Witam Was wszystkie

Zanim zacznę opowiadać muszę podziękować

Nie tym którzy uświetnili ten dzień i przyczynili się do organizacji(choć tez im się należy) bo i tak pewnie tego nie przeczytają, ale Wam

Dziękuję za to że byłyście

Tak w ogóle to dzisiaj z przyzwyczajenia odpaliłam moje odliczanko, a tam zamknięte, zapominam się jeszcze czasem

Nie mam jeszcze zbyt dużej ilości zdjęć, bo ponad tydzień Nas nie było i dopiero musimy się tym zająć

Ale coś tam póki co Wam pokażę
Zacznę od tego co się działo przed, więc w środę miałam już pazurki zrobione i mogłam się relaksować dalej

W czwartek przyjechał M, kupił część napoji i zawieźliśmy je na salę

Przy okazji spotkaliśmy paru Naszych weselników, którzy byli chyba bardziej zestresowani od Nas

Potem wróciliśmy do domku i relaksowaliśmy się dalej

W piątek od rana bieganina, trzeba było dokupić napoji, kupić wódkę, przywieźć owoce, M się tym zajął bo stwierdził że i tak nie mogę się przemęczać, a ja poszłam sobie na zakupy

Później zawiózł mnie do domku, przystroiłam koszyk na pamiątki, a moi siostrzeńcy naklejali kokardki na pudełka na ciasto dla gości

W międzyczasie przytomni rodzice, chyba bardziej przytomni jak MY, przypomnieli Nam o drugiej spowiedzi przedślubnej, więc popędziliśmy wszyscy do spowiedzi

Ksiądz zbyt wylewny nie był, miał chyba ustalone że niezależnie od okoliczności po minucie na osobę, w dodatku jak później ustaliliśmy wszystkim powiedział to samo, przeszło szybko i bezboleśnie

Od razu po tym pojechaliśmy na salę, powiesić balony i rozłożyć winietki

W międzyczasie tego dnia M do mnie zadzwonił że jest jakiś problem z ułożeniem stołów i że muszę na salę przyjechać, dokonać oględzin, więc zabrał mnie na tą salę, wpadam a tam Panie lekko zestresowane bo chyba przy ustalaniu rozkładu stołów się nie zrozumiałyśmy w rezultacie siedzielibyśmy w zupełnie innym miejscu niż chcielismy, więc ustaliłyśmy wszystko jeszcze raz, ja z bananem od ucha do ucha, chyba wyglądałam jakbym na haju była

A wieczorem rozłożyliśmy winietki, oczywiście bez żadnego planu, wcześniej coś tam rozpisywaliśmy, ale w rezultacie poszliśmy na żywioł

Największy problem miałam z Babciami, ale i z tym sobie poradziliśmy

W tym czasie moja siostra przyozdabiła salę z pomocą M, który biegał między Nami jak perszing raz pomagając mi raz jej

Wróciliśmy do domku zjedliśmy kolacyjkę, ja wymęczona po tym całym dniu, brzuch bolał, więc przyjęłam tryb leżący a kolacyjkę zrobił mi narzeczony jeszcze wtedy z pomocą mojej Mamy

Jak tak leżałam sobie to Liwia zaczęła tańcować w brzuchu, może pierwszy taniec ćwiczyła

Ale pierwszy raz tak mocno kopała, pierwszy raz też poczuła moja Mama jak przyłożyła rękę do brzucha i M, bo wcześniej czuł tylko takie lekkie

Ale był szczęśliwy, miło było na niego patrzeć

W końcu się pożegnaliśmy, M pojechał na Naszą salę, bo miał już tam nocować w Naszym apartamencie, a ja zostałam

W międzyczasie na raty witałam rodzinkę z Białegostoku, ostatni przyjechali jakoś ok 1 w nocy, więc trzeba było jeszcze z Nimi pogadać

Parę razy tej nocy jeszcze rozmawiałam z Marcinem, dzwonił do mnie, później ja do niego, ciężko Nam było przeżyć tą ostatnią noc bez Siebie, dodatkowo byliśmy podekscytowani tym że Mała tak się ruszała

W końcu zasnęłam jakoś około 2 a o 6.30 pobudka

cdn
Zdjątko dla Was, póki co te co mam, żeby nie było za nudno, w końcu ile możecie mnie czytać

