2 dni temu, we wtorek 29 maja, zmarła moja mama ...
Nie mam już na nic siły, za dużo tego. Pogodziłam się już z myślą, że mój tata nie dotrwał do narodzin bąbelka, ale mama?
Dlaczego ona mi to zrobiła?!
Mieliśmy się w tym tygodniu przeprowadzić do nas, po upałach... niestety mama nie wytrzymała upałów, była słabsza z dnia na dzień.
We wtorek koło południa miała już sine usta i zimne ręce i nogi, oddychała bardzo ciężko, nie miała siły siedzieć ani mówić. Stwierdziłam, że jest na tyle źle, że zadzwoniłam na pogotowie. Myślałam, że dadzą mamie jakąś kroplówkę na wzmocnienie, czy coś... aby tylko przetrwać te upały.
Pogotowie przyjechało i powiedziało, że mama jest w bezpośrednim narażeniu życia, ale mama, resztką sił pokiwała głową, że nie zgadza się ani na szpital, ani na kroplówkę... Pogotowie odjechało, a mama zmarła niecałe 3 godziny później...
Wczoraj załatwialiśmy wszystkie formalności... teraz snuję się z kąta w kąt i co chwila mama staje mi przej oczami, raz pełna życia, kiedy się uśmiecha i rozmawia, a później kiedy leży w łóżku, taka przerażająco spokojna, bez oznak życia. Codziennie toczyła walkę o każdy oddech, we wtorek walkę przegrała...