedziemy. niestety godziny szczytu, wiec droga zajela nam z 40 min. na miejscu polozyli mnie na lozku, cisnienie w normie, serce malego tez, badanie wewnetrzne
wykazalo rozwarcie na 3cm, a bolalo mocno, jakas niedelikatna babka sie trafila. no ale niestety 3 cm to za malo, zeby mnie zatrzymali w szpitalu. ze zlosci sie poplakalam
no bo jak jak ja juz nie moge wytrzymac. polozna mowi, zeby przyjechac opiero jak juz bedzie tak mocno bolalo, ze bede walic glowa w sciane, albo wody odejda albo krew sie pojawi. no to wracamy
do domu. w domu gorzej i gorzej, spaceruje po pokoju, wyleguje sie w wannie, ale nic a nic ulgi nie ma. w koncu okolo 22.30 dzwonie znowu do szpitala, juz mi wszystko jedno
co sobie pomysla, ja jade tam i koniec. blagam przez telefon, ze juz wytrzymac nie moge, niech mi pomoga, no i w koncu jakas mila babeczka powiedziala, zeby przyjechac.
no to jedziemy, pozegnanie z mama, z nadzieja, ze juz tym razem opuszczam ten dom jako ciezarna po raz ostatni. pogoda kiepska bardzo, lalo niesamowicie. probowalam sie skupic na czyms innym niz
skurcze ale sie nie udawalo, wpadlismy do szpitala, a w szpitalu pusto, pare poloznych, ale pacjentek zero. sama na sali przedporodowej, podlaczyli ktg, cisnienie, kazali
oddac mocz i przygotowac sie do badania. w moczu slad bialka, ktg ok, cisnienie mierzone z 10 razy, za wysokie, badanie wykazalo rozwarcie na 6cm takze postepuje szybko,
decyzja zostajemy w szpitalu. przenosimy sie na porodowke. jak zobaczylam swoj pokoj, sprzet w nim, to az mi skurcze zelzaly na moment. warunki rewelacja, moja wlasna ubikacja z prysznicem, ogromna wanna
wielkie lozko, z czego ja skorzystalam tylko z lozka  przyszla przydzielona mi polozna, ktora zostala ze mna prawie do samego konca do konca zmiany, przemila kobieta, ja na poczatku
bylam sceptycznie nastawiona, bo to kobieta nie najmlodsza juz, ale przemila byla i bardzo pomocna, co chwile przynosila nam lodowata wode, mezowi kawe. zanim wszystko
powypisywala w karte minela chyba kolejna godzina skurczow, przez nasz pokoj przewinelo sie pare lekarek, podlaczenie kroplowki i innych sprzetow, poloznych, wszyscy mili i usmiechnieci, a mnie pomalu skreca.
przyszla pani doktor i poinstruowala polozna, zeby mnie zbadala, po badaniu okazalo sie, ze rozwarcie jednak jest na 4cm tylko i zeby nie siedziec wiecznie, bo nie postepuje
za szybko, podadza mi oxytocyne na przyspieszenie akcji, bo moglabym tam siedziec jeszcze pare dni czekajac az sie zacznie. instalacja wenflonu przebiegla sprawnie.
w koncu polozna sie pyta jaki rodzaj znieczulenia chce, to pytam jakie mozliwosci, no to gaz i powietrze, epidural w kregoslup lub morfina w udo. stwierdzilam, ze nie chce
nic, ewentualnie gaz i powietrze, mowilam to ze lzami w oczach ale twardo, no to dostalam rure i mialam na skurczu oddychac z rura w buzi. pierwszy wdech i wydech
i lekkie zawirowanie w glowie, ale bol jaki byl taki byl, i po paru razach odrzucilam ta forme znieczulenia, bo nawet sie skupic nie moglam tak bolalo. . w miedzyczasie
caly czas bylo monitorowane moje cisnienie, niestety za kazdym razem nie dobre, za wysokie dochodzilo do 150/100, przyszedl anestezjolog (mlody i przystojny, mimo bolu nie dalo
sie nie zauwazyc) i zaczal mi tlumaczyc, ze przy takim cisnieniu najlepszym rozwiazaniem dla mnie i dziecka bedzie epidural, ktory obniza cisnienie, w sumie juz
z ulga sie zgodzilam, bo i bol byl coraz gorszy i przeciez nie chce krzywdy zrobic dziecku. spocona jak mysz usiadlam na lozku, pochylilam sie, maz mnie za rece trzymal
a pan doktor zaczal sie wkluwac, dwa wklucia w kregoslup prawie ze bezbolesne i czekamy az zacznie dzialac. juz po chwili poczulam niesamowita ulge. po pol godziny juz
mialam lekko zdretwiala prawa strone, ale lewa nadal czulam, kolejne "doladowanie" epiduralu kolejna dawka i po kolejnych 30 minutach noge prawa mialam juz kompletnie bezwladna
ale lewa strone nadal czuje, przelozyli mnie na bok, komiczne to bylo, dwie polozne po bokach maz za nogi probuja mnie obrocic, ja kompletnie bezwladna od pasa w dol.
nagle slysze pisk maszyny, alarm, tetno malego spada. reset maszyny i juz znowu wszystko gra, jednak w obawie o malego lekarze postanowili podlaczyc mu do glowki takie druciki
ktore beda non stop monitorowaly jego bicie serca, bardziej wiarygodny odczyt bedzie. przy okazji musza przebic moje wody plodowe, ktore okazaly sie zielone, co rowniez nie jest
dobre dla dziecka. kurcze jak ja sie balam wtedy, moj strach zaczal sie w tym momencie.. wody przebite, lozko juz czyste i swierze, pan anestezjolog po raz kolejny doladowal
epidural i cos tam poprawil, smial sie, ze to najszybszy montaz epiduralu w jego karierze, i juz lewa strona bardziej znieczulona. choc nie do konca, ale juz trudno, tyle
to wytrzymam. takze godzina 3 nad ranem ja znieczulona, pod kroplowkami, cisnienie juz spadlo, mierzone co 5 minut, czasami nawet za male, ale wg lekarzy normalka.
mezowi podali kawe, poduszke i kazali sie przespac. ale jak tu spac, jak po 1. spotkanie z naszym synkiem tak blisko, a po 2. przywiezli na sale obok kobiete, ktora darla
sie w nieboglosy i rzucala czym popadnie. udalo sie urwac 15 minut snu. co chwile podawali mi lodowata wode do picia. tetno malego spadalo co chwile, ale tylko podczas skurczu
i nie za duzo, podlaczyli mi cewnik, maz trzyma za rece ciagle, ekscytacja siega zenitu, kiedy polozna o 6 mnie bada i stwierdza, ze jest rozwarcie na 9cm i za godzine
bedzie 10cm i jeszcze poczekamy godzinke, bo malego glowka nadal jest wysoko. o rany jeszcze tylko 2 godzinki!!! podkrecila oxytocyne z czym skurcze sie nasilily, i znowu lewa
strona bolala, coraz bardziej, anestezjolog przyszedl, dal kolejna dawke znieczulenia, ale powiedzial, ze wiecej nie moze, bo nie bede mogla przec, sama tez nie chcialam wiecej
ta dawka wcale nie zadzialala, no ale coz, dam rade, choc skurcze z jednej strony ciala dawaly sie we znaki rownie jak i bez znieczulenia. o 745 zmiana poloznych,
przyszla inna, rownie mila, razem ze studentka, tez bardzo fajna, szybkie przekazanie pacjentek przygotowanie mnie i sali i o 8 10 zaczynamy 3 faze porodu, parcie.
raz dwa trzy i na nadchodzacym skurczu gleboki wdech broda do klatki i przemy z calych sil, 3 parcia na skurcz. za kazdym razem maz parl ze mna, a polozna chwalila, ze
bardzo dobrze mi idzie. minelo pol godziny a ja nie czuje zmiany, tylko te cholerne skurcze, kiedy to sie skonczy wreszcie??? slysze jak miedzy soba polozne cos szepcza, wiec pytam
co jest grane, czemu nic sie nie dzieje, na co one, ze maly nadal jest wysoko i nic a nic nie schodzi w dol i ze musze sie jeszcze bardziej postarac i jeszcze mocniej
przec, no dobra ale ja juz z sil opadam. kolejne pol godziny parcia, coraz bardziej wykonczona, otumaniona i zdezorientowana, NO CO JEST??? minela godzina fazy trzeciej,
przychodzi pani doktor, bada mnie, kaze przec, i stwierdza, ze maly prawdopodobnie sie odwrocil i utknal, trzeba to sprawdzic, i albo zakonczymy porod kleszczami albo
cieciem, zaczela mi gledzic o konsekwencjach jakie moga byc, krwotoki paraliz itp i kazala podpisac, i jedziemy na sale operacyjna gdzie zrobimy probe kleszczy. nawet nie
jestem w stanie opisac wyrazu twarzy mojego meza, mojego przerazenia, strachu o dziecko. odlaczyli mnie od wszystkiego i jedziemy, czulam sie troche jak na ostrym dyzurze
maz podaza za mna cala blady, ale tuz przed sama sala stop, pan nie moze, "daj zonie buziaka" i w tym momencie oboje w ryk wpadlismy, no jak to w takim momencie nas rozlaczacna sali osob chyba z 20, ale nie studentow samych lekarzy i poloznych, z czego najbardziej zapamietalam 2 anestezjologow, bo caly czas do mnie zartowali, a mi do smiechu nie
bylo. slyszalam, jak polozne co chwile mowily, ze maz moj zmartwiony i informowaly go co chwile. polozyli mnie na takim lozku co przekreca sie i wisialam nad ziemia
na ukos, wkluli kolejna dawke epiduralu, ktora juz nic a nic nie zadzialala, i proba kleszczy polegajaca na badaniu przez lekarke, wsadzila mi reke do srodka az po lokiec
az z bolu i zaskoczenia pierwszy raz krzyknelam, i probowala dziecko przekrecic, pogmerala chwile i pokrecila glowa, niestety trzeba ciac, dziecko jest za wysoko i nie
da sie go obrocic. mi juz bylo w tym momencie wszystko jedno kto na mnie patrzy, gdzie patrza, co sie ze mna dzieje, byleby to sie juz skonczylo. bylam tak otumaniona
ze niewiele rozumialam, co do mnie mowia, musialam sie mocno skupic, do tego jeszcze te skurcze odczuwalne tylko z lewej strony byly juz naprawde nieznosne. tak wiec
przygotowujemy sie do cesarki, przyniesli deske i jak to w filmach przeniesli mnie na tej desce na inne lozko. lekarz wyjasnil, ze teraz podadza znieczulenie w
kregoslup, po ktorym juz napewno nic nie poczuje. kolejny raz pare osob musialo mnie podniesc i kolejne wklucie w kregoslup, pamietam, ze w tym momencie sie balam, ze
nie usiedze bez ruchu, bo skurcz nadchodzi i w najgorszym momencie poczulam wielka ulge, ciepelko jak sie rozchodzi i odretwienie, za chwile test mrozem czy i gdzie czuje
, jeszcze chwile trzeba poczekac az dojdzie do gory brzucha i juz za chwile nie czulam kompletnie nic. narzucili przed oczy wielka plachte, zebym nic nie widziala,
kazali rozlozyc rece, podlaczyli monitoring cisnienia, wsadzili cos na palec, i nagle slysze "kochanie juz jestem wszystko bedzie dobrze" i zobaczylam meza w ubraniu szpitalnym
za moja glowa. nagle dostalam jakichs drgawek, nie moglam opanowac trzesienia, pytam lekarza czy to normalne, twierdzi, ze normalne, moze byc taka reakcja. maz ze lzami
w oczach glaska po glowie, dziela nas tylko minuty od spotkania z synkiem.nie czuje kompletnie nic, domyslam sie, ze nastapilo ciecie, dziwne uczucie grzebania w brzuchu i nagle
najslodszy na swiecie dzwiek, placz mojego dziecka i juz go widze jak go niosa do stacji noworodka, na wazenie i opatulenie. emocje, ktore wtedy przezywalismy sa nie
do opisania, nie bylismy w stanie nic powiedziec, patrzylismy sie to na siebie to na synka i plakalismy, a lekarze nam gratulowali. i tak 28 pazdziernika, o godzinie
9.53 przyszedl na swiat nasz synek, wazyl 3,720kg a mierzyl niewiadomo, ale ok 54cm. dostal 10 punktow Apgar i plakal glosno prawie caly czas. dopoki polozna nie
przyniosla go do nas obwinietego w pieluszke i dala mezowi do potrzymania. maz przerazony ale i zachwycony z gardlem scisnietym z emocji przytulil po raz pierwszy naszego
synka, Boze jak ja chcialam byc na jego miejscu, ale szczesliwa bylam, ze chociaz tata moze go przytulic, polozyl go kolo mojej glowy tak, ze moglam chociaz na niego popatrzyc
zeszyli mnie, lekarka powiedziala, ze byl to rutynowy zabieg i wszystko przebieglo tak jak mialo byc.zabrali synka do lozeczka i pojechalismy na sale przejsciowa poczekac
az zwolni sie lozko na sali poporodowej. tam nagusienkiego tylko w pieluszce polozyli mi go na piersi, alez wspaniale uczucie!!! maly od razu wiedzial co robic i zaczac szukac
cycusia. maz pojechal do domku powiedziec mamie, a mnie przewiezli na sale, gdzie lezalam razem z 5 innymi kobietami po cesarce. maz przyjechal tylko raz popoludniu, bo
musial zajac sie goscmi, brat moj przyjechal, a ja zostalam sama z dzieckiem, chwile te sa niezapomniane, gdybym tylko jeszcze mogla sie ruszac wiecej. ale nie bylo zle
maly byl grzeczny. po 7 godzinach kazali wstac isc pod prysznic, wyciagneli cewnik, od razu ulga, bolalo niesamowicie, a dzieckiem trzeba bylo sie opiekowac, cala noc
nie spalam opiekowalam sie malym, nie wiedzialam co mu jest, ciagle plakal, cyca nie chcial ciagnac, probowalam mleka szpitalnego ale tez nie chcial, tylko plakal i plakal.
ale potem bylo juz coraz lepiej, nauczyl sie ciagnac, ja nauczylam zmieniac pieluchy. i od tej pory jest coraz lepiej. co do opieki szpitalnej to do momentu odwiezienia mnie na sale
poporodowa bylo rewelacja, czulam, ze naprawde sie mna opiekuja, ze przejmuja sie mna, zeby bylo mi jak najlepiej, natomiast na tej sali, gdzie juz bylo nas wiecej mialam
wrazenie, ze zostalam pozostawiona sama sobie, nikt sie nie interesowal, chociaz tez nie mam co wymagac, moze stawiaja na to, zeby matka z dzieckiem radzila sobie sama, a
polozna zawsze mozna bylo wezwac. wyposazenie rowniez super, wszystkie podklady majtki wkladki pieluchy waciki kocyki przescieradelka mleko wszystko bylo do oporu
dostepne, mozna bylo sobie brac kiedy sie chcialo, kontrola lekarska pare razy dziennie, moze moje negatywne wrazenie zostalo spowodowane tym tez, ze od razu zostalam
rzucona na gleboka wode i w pare godzin po operacji musialam sie zajmowac dzieckiem, gdzie bylam nadal jeszcze otumaniona, obolala i nie w pelni sprawna, do tego hormony
i placz gotowy. ale ciesze sie, ze dalam sobie rade, i nauczylam sie karmic sama bez niczyjej pomocy, nikt wiecej nie karmil na sali piersia, nikt mi nie pomogl, i to
mnie cieszy. teraz z dnia na dzien nie pamietam juz a raczej staram sie wyrzucic z pamieci wspomnienia tego porodu i skupic sie na saych szczesliwych chwilach. warto bylo
przejsc to a nawet wiecej, dla tej malej, bezbronnej, kochanej istotki tak bardzo uzaleznionej ode mnie.


Offline aneta_81

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 3666
  • Płeć: Kobieta
  • Szczęśliwa, spełniona..
  • data ślubu: 22.07.2006
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #494 dnia: 9 Listopada 2010, 09:11 »
pamelo, ale miałaś porod..

Offline ika3w

  • Ilona
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 3905
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 23.08.2008r
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #495 dnia: 9 Listopada 2010, 10:44 »
Pamela, brak mi słów a łzy cisną się do oczu... Dzielna jesteś!


Offline ela

  • Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 22579
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 13.08.2005
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #496 dnia: 9 Listopada 2010, 23:53 »
Aż się popłakałam :'(
Ale widac od razu że nie rodziłas w Polsce ... czy rodziłaś ?
To, że się uśmiecham, śmieje i żartuje jak zawsze nie znaczy, że u mnie jest zajebiście. Ja po prostu nie lubię pokazywać, że jest mi bardzo źle. -

Offline pamela

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 10971
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 05.09.2009
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #497 dnia: 10 Listopada 2010, 00:17 »
nie w Polsce


Offline dziubasek

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 17066
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: .:25.08.2006:.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #498 dnia: 12 Listopada 2010, 14:17 »
Pamela, wielki szacun... tego bałam się najbardziej- skomplikowanego porodu sn zakończonego szybkim cięciem... brrrr

Offline milenaw
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 3836
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 08-09-2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #499 dnia: 13 Listopada 2010, 20:43 »
pamelo jesteś bardzo dzielną kobietą. Przy woim porodzie mój to bułka z masłem.



Offline mikoala

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 3534
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #500 dnia: 17 Listopada 2010, 13:48 »
odazu mozna bylo sie domyslic ze nie w polsce, bo moglas wybierac sobie ze znieczuleniem, podklady, majtki, pieluchy ... do woli - w polsce jeszcze o takim przypadku nie slyszalam.
Ale poród ekstremalny, dzielna jestes.

Offline pamela

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 10971
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 05.09.2009
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #501 dnia: 17 Listopada 2010, 14:03 »
dzielna, nie dzielna, za duzego wyboru nie mialam, trzeba bylo jakos urodzic, a faktem jest, ze za duzo nie wiem co sie dzialo, czulam sie jak na totalnym haju, swiadoma tego co sie dzieje bylam tylko w danej minucie, lekarze cos do mnie mowia, ja potakuje a za chwile juz nie wiem o co chodzi.
eh wspomnienia towarzysza mi do dzisiaj, ostatnio musialam tam wrocic gdzie lezalam dokumenty wypelnic, to az sie poryczalam na wspomnienie tych dni.
mowia, ze to bol, ktory sie zapomina, ja nie zapomnialam, i watpie zebym zapomniala.


Offline Jagna77

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5924
  • Płeć: Kobieta
  • Mateuszek cały nasz świat ....
  • data ślubu: 08.04.2007 *WIELKANOC*

Offline Olaa
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 9501
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #503 dnia: 18 Listopada 2010, 14:54 »
Nieźle,ale i tak tam już nie wrócę ;)
There is no such thing as an ending. Just a new beginning...

Offline Maja

  • Global Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 34378
  • Płeć: Kobieta
  • bono animo es
  • data ślubu: 28 sierpnia 2004r.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #504 dnia: 23 Listopada 2010, 13:08 »

W środę wieczorem (10.11)  nasza położna miała dyżur więc podjechaliśmy zrobić ktg. Przy okazji usłyszałam, że brzuszek się stawia, hmm no nic ja tam nie wiem - można to i tak nazwać.
W łapkę guziczek i mam klikać, jak się mała poruszy. Ruszała się aż nadto ale zaraz, zaraz - małż przysiadł i pyta co oznacza zapis
- to są skurcze, regularnie co 3 minuty
- że co  (ja nic nie czuję, mnie to nie boli) 
- czasem tak bywa; jedne czują słabiutkie, a tutaj całkiem niezłe i nie bolą, pogratulować

Siedzimy, zapis sobie leci, mój wyedukowany małżonek co jakiś czas mi oznajmia, że idzie skurcz. Mam wrażenie, że sobie żartuje ale wygląda na całkiem poważnego. 
Przyszła położna, zmierzyła mi ciśnienie 95/55, szaleństwo. Od razu pyta jakie mam, niskie odpowiadam - aha, no widzę, że takie kurzęcie se se

Przychodzi Pani doktor, zerka na zapis i prosi o przejście na badanie. Położna mówi, że teraz to oni mnie do domu nie puszczą. Jak to nie, przecież ja tutaj przyjechałam tylko na ktg  (poza tym ostrzega przed badaniem bo Pan doktor podobno mało delikatna) 
Idę, badanie faktycznie do najprzyjemniejszych nie należy ale da się wytrzymać.
- rozwarcie, spokojnie palec wchodzi (że co   )
- podchodzi druga, młoda taka ale jej badanie jest przyjemne. Ona potwierdza
- zostawiamy Panią na oddziale do cięcia
- ale muszę, tak od razu dzisiaj ?
- no tak, są skurcze, rozwarcie i pośladki - i tak będzie cięcie
- ja się z mężem muszę naradzić, poza tym w każdej chwili dojadę
- Pani  ze Szczecina? Ma Pani torbę
- nie i nie (torbę mam w aucie ale nie powiem  )
- Pani decyzja, musi nam Pani podpisać, że została poinformowana ale nie wiem czy to dobrze, że Pani nie zostaje.
Poczekaliśmy na wypis, podpisałam co trzeba i pojechaliśmy na frytki.

Czwartek przeleżałam. Położna dzwoniła kilka razy i pytała, jak samopoczucie i czy dotrwamy do piątku. Postaram się.
Cięcie miałam mieć w piątek, ze względu na środową akcję 

W piątek obudziłam się o 4 z dość mocnymi skurczami ale przeleżałam jakoś, wstaliśmy razem z mężem i jedziemy. Małżonek był tak przejęty, że na ekspresówce zamiast obrać kierunek Szczecin, wjechał na Bydgoszcz se se 
Na IP standard - badanie, 100 pytań do itd. Poprosiłam jeszcze o sprawdzenie czy mi się niunia nie obróciła, zgodzili się chociaż usłyszałam, że jak jest akcja skurczowa to nie ma już szans ale kto się sprzeciwi rodzącej 
Dostałam seksowną koszulkę, lewatywa (tutaj naprawdę za dużo szumu jest, to nie jest nic strasznego, nieprzyjemnego czy co tam kto woli - dziwne uczucie tylko bo człowiek nie wie co robić )
Wzięłam prysznic, założyłam ciuszki i idziemy na trakt porodowy. Jak tylko wyszłam pod ktg leżała dziewczyna, usłyszała że ja na CC. Szczęściara powiedziała, a mnie się zrobiła tak strasznie przykro ale zaraz w myślach postawiłam się do pionu (opanuj się kobieto, Twoje emocje przechodzą na dziecko, a teraz to jest zbędne)

Trafiłam na zwykłą salę porodową. Właśnie w niej chciałam rodzić, była akurat wolna no ale… wkłucia, kroplówki, ktg i czekamy bo sala do cięć zajęta.
Moje skurcze da się odczuć, co chwile ktoś przychodzi, sprawdza, podłącza kolejny specyfik, informuje i wychodzi. Małż mi strzela foty i gadamy o głupotach.
Przychodzi lekarz, wita się - to on będzie mnie kroić. Dostaję do podpisania zgodę na CC z całą litanią ewentualnych powikłań i informacją, że mam prawo się nie zgodzić ale - no właśnie to ale. U pierworódek z ułożeniem miednicowym płodu nie „zaleca się” porodu SN i zaraz kolejna litania zagrożeń. Podpisuję zgodę.

Możemy jechać, yyy jechać - a mogę iść?
Chce Pani iść, no dobrze. Kroplówka w łapę, całus dla małżonka i idę. Wchodzę do Sali, witam się - rany, ilu tu ludzi. Wskakuję na łóżko, jeszcze tylko pytanie o wzrost i koci grzbiet - wkłuli się, poczułam zimno w jednej nodze, potem w drugiej. Położyłam się, jeszcze tylko test zimnym płynem i zaczynamy. Tylko chwila - Pani jest niestabilna (dziwne, żebym była w takim momencie). Jeszcze upewnienie się, na co jestem uczulona. No wszystko gra.

Leżę i czekam, obok jest oszklona gablotka. Jak się lekarz odsuwa to widzę co nieco. Sam zabieg przypomina mi zabawę psów szmacianą zabawką .  Mam wrażenie, że moje ciało lata po całym stole. Czekam, aż zobaczę nóżkę, targają mną takie emocje, że nie potrafię opisać. Za chwilę ktoś delikatnie przesuwa Lilę w dół, to czuję i cieszę się, że tak delikatnie, bez szarpania i uciskania żeber. Jeszcze chwila, jest. Nie płacze, tylko delikatnie miauknęła. Blondynka - słyszę i już za chwilkę mogę ją dotknąć. Leży sobie z rączką pod główką i patrzy. Głaszczę ją, wącham, całuję i nie potrafię wydobyć słowa bo co można powiedzieć w takim momencie…

Potem ją zabierają ale wiem, ze tam czeka na naszą pchełkę małżonek. Łzy lecą mi same - nie wiem dlaczego bo uczuć i myśli mam w tym momencie tyle. Mój żal do samej siebie, że tak wyszło i szczęście, że wszystko jest dobrze bo słyszę 2860, 54cm  i 10 pkt.


Offline jagodka24

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 11571
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #505 dnia: 23 Listopada 2010, 21:01 »
maja no widzisz? juz po wszystkim
witamy lilianke na tym świecie

Jagoda - 05.06.2007
Maja - 29.03.2010

Offline ~Ania~
  • Global Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 24071
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 2006-10-07
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #506 dnia: 24 Listopada 2010, 16:03 »
Bardzo fajny opis... Taki spokój bije od Ciebie :)

Offline jumi_1979

  • uzależniony
  • *******
  • Wiadomości: 1348
  • Płeć: Kobieta
  • samodzielna mama
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #507 dnia: 21 Grudnia 2010, 20:18 »
Ponad 2 miesiące od porodu czas się zabrać za relację ;)

Zaczęło się jak u Hitchcocka - najpierw trzęsienie ziemi, a później napięcie stopniowo rosło.

Sobota, 16 października
Od kilku już dni mieszkałam u Rodziców - zdecydowaliśmy z A., że będę rodzić w Strzelcach (od kilku lat współpracuję z oddziałem ginekologicznym i położniczym, znam i cenię personel, ciążę prowadził ordynator, itp.). Nie chciałam ryzykować jazdy w bólach prawie 70km, stąd decyzja o sprowadzeniu się do rodzinnego domu. Tym bardziej, że u nas ciągle trwał remont.

Plan na sobotę - spotkanie rodzinne u Rodziców A. Pojechałam do Opola, chociaż wszyscy już się pukali w głowę, że za chwilę termin porodu, a ja samochód prowadzę ;) Plan był dobry, tylko wykonanie było kiepskie - zamiast miłego wieczoru zaliczyliśmy awanturę o jakąś bzdurę remontową >:( A. pojechał do nas, ja wróciłam do Strzelec - w ramach poprawy nastroju poszłam na pizzę. Zanim przyszłam do domu pogadaliśmy z A. przez telefon i już było lepiej :D Spać mi się nie chciało, "nosiło" mnie do 1.15. Ostatnią myślą przed zaśnięciem było: "chyba do rana zacznę rodzić"...

Niedziela, 17 października

Tuż przed drugą obudziła mnie ciepła strużka - pierwsza świadoma myśl: "odchodzą mi wody". Spokojna analiza sytuacji: "poród tak szybko nie postępuje, skurczów brak, ceratka pod prześcieradłem na wszelki wypadek jest, mam czas". Obróciłam się na drugi bok i najspokojniej w świecie zasnęłam ;D Pół godziny później obudził mnie pierwszy skurcz. Grzecznie zegarek do łapki, mierzymy czas między skurczami - jest nieźle - 3 kolejne skurcze co 10 minut. Czas wstać i przygotować się do szpitala. W domu panika w sekundę po informacji, że się zaczęło. Mama patrzyła na mnie jak na kosmitkę, kiedy ze stoickim spokojem oznajmiłam, że najpierw to ja pod prysznic idę. Pierwszy telefon do A.; nie odpowiada. Pod prysznicem skurcze coraz częstsze, co 6 minut. W między czasie kolejne telefony do A. - dalej nic, więc zaczynam się złościć w duchu. Skurcze co 5 minut - zaczyna do mnie docierać, że to już TO ;) Sprawdzenie dokumentów, skurcze co 3 minuty, kluczyki od samochodu do ręki i wychodzimy. Bezcenna mina Taty przy słowach "Ty chyba nie zamierzasz prowadzić?" :o Grzecznie oddaję klucze ;D

W szpitalu

Jest 3.40. Standardowa procedura przy przyjęciu, nawet sprawnie poszło. Rodzice wracają do domu.  W przebieralni kolejny telefon - nie odbiera. Robi mi się przykro, że A. przy mnie nie będzie, ale trudno - nie mogę się teraz rozkleić, mam zadanie do wykonania. Jedziemy na porodówkę, podłączenie aparatury, kolejne dokumenty, badanie, mamy rozwarcie "na palec". Chwile grozy, kiedy słyszę alarm i słowa: "zanika tętno dziecka! Biegiem na salę!" Po chwili jest przy mnie tłum ludzi. Ulga, kiedy wszystko wraca do normy. Kolejne badanie, jest już 3,5cm. Decyzja, że monitorujemy stan dziecka i jeśli nic się nie będzie działo, czekamy z zabiegiem do 7.00. Patrzę na zegar na ścianie - 4.45. Dam radę, nawet jeśli to są 2 godziny na leżąco. Boli! Wdech, wydech, wdech, wydech...  

W pewnej chwili czuję, że MUSZĘ do toalety. Już otwierałam usta, żeby prosić o odłączenie od aparatury, gdy dotarło do mnie, że to mogą być bóle parte. Patrzę na zegar - 6.25. Jak to? Już?! Nie wiem, kiedy to minęło ::) Ale nawet jeśli nie zauważyłam upływu czasu, to chyba na parte za wcześnie?!Poza tym, jakie parte? Ja mam mieć cesarkę! Mówię lekarzowi (który beztrosko gawędził z położnymi cały ten czas monitorowania), że chyba zaczęły się bóle parte. On w śmiech, że niemożliwe u pierworódki, ale zbadamy i zobaczymy. Kolejna bezcenna tego dnia mina  :o - wraz z komentarzem: "Pełne rozwarcie! Ściągamy zespół, a pani pod żadnym pozorem nie prze." Łatwo powiedzieć ;) Tu serdeczne dzięki należą się pani Zosi, której miażdżyłam palce, a która dzielnie to znosiła i jeszcze instruowała, jak oddychać. Jakieś dokumenty do podpisania, które mam ochotę raczej wyrzucić niż czytać, jakieś własnoręczne gryzmoły, które mają być moim własnym podpisem... Już jest anestezjolog, robię koci grzbiet, czuję wbijaną igłę, mrowienie w nogach i nagle... Błooooogie ciepło :D Nie boli... 6.50 na zegarze, słyszę "Zaczynamy!". Chwilę później położna podaje godzinę - 6.55. Czekam na pierwszy płacz - w sali cisza. Czuję paniczny strach, słyszę odsysanie, nadal nic. Czas stanął w miejscu. I nagle cichutki pisk - oszalałam ze szczęścia, uśmiech od ucha do ucha, a policzki mokre od łez. Wtedy mój świat zaczął się od początku - urodziła się Anusia, 51cm, 2356g.  :Zakochany:




Offline pamela

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 10971
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 05.09.2009
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #508 dnia: 21 Grudnia 2010, 20:35 »
to meza nie bylo z wami? odebral w koncu? twardy sen ma w takim momencie ;)


Offline jumi_1979

  • uzależniony
  • *******
  • Wiadomości: 1348
  • Płeć: Kobieta
  • samodzielna mama
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #509 dnia: 21 Grudnia 2010, 21:19 »
Ano nie było... Dojechał koło 11tej dopiero. Małżeństwem nie jesteśmy 8)