Jesteśmy z Narzeczonym praom jeszcze z czasów licealnych, więc niedługo stuknie nam 8 lat razem

Już od dawna wiedzieliśmy, że chcemy być razem do końca życie i temat ślubu, dzieci itp. przewijał sie co jakiś czas w naszych rozmowach. Oboje byliśmy zgodni co o tego, że zaręczyny oznaczają, że zaczynamy przygotowania do iwlkiego dnia! Zaręczyny były 8.11.2009, ale po kolei...
Już jakos tak miesiąc przed mój N coraz częsciej przebąkiwał coś o ślubie, jakby mnie badał co ja o tym myśle, niby niewinne komentarze, ale dało się wyczuc o co chodzi. Ato jak byliśmy na zakupach zaciągnął mnie do jubilera, a to znikał gdzieś na cały dzień dziwnie sie tłumacząc

(jak sie potem okazało wybierał pierścionek z przyjacielem) Na całego zaczęłam coś podejrzewać, kiedy powiedział, że zbliża się długi weekend i bardzo chciałby mnie zabrać na wycieczke niespodziankę, że mi powie co muszę wziąć, ale niczego więcej się nie dowiem. Jak powiedział tak też zrobił. Ponieważ od zawsze chodzimy razem po górach i wspólne zdobywanie szczytów jest naszą największą pasją, nie zdziwiło mnie kiedy dowiedziałam się, że będą to góry i wyprawa z plecakiem. Już nawet na dworcu, nie wygadał się ani słowem gdzie jedziemy. Dopero w pociągu kiedy jechaliśmy ładnych pare godzin, zaczęłam się domyślać i .. miałam rację. Celem naszej wycieczki były Rudawy Janowickie, pierwsze góry, a konkretnie sliczna mała miejscowość w tzw. Dolinie Królów, w które wybraliśmy się razem ponad 5 lat temu. Od pociągu do noclegu mieliśmy dobrych kilka godzin marszu. Padał lekki deszczyk i było dosyć błotniście, więć ja byłam cała mokra i brudna. Kiedy N. wygadał się gdzie będziemy spali, a była to ta sama agroturystyka co przed laty, pomyślałam, że to właśnie tam mi się oświadczy. Jednak jakiś pół godziny przed noclegiem, zmieniliśmy trasę i N. zaproponował, że skoro jeszcze widno, to żebyśmy poszli na punkt widokowy na Sokoliku Dużym. Tak tez zrobiliśmy. Z platformy na szczycie rozciągał sie piękny widok na całe Sudety, ale było bardzo wietrznie. Niestety na górze znami było jeszcze dwóch chłopaków i nie zbierali się wcale do zejścia

Wyciągnęli wino i zaczęli nas nim częstować, to my wyciągnęliśmy babciną wiśiówkę, no to oni poczęstowali nas pieczonym kurczakiem, a my ich domową sałatką jerzynowa. Ani im, ani mojemu lubemu nie spieszyło się na dół, a mi robiło się coraz zimniej, więc zaczęłam marudzić, że już chce do noclegu, zwłaszcza że był tam kominek

Wtedy N. objął mnie ramieniem, obrócił w stronę gór i wygłosił mowę (powtarzał ją sobie podobno od kilku dni przed spaniem i znał już ją na pamięć), z której ja nie wiele zapamiętałam (prosiłam wieczorkiem o powtorzenie wszystkiego na spokojnie:) Mówił o górach i o tym, że jesteśmy właśnie na szczycie, który jako pierwszy zdobyliśmy wspólnie i o tym, że całe życie chce ze mną spełniać nasze marzenia i... uklęknął, wyciągnął czerwone pudełeczko w kształcie serduszka, otworzył je i zapytał, czy zotane jego żoną. Ja w pierwszej chwili pomyślałam tylko, o rety on mi się oświadcza,a jaestem cała w błocie, a zaraz potem, że na pewno ten pierścionek (prześliczny swoją drogą) zaraz upuszczę i spadnie w przepaść. Jednak chwilę potem, kiedy tkwił już bezpiecznie na moim palcu, wtuliłam się w N. i nie mogłam przestać się uśmiechać. Towarzyszący nam panowie zaczęli robić zdjęcia, dzięki czemu mamy niesamowita pamiątkę, i pozostawiając namiary dyskretnie sie wycofali. Było sporo śmiechu i dopiero jak zeszli bardzo się wzruszyłam i pociekła mi łezka. Do końca wyjazdu mieliśmy piękną, słoneczną pogodę (a był to listopad) i chodziliśmy po ukochanych górach snując plany na przyszłość. Ostaniego dnia w mojej ukochanej Trójce, była audycja o mapie Polski pisanej emocjami. Wysłaliśmy więc do radio sms o naszych zaręczynach i najwazniejszej dla nas miejscowości. Został on przeczytany pieknym ,niskim głosem redaktora Barona, co brzmiało przesuper
Trochę się rozpisałam, ale N. na prawdę się spisał i nie chciałam niczego ważnego pominąć. To była piekna chwila i wszystkim życzę tak fajnych wzruszeń.