A tak z bardziej przyjemniejszych rzeczy, to wczoraj też, mimo zaleceń lekarza, poszłam na ostatnie mierzenie sukien. Iść musiałam, bo umawiałam się już tydzień temu i nie chciałam odwoływać, bo znów musiałabym z tydzień lub dłużej czekać na wolny termin. No i podjęłam decyzję co do sukni. Już na 100%. Przymierzyłam jeszcze kilka sukienek, ale gdy ubrałam jedną i mama mnie w niej zobaczyła (na wszystkich mierzeniach byłam z mamą), to ją wręcz powaliło. Zresztą ja sama też się w niej zakochałam. Mama twierdzi, że wyglądam w niej bosko, a jak to mama zawsze była szczera i nie bała się krytykować mojego wyglądu w innych sukniach i teraz stwierdziła, że to suknia najpiękniejsza jaką w życiu widziała i że wyglądam w niej cudnie. Dlatego też decyzja podjęta. Niestety zdjęć w niej nie mam - nie pozwolili robić, dopiero jak wpłacę zaliczkę więc wkleję wam zdjęcia na modelkach.
Tu widok z bliska.

Suknia w całej okazałości.

I boski tył.

Na wzięcie miary i wpłacenie zaliczki pójdę pod koniec kwietnia. Do tego czasu mam zamiar jeszcze trochę schudnąć, żeby różnica w moich wymiarach między wzięciem miary a otrzymaniem sukni była jak najmniejsza. Będę na nią czekać około 4 miesięcy. a powiem wam, że tak byłam wczoraj podniecona tym, że w końcu podjęłam ostateczną decyzję, że aż mi się w nocy ta suknia śniła.
