Dzisiaj jak wróci z pracy, to poważnie porozmawiamy, bo coś z tym trzeba zrobić...
Ale dzieją się gorsze cyrki. Chodzi o hotel... Do końca lutego musimy podać liczbę pokoi, którą chcemy zarezerwować. Ponieważ byłam chora i miałam obronę, i sesję, nie miałam czasu na myślenie o ślubie. Mama obiecała zając się kontaktami z rodziną, żeby wstępnie potwierdzili czy przyjadą. Chodzi o ludzi spoza miasta. Nikt nie miał pretensji, ludzie z zagranicy potwierdzili, nie ma problemu. A ja dziś dostaję list, od rodziny spod Bydgoszczy, która jest oburzona, obrażona, że oni nie mają zaproszenia, i mama, a nie ja, śmiemy ich pytać o hotel...
Nie macie wrażenia, że to jakaś paranoja? Ten ślub przeobraża się powoli w jakiś koszmar...
Przestałam brać antybiotyk, upiję się do nieprzytomności...