Blisko, bliżej, coraz bliżej
Na forum trafiłam po raz pierwszy jakieś dwa lata temu. Wtedy myślałam, że ten czas zbliża się wielkimi krokami, że to już ta chwila, kiedy i ja założę obrączkę na palec mężczyźnie mojego życia. Niedługo potem przekonałam się, że ten czas nie był tym czasem, ta chwila nie była tą chwilą, a mężczyzna mego życia okazał się wcale nie być mężczyzną mego życia. I tak zostałam 27letnim singlem, a właściwie singielką, jak to się teraz modnie mówi. Moda, która ma sprawić, że samotni poczują się lepiej. Widocznie ja do modnych nie należałam, bo wcale lekko mi nie było. Za wszelką cenę starałam zachować pozory życia na luzie, a w rzeczywistości prawie ulegałam miłosnej desperacji. Wizja staropanieństwa wisiała nade mna jak miecz Damoklesa. Nie chciałam należeć do tych osób, które miesiącami wylewają łzy w poduszkę albo też czekają na Godota. Po nielicznych próbach zapomnienia tego co było i poukładania sobie życia na nowo, co zresztą w oczach moich przyjaciół szło mi bardzo sprawnie, w czym - przyznam - rację mieli, postanowiłam wziąć się w garść, nabrać nowej pozytywnej energii i zaczęłam dalej marzyć o białej sukni i welonie.
To właśnie w takich sytuacjach człowiek najbardziej poznaje samego siebie. Ja przekonalam się, że jestem silną i do życia pozytywnie nastawioną osóbką. I może to ta moja wewnętrzna wiara w to, że to co najlepsze jeszcze przede mną sprawiła, że wkrótce potem pojawił się ON w całkiem nieoczekiwanym terminie, w zupełnie niespodziewany sposób.