No powiem Wam, że odwiedzinki były dość stresujące, Po pierwsze ja byłam lekko wkurzona, bo mój PM dał taki popis, że głowa mała. Jechaliśmy do Stargardu pociągiem. Ja jechałam ze Szczecina, a on miał wsiąść w Dąbiu (pracuje w Załomiu więc tak mu było lepiej). Dojeżdżam na stację, ludzie wsiadają, pociąg odjeżdża, czekam na PM, czekam, czekam.... zaczynam się powoli irytować, ale dalej czekam

w końcu dzwonię. Pytam się gdzie jest, a on mi na to, ze na dworcu. Mówię: jak to na dworcu jak ja przed chwila minęłam dworzec i nie wsiadłeś. Okazało się, że mój bystrzak poszedł sobie kupić wodę i pociąg mu w tym czasie uciekł. Podobno na tablicy było napisane, że pociąg ma być o 17.06, a był o 16.50. Ale jak znam mojego PM to on coś źle spojrzał. Więc zła jak osa pojechałam sama do Stargardu tam na niego poczekałam. Na szczęście w tym czasie trochę mi przeszło

Pojechaliśmy do jego mamy. Tam się okazało, że wszyscy są u siostry Krzyśka, która mieszka niedaleko i na nas czekają. mamy zjeść i iść tam. No to wtedy zaczęłam się na maksa stresować. Wyglądało na to, że Aga zwołała wszystkich w jedno miejsce, bez mamy (mamie mówi się najmniej i na końcu, bo się za bardzo wszystkim przejmuje i gada głupoty

), żeby coś oznajmić. No więc poszliśmy tam, milo spędziliśmy czas, ale żadnych informacji na temat tak nagłego przyjazdu nie było. Czyli generalnie jest dobrze i nie było się czym przejmować

Mam przynajmniej taką nadzieję.
Dziś natomiast byliśmy w USC. Załatwiliśmy wszytskie formalności. Klamka zapadła - będę Panią M.
Musze Wam powiedzieć, ze bardzo dziwnie się z tym czuję. Niby od początku wiedziałam, że będę mieć nazwisko PMa, ale teraz jakoś mi tak dziwnie. Oczywiście nie zamierzam się wycofywać z tej decyzji, ale tak dziwnie mi.... Chyba bez sensu gadam
