hej hej juz jestem...ledwo zyje wlasnie sobie uswiadomilam ze od zeszlej niedzieli malo spie...a jesli juz to byle jak...bo najpierw byla majowka a pozniej wiadomosc o tragedii...i ciagly ruch sprzatanie zalatwianie...

padam no ale juz po wszystkim i mysle ze bedzie coraz lepiej...jestem tak zmeczona ze padam
a propio mojej cioci Basi to dowiedzialam sie dzisiaj na cmantarzu od obcych osob jak ciocia mnie bardzo kochala...ze tu w szczecinie bylismy tylko my z rodziny a ja bylam na kazdy telefon robilam zakupy pogadalam...podobno mowial o mnie ze bylam jej corka...mame chyba zatkalo

ale powiedziala ze w takim razie mialam 2 mamy

bylo to bardzo mile...

ale i szok dla mnie bo nie wyobrazalam sobie ze cos takiego sie stanie ok wiemy ze zycie konczy sie smiercia ale nie przyjmujemy tego do siebie dopoki to nas bezposrednio nie dotyczy
podobno nalezy na spokojnie przeanalizowac pogode dzisiejsza...mama mowi ze ciocia taka byla jak blyskawica tu sie pojawila tam i blysla
czasami mam taki moment jak dzwoni tel ze to ciocia basia....bo dzwonila do nas codziennie...a teraz wiem ze juz nie zadzwoni...ze jej nie bedzie...szkoda mi ze to kiedys juz nadeszlo...ciocia miala 70 lat a gdzies od 7 tylko nie pracowala...dzisiaj bylo duzo jej przyjaciol kolezanek z pracy znajomych...cala kaplica...
a pan z busa powiedzial ze szybko sie spotykamy ( wiozl nas na majowke) tylko szkoda ze w takiej okolicznosci

wolalby slub, czy chrzciny
aaaaa chcialam jeszcze napisac jak ciocia mowila na swoje kochne kwiatki:
chujacynt
sterczyk
pitunia
kurwalijka
pewnie sie domyslacie o jakie chodzi
