
przysmazyc? laski padniecie. Wczoraj pierwszy dzien - masakra. normalnie slonko bylo i prazylo do 12 gdzies, potem chmury i nawet nam deszczyk pokropil, szok

ale goraca niemilosiernie. niczym stare dziadki wczoraj poslzismy spac gdzies kolo 22 choc wokol mnostwo koncertwo i imprez, normalnie sie czlek wymeczyl tym ciepelkiem. Za to dzis 6 rano a ja pobudke Olkowi urzadzilam, bo jak to tak - slonce swieci, a my dalej spac bedziemy

wiec zara mykamy na sniadanko i rozpoczynamy plazowanie, moze dzis uda sie przypiec odrobine
Troche upierdliwi bywaja tutejsi ludzie. Normalnie Olek mowi ze musimy soebi koszulki sprawic z napisem we're not rasta

buzie nam juz wykreca jak kolejny raz w ciagu godziny musimy tlumaczyc, ze nie chcemy palic, ani jesc ciasta, ani pic magicznej ichniejszej herbatki. normalnie wczoraj nam nawet zjarany rastaman chcial sprzedac liscia z drzewa

stwierdzil, ze musimy cos miec do opalania, bo mamy jasna skore, a najlepsze sa produkty naturalne

porazka. No i w okolo walesaja sie najarani ludzie, co wciskaja koraliki i inne pierrdoly, opedzic sie nie da. Pierwszego dnia myslelismy, ze w akcie desperacji to baciochy zetniemy co by sie odczepili. Ale juz jest ok.
Mielismy troche przygod po drodze - najpierw problemy na Okiu i odsylanie z bramki do bramki - wkurzenie ludzi do okoa, potem w Montego Bay kolo mowi, ze mamy transfer nieoplacony do lotniska - zaczely sie telefony, wyjasnianie i okazalo sie ze jest ok.
koncze powoli, bo jeszcze maila do rodzicow chcemy wyslac.
ps. sprawy slubne jakos stoja na razie. nikt jeszcze do nas nie przyszedl i nic nie wiemy jesczze

hmm
papapapappaaa
milego dnia kobiety