Piszę tego posta, bo mam doła ...
Dzień zapowiadał się pięknie, pojechaliśmy z moim Piotrkiem na działkę do rodziców pić (imieniny mojego tatusia), no i Piotrek o wiele za dużo wypił. Jednak trzymał sie dobrze, troche przynudzał, ale trudno. Najwazniejsze jest to, że dowiedziałam się (moi rodzice również), że prawdopodobnie ślubu nie będzie za rok!!! A czemu?
Po pierwsze mój Piotrek jakiś czas temu stracil pracę, ja zwolnilam się ze swojej, teraz razem chcemy coś rozkręcić. No, ale nie wiadomo jak będzie. Jak zawsze. I Piotrek stwierdził, że póki wszystko sie nie ułoży, to nie będzie zaręczyn, nie będzie ślubu.
A ja tak o tym marzyłam. Moje plany runęły, łzy poleciały mi z oczu, bo marzyłam o tym ślubie!
Po co Piotrek cały czas mnie zwodził, że 21 czerwca 2008r. jest nadal aktualne? Wczoraj mi powiedział, że wkrótce się oświadczy, a dzisiaj na działce taka zmiana.
Po imprezce (mój tatus szybko odpadł), przyjechal po nas nasz "kierowca". Piotrek w między czasoie zadzwonil do kumpli i umówil się z nimi na imprezkę wieczorem, czyli od razu. Ja na to, że nie jedziemy, bo on bardzo pijany, głupoty gada i w ogóle ubrani jesteśmy jak na lato. Jednak nie dało mu się przemówić. W samochodzie miał długie spodnie, to sie przebrał, ale ja nic takiego nie miałam. Jak dojechaliśmy na miejsce, spotkaliśmy znajomych. Wysiedliśmy się przywitać, a że oni akurat wyszli po zapas alkpoholu, to Piotrek mów wsiadajce! Nam w samochodzie zostały 2 miejsca siedzące, a wszystkich było jeszcze z 6 osób (jak nie więcej). Ja na to, że sie nie zmieszczą, i niech się uspokoi, na co Piotrek na mnie się wydarł, że siędzę z przodu, więc mam nie marudzić. Jak dotarliśmy wszyscy na miejsce, zostałam w samochodzie i powiedziałam koledze, że ma mnie odwieźć! I na tym się skończyło. Piotrek pijany, pije nadal, a ja sama siedzę w domu, i cholernie się o niego martwię.
Przepraszam, za długiego posta, nie związanego z tematyka ślubną. Ale musiałam się wygadać! I pożalić, bo tak liczyłam na ślub za rok.