Cześć kochane,miałam chwile załamki,powiem tylko tyle to był najgorszy dzień w moim życiu,po pierwsze Bartek rozmawiał z rodzicami i oczywiscie mega wojna,przyszła tesciowa sie napracowała,bo odpadła wiekszość rodziny od Bartka,potem zadzwoniłam do mojego najlepszego kumpla i co-jego ojciec jest w szpitalu miał wylew,a stan sie pogarsza i raczej nie bedzie go z nami,potem pojechałam po moja sukienke i co nie była wcale zrobiona,wcale nie byłam zapisana na ten dzień i chcieli mi termin przesunąc na nastepny tydzien-juz widze siebie w pociągu z sukienka,pomijam fakt,ze nie miałabym kiedy tam jechać,no ale po jakims czasie stwierdziły,że postaraja sie ją zrobic,więc poszliśmy połazić,no i gdy już tak sobie siedzielismy na trawie,to mój powiedział,że najchetniej wcale nie brałby tego ślubu,albo zrobiłby go inaczej,bo nic nie ma sensu i wszystko jest do kitu-ja czuje tak samo,oboje stwierdzilismy,ze gdyby był miesiac do slubu,to odwołalibyśmy go,potem poszłam po moja sukienke,oczywiscie jej nie zrobili i musiałam zabrać ja taką jaka jest,przymiarka była tak szybka,że nie miałam czasu jej obejrzeć,potem zaczęły się schody,bo welon miał byc gratis,ale niestety musiałam za niego zapłacić,nie usuneli tego kawałka materiału z pleców,bo nie miały już na to czasu,więc sukienka nie jest taka jak miała być,ogólnie cały dzień się sypał i duzo tego było i kiedy dotarłam do domu to byłam tak przybita,że cały czas wyłam,dostałam gorączki i było mi źle,ale następnego dnia wstałam,co prawda ze spuchnietymi oczami które wygladały okropnie,ale czułam się o wiele lepiej,chyba to wypłakałam,tak troche jest mi smutno,bo z dużego wesela wymarzonego, bedzie tylko garstka ludzi,ale to będą ludzie którzy wbrew wszystkiemu chcą z nami tam być i świętować i jak o nich pomysle robi mi się miło na serduchu