Śniło mi się tak:
Bylismy już w kościele - takim ciemnym i ponurym, ale to był niby kościół u Piotrka.
Siedzielismy, nie jak zwykle Młoda Para - przed ołtarzem, na środku - ale w pierwszej ławce z boku kościoła
Tata Piotrka chodził po całym kościele.
Już miała sie zaczynać msza, gdy ksiądz, jakiś stary taki, podszedł do Taty P. i powiedział, że musi zapalić - na środku kościoła zaczął palić papierosa
Potem miał byś psalm - Tata P. podszedł do mnie z mikrofonem - ja go miałam zaśpiewać
Śpiewałam, kołysząc sie na boki i podskakują, na jakąś baaardzo skoczną, niepsalmową wcale melodyjkę
Moja Mama, siedząca w ostatniej ławce z kuzynką, za którą nie przepada, zaśmiewała się ze mnie do łez

tata jej wtórował...
Po mnie miał śpiewać Piotrek, ale... gdzieś znikł i nie było wiadomo gdzie.
W pewnym momencie stwierdziłam, że nie mam welonu.
na to Mama Piotrka, że Sylwia ma parę
Sylwia, moja koleżanka, wstała z ławki za mną i z reklamówki zaczęła wyciągać welony: czerwony, biało-czerwony, czarny... ja zaczęłam tłumaczyć, że nie chcę takich, tylko MÓJ BIAŁY WELON!!! ten, który wybrałam!
Ona wyciągnęła jeszcze jeden - kółko z tiulu jakieś, białe, wyjęła igłę z nitką, zmarszczyła to kółko, przyszyła,,, małą plastikową buteleczkę owiniętą w folię aluminiową (miała robić za diadem

) i doprawiła srebrną wstążeczkę do kwiatów...
Wzięłam ten "welon" i zaczęłam sobie zawiązywać tę wstążeczkę dookoła włosów - związanych na czubku głowy
W końcu odczepiłam "diadem" i przywiązałam.
jak sie uporałam z welonem, zobaczyłam, że robi sie jakoś pusto w kościele... W końcu zostałam sama
Za chwilę przyszła pani Bożena, znajoma mojej Mamy.
Powiedziała, że Janka Górowa

zabrała z sali weselnej prawie całe jedzenie i z nim uciekła i nie wiadomo gdzie jest
(Janka Górowa to osoba autentyczna, nasza dawna sąsiadka i mama p. Bożeny

)
No i powiedziała jeszcze, że ustaliły z moją Mamą, że ona zabierze to jedzenie co zostało do nas do domu i tam zaprosimy tych gości, którzy nie odjechali...
A ja na to z wrzaskiem: "NIE BEDZIE WESELA??? MOJEGO WESELA NIE BĘDZIE???" Nie mogłam uwierzyć... Tyle przygotowań, tyle czekania, a MOJEGO WESELA NIE BĘDZIE...

Stwierdziłam, że teraz trzeba oddać prezenty gościom.
Znalazłyśmy się u mnie w domu.
Poszłam do łazienki, żeby odplątać ten mój "welon" razem z wstążeczką.
W łazience był lelewizor stojący na wannie, który zaczynał działać, gdy pyknęło sie włącznik światła w łazience. Światła nie było, stała tylko na umywalce lampka nocna, gdzie po włączeniu, zapalała się świeczka, zamiast żarówki
Tyle.
Dodam, że ani Janka Górowa, ani Pan Młody nie zostali w moim śnie odnalezieni
Obudziłam się, i odetchnęłam z ulgą, że wesele jednak bedzie

Oczywiście J. G. nie zapraszamy
