Obiecałem Izuni, że opiszę nasze zaręczyny z mojej perspektywy... No cóż, przyszłej żony nie można zawodzić

Zanim się rozpiszę chciałbym powitać wszystkie Foremki uzależnione od welonów, białych sukien i wizji nocy poślubnych

No dobrze... Zaręczyny...
11 sierpnia roku 2007 Izunia i Marcin pojechali razem nad morze do Sianożęt (tuż obok Ustronia Morskiego). Nie będę zanudzał opisem skoków przez fale, słonecznych kąpieli itp. Przejdę do konkretów. Pierścionek od dawna już czekał na okazję, by znaleźć się na paluszku mej Ukochanej, z góry jednak zakładałem, że zaręczyny mają być cudowną i wymarzoną chwilą. Należało o takową zadbać. Oczywiście chciałem również chociaż odrobinkę zaskoczyć mą Drobinkę, ale trochę utrudniał to fakt, iż zakładała, że zaręczymy się w wakacje, a to był nasz jedyny wspólny wypad (brak urlopu :/). Zaręczyny zaplanowałem na środę. Dlaczego? Cóż... Jest to środkowy dzień tygodnia, środek wyjazdu i w ogóle jakoś tak to sobie ułożyłem

Dziwnym trafem od poniedziałku Izunia zaczęła się dziwnie zachowywać. Sobota, niedziela - cudowna sielanka zakochanych po uszy ludzi. Poniedziałek - moje Kochanie zmienia się w jakiegoś nerwusa... Wtorek - kto podmienił moją Izunię na tą Złośnicę! Co się z nią stało? I ja mam z nią całe życie spędzić???

Żartuję. Ale tylko troszeczkę. Moja Izunia (jak się później okazało) po prostu zaczęła podejrzewać, że TA CHWILA się zbliża, ale zamiast radości i uśmiechu były nerwy. Te kobiety...

Środa (dotrwała któraś z Was aż tutaj?)...
Plan był taki - w zaręczynowy wieczór musi być wszystko:
a) zachód słońca
b) kolacja
c) piękny kwiatek
d) plaża nocą, spadające gwiazdy, wino z kubeczków (takie moje marzenie, wypić winko z plastikowego kubeczka z Kobietą, która będzie dla mnie Wszystkim - przyjaciółką, kochanką, spełnionym snem...)
e) pierścionek z brylantami

f) nie powiem, bo się wstydzę

Należało powyższe punkty wprowadzić w życie.
a) Zachód słońca... Siedzimy sobie z Izunią na plaży, na kocyku, objęci podziwiając czerwoną tarczę słońca, która chowając się w morze zabarwiała delikatne, letnie obłoczki... Później się okazało, że Izunia właśnie podczas zachodu oczekiwała zaręczyn

He he - to by było zbyt oklepane

b) Kolacja... Po zachodzie niemal jak co wieczór włóczyliśmy się po Ustroniu wcinając gofry i grając w cymber guy'a (chyba tak się to pisze

). Zgłodnieliśmy - no to poszliśmy coś zjeść (tak w ogóle to moja Kobietka właśnie mi marudzi, że to za długie i nikt nie przeczyta

)
c) Kwiatek... Skąd wziąć kwiatek nad morzem w środku nocy? Jak to skąd? W pobliskim wesołym miasteczku na pewno kręci się Pani z Kwiatkami... Wybieram najpiękniejszą Różę dostępną tego roku nad naszym morzem...
d) Nie ma to jak kilometrowy marsz nocą po plaży w poszukiwaniu ustronnego miejsca. Nie ma to jak znaleźć ustronne miejsce, rozłożyć kocyk, wbić w ziemię różyczke i... zobaczyć kilka metrów dalej światło komórki :/ Na szczęście po chwili byliśmy już sami. Cieplutka, sierpniowa noc (nie uwierzycie, ale to była najcieplejsza noc podczas tego wyjazdu!) Rozlewam martini do kubeczków. Nad nami spadające gwiazdy (to można sprawdzić - od 12 do 16 sierpnia naprawdę spadały gwiazdy - moja zasługa

). Rozmawiam z moją Izunią, przytulam ją, obserwujemy widoczne na horyzoncie światełka zacumowanych w oddali kutrów. Pudełeczko z pierścionkiem ląduje w mej dłoni... A moja Izunia stwierdza, że chyba się spiła, bo światełka na horyzoncie jej dziwnie wirują. Dżizys... Byłem bliski popełnienia samobójstwa. Lub zabójstwa. Zresztą na jedno by wyszło, bo bez mojego Maleństwa niemógłbym żyć. W końcu światełka przestały "śmiesznie się huśtać"... Czekam na moment... Izunia stwierdza, że "Tobie już chyba na mnie nie zależy" (Ona już tak ma)... Klękam przed nią, otwieram pudełko z pierścionkiem i wyznaję miłość. Nie pytajcie co mówiłem... Potrafię się rozgadać

Wiem, że starałem się mówić jak najmniej, a całość zakończyłem słowami "czy spędzisz ze mną resztę życia?"... Moja Kobietka zamiast odpowiedzieć przytuliła sie do mnie, a ja czekałem cały w nerwach. Niby z góry wiadomo, że powie "tak", ale trzęsłem się cały jak diabli

W końcu wyszeptała "tak", a następnie kazała zaświecić komórką, bo przecież po ciemku nie widzi pierścionka. Boże! Te Baby! Normalnie ręce opadają, chwila będąca wstępem do wspólnego życia, a ta musi brylanciki oglądać

I tak ją kocham

Posiedzieliśmy jeszcze troszeczkę i ruszyliśmy do domku. Oczywiście musieliśmy przystawać pod każdą latarnią po drodze - a co tam, ważne, że pierścionek się spodobał, niech ogląda

f) mówiłem że nie napiszę co było potem

Tak to mniej więcej wyglądało z mojego, męskiego punktu widzenia. Ciekawe czy któraś z Was przebrnęła przez te wszystkie wypociny?

Jak za bardzo nie nudziłem, to może opiszę jak wyglądało nasze poznanie się i pierwsze spotkania z mojego punktu widzenia

Troszkę to inaczej było

Dobra, kończę, bo moja Izunia tak słodko patrzy, że muszę jej dać buziaczka

Pa!