Ojoj, ale tu się pozmieniało na forum!
U nas bez większych zmian, latamy ciągle zajęci mamą. Mama była kilka dni w szpitalu na badaniach. Chcieliśmy ją wziąć teraz do siebie, ale mama się uparła i znowu musieliśmy się do niej sprowadzić, co znów odkłada nasze bebikowe przygotowania w przyszłość... A czasu coraz mniej...
Ostatnio byłam w jednym ze szpitali z mężuńkiem. Pracuje tam przemiła położna, która prowadziła naszą szkołę rodzenia. Miało być bardzo miło, a spłakałam się jak bóbr. Powiedziałam jej, że moja dzidzia na ostatnim USG (w 31 tyg z wyliczeń, w 29 z pomiarów) była w położeniu pośladkowym i zapytałam się jak ona widzi obrócenie się maluszka w moim przypadku (mam 150 wzrostu). Myślałam, że mi powie, że jeszcze ma maluszek czas, a ona powiedziała, że wg niej w moim przypadku raczej obstawiałaby, że się nie obróci, bo ma mało miejsca i że będę miała najprawdopodobniej cesarkę. Strasznie się wtedy popłakałam, bo nie chcę cesarki, choć wiem, że poród naturalny to niełatwy orzech do zgryzienia.
Niemniej jednak robimy z mężusiem sesyjki odwracania maluszka i mam wrażenie, że zmienił pozycję. Może jeszcze nie na główkową, ale na pewno w którą stronę się przekręcił, a to znaczy, że jednak jeszcze trochę miejsca ma w tym moim brzusiu.
Pozdrawiam Was słonecznie
