Autor Wątek: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....  (Przeczytany 325313 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline ~Ania~
  • Global Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 24071
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 2006-10-07
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #270 dnia: 1 Lutego 2009, 19:55 »
Aniu poryczalam sie... Praktycznie tak samo przezylam swoj porod...

Offline mikoala

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 3534
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #271 dnia: 2 Lutego 2009, 09:17 »
Jejku, te Wasze opisy poródów są tak piękne, ze za kazdym razem nie mogę się powstrzymac od łez wzruszenia!!

Offline **sloneczko**

  • maniak
  • ********
  • Wiadomości: 2137
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 02-05-2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #272 dnia: 3 Lutego 2009, 23:28 »
no to się teraz ja podzielę z Wami moimi przeżyciami. Ale nie będzie ani tak wzruszająco, ani tak humorystycznie jak u poprzedniczek.

Niecały tydzień przed porodem pojechałam na oddział do szpitala, bo się ze mnie dosłownie lało i żeby uspokoić rodzinkę, która nie wierzyła, że to na pewno nie "to" - pojechałam. Tam okazało się, że to rozwodniony śluz mnie zalewa. Przy okazji lekarz mnie poinformował, że nic nie zapowiada porodu i jeśli się mała nie pospieszy i będzie nadal rosnąć to jej nie urodzę SN. No i chyba z tego stresu i obawy, że mi się nie uda - 6 dni później kwiczałam już na porodówce  :beczy:
Nie dość, że to był 13 to jeszcze Olek miał nocki  :glowa_w_mur: Zaczęło się koło 16 rozrywającym bólem w krzyżach. A przecież miało być "parcie na stolec" a nie siekierką w plecy. Nic - odłożyłam szydełko i poszłam lulu. ok 19 zaczęły się skurcze. Krzyże tak mi dawały popalić, że nie mogłam ustać na nogach. No i debatowaliśmy - czy Olek ma jechać do pracy, czy nie, czy zdąży? a co jeśli nie urodzę w piątek? (małż miał już tylko jeden wolny dzień, a planowaliśmy poród rodzinny). Szybka decyzja - z Tychów dojedzie w max 30 minut, więc przekalkulowaliśmy, że musi zdążyć i już. Jeszcze mu usmażyłam jajeczniczkę i chłopina zestresowany pojechał. A ja na kanapie przed TV męczę kapę z szydełkiem w ręce i stękam przy każdym skurczu. Cały czas od 19-stej notuję odstępy między skurczami. Przerwy wahają się od 8-15 minut. No nic na Jedynce lecą Londyńczycy, potem jakiś thriller. Wtedy już nie stękałam tylko zagryzałam poduszkę i darłam się na zmianę. Zadzwoniłam do Olka, że rodzimy, że ma szybko przyjechać. była 23, a on mi odpisuje, że dostanie przepustkę dopiero o 2  :pogrzeb: polazłam pod prysznic, zgromadziłam toboły ubrałam się i od 1 biłam się z myślami, czy nie wziąć taxówki, czy zdążymy  :boje_sie: na Jedynce jakiś ruski debilny film. Nigdy w życiu nic mnie tak nie bolało jak te pieprzone krzyże, wiłam się na kanapie a biedna Frania (nasza kicia) nie wiedziała o co biega. W końcu Olek się zjawił i w te pędy do szpitala. Lecimy na izbę, potem na porodówkę. Olek zostaje mnie biorą na wywiad. Te papierzyska nie miały końca. Potem ta wstrętna lewatywa  :buu: i zimna woda pod prysznicem ( o warunkach sanitarnych nie wspomnę). I jeszcze po tylu godzinach męki rozwarcie na 1,5 cm :mdleje: Dobrze, że trafiłam na znajomą położną - mamę mojej koleżanki - przynajmniej jakaś bratnia dusza. Olek wbił się  w szpitalny mundurek, ja w wykrochmaloną, sztywną, śmierdzącą szmatę, co się zwie koszulą w naszym szpitalu. Babeczki zaprowadziły nas na salę do porodów rodzinnych, włączyły radyjko, podsunęły worek a ja jak zasiadłam na fotelu to tylko ściskałam z bólu poręcze. Potem kazały wskoczyć na łóżko. To był dopiero wyczyn dla krasnoludka co ma 152 cm takie wysokie łóżko. W końcu zaczęły się parte, trochę popracowałam. Udało mi się od razu załapać o co biega w tym całym parciu (całe szczęście, bo do Szkoły Rodzenia nie chodziliśmy...... bo było lato, urlop i wielki leń ::)) i se tak parłam. Potem pozwolono mi iść pod prysznic. No dobra czekamy na ciepłą wodę - 10 minut! w końcu się ciaptam, niby ulga, bo ciepło, ale dalej wiję się z bólu. Przychodzi położna ze świeżą pidżamką. i wręcza mi bluzeczkę.  :drapanie: no dobra nie spodziewałam się spodni do porodu, ale "to" ledwie zasłoni mi cycki, i co ja mam z gołą dupą maszerować? Byłam zrozpaczona, założyłam to  sexi wdzianko i  wtedy się okazało, jak bardzo się pomyliłam. Troczki w bluzeczce były urwane i nie dało się ich zawiązać, żeby choć piersi zakryć. Mąż chciał mi pomóc - "zrobię Ci tu taką małą dziurkę i przewleczemy ten troczek - nic nie będzie widać" no ok. jak wziął w swoje ręce tę mizerną koszuline to ją roztargał. także równie dobrze mogłam iść zupełnie nago do porodu bo i tak zasłonięte miałam jedynie ręce. Dramat. Wdrapuje się na łóżko, prę dalej - w końcu ulga, czułam się prawie jak w niebie, bo krzyże już nie napierdzielały.  Prę dalej, ale położne  mówią, że nie ma postępu, dostałam prikaz parcia na boku z podkurczoną nogą. To już problem, bo miałam tak opuchnięte nogi, że zgięcie ich w kolanie to dla mnie nie lada wyzwanie. No i znów prę. I znów brak postępu, skurcze słabną, rozregulowuje się wszystko, czekamy na lekarza, każą podać oksy, no dobra czekam na tą kroplówke jak na zbawienie. Położne każą przeć w kucki - mówię, że nie wydole (no chyba widzą moje popuchnięte nogi, przecież ledwie chodzę  :protestuje:), przypomniała mi się wizyta sprzed tygodnia, wizja cesarki - o nie, muszę ją wypchać. Tylko jak ja to zrobię? przecież mi dziecko na podłogę spadnie ( ::) no nie pomyślałam, że znów mi każą na łóżko wchodzić) No i znów prę. Jakoś dziwnie się czuję ja w kucki, oczy z orbit mi wyłażą, cycki na wierchu (że o doopce nie wspomnę), a tu z 10 osób kuka z głową przy podłodze. Nie darłam się, ale jęczałam i pamiętam jak Olkowi powtarzałam, że nie ma bata, drugie dziecko sam se musi urodzić  ;D. W końcu jakiś ruch, latają fartuchy, składają łóżko, karzą wskakiwać - "rodzimy". Wdrapuje się na to mega wysokie łóżko i jaki obciach - mówię, że główka dziecka to już chyba wystaje  i czy nic jej się nie stanie ( :oops: tak czułam  :oops:). Główka wcale nie wystawała, a zanim Maja zawitała na świecie to jeszcze położne pokazały zestresowanemu tatusiowi jak wygląda główka dzidziusia, który jeszcze siedzi w brzuszku, pomacał se, ja z resztą też, a potem to już raz - główka, dwa - tułów, 3 łożysko - bajka. godz. 11.15 i Majeczka jest na moim brzuszku, tatuś pstryknął fotkę, a potem przez godzinę tulił maleńką, a ja znów męki pańskie przechodziłam. Że mnie nacinali to wiem, bo czułam, ale nie spodziewałam się takiego spustoszenia. Jedna doktorka skapitulowała, zawołali innego lekarza, widocznie lepszy był w haftach. No i tak wyszywał ponad godzinę a ja znów stękałam, jęczałam. Dali mi drugie znieczulenie, ale nic nie pomogło. Nie ważne. Ważne, że już jesteśmy w trójeczkę. Potem jeszcze jedna kroplówka, jazda na salę poporodową i 3 straszne dni w tym beznadziejnym szpitalu.

Bóle krzyżowe mnie wymęczyły, szycie i dochodzenie do siebie było straszne. Poród bez znieczulenia, warunki jak za króla świeczka  :dno: ale było warto  :serce: i mam nadzieję, że będzie mi dane przeżyć to jeszcze raz :)

Offline obri

  • Zosia jest już z nami! :-)
  • entuzjasta
  • ******
  • Wiadomości: 606
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #273 dnia: 3 Lutego 2009, 23:59 »
łoł łoł łoł! dziewczyny ale Wy tutaj czadu dajecie! Czytam na zmianę z rozdziawioną buzią, albo zalewam się łzami... bardzo dobra literatura faktu powiem Wam ;D
Jesteście bardzo dzielne kobitki!

Mój Aniołeczek 19.02.2008 (*)

Offline dziubasek

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 17066
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: .:25.08.2006:.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #274 dnia: 4 Lutego 2009, 09:02 »
Słoneczko relacja pierwsza klasa :ok:

Offline Gemini
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5362
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 30.06.2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #275 dnia: 4 Lutego 2009, 10:02 »
Słoneczko dzielna babka jesteś :przytul:


Offline **sloneczko**

  • maniak
  • ********
  • Wiadomości: 2137
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 02-05-2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #276 dnia: 4 Lutego 2009, 10:12 »
no trzeba było, to się "zadanie" wykonało  ;)

Offline Adiana

  • Agnieszka
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 16270
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 14.06.2008
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #277 dnia: 4 Lutego 2009, 10:14 »
Ooo krzyżowce, paskudna sprawa  :-\ Dziewczyny, czy przebieg porodu i rodzaj odczuwanych skurczy są sprawą zmienną ?

Czy też może przy drugim porodzie znowu będę odczuwać słynną "siekierkę w plecy" ? Jest na to jakaś reguła, typu moje

predyspozycje, czy jest to sprawa bardzo zmienna ? Chciałabym wiedzieć, na co tym razem mam się nastawić :drapanie: I

czy w ogóle można się jakoś na to nastawić, bo ból, to wiem, będzie....ale z której strony ?

Offline Vall

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 16385
  • Płeć: Kobieta
  • Żyć - oznacza wciąż wyrywać się do przodu!
  • data ślubu: 07.07.2007 :smile:
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #278 dnia: 4 Lutego 2009, 11:01 »
co opis to inne wrażenia, odczucia - ale final jeden! PIĘKNY :)

Offline Beth

  • maniak
  • ********
  • Wiadomości: 1930
  • Płeć: Kobieta
  • Master of disaster!
  • data ślubu: 02.09.2006
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #279 dnia: 4 Lutego 2009, 17:56 »
No Słoneczko - dzielna byłaś jak nie wiem, ja sobie tych krzyżowych bóli nie wyobrażam i mam nadzieję, że nigdy nie będzie mi dane ich poczuć :)
To ja też cofnę się w czasie i wkleję Wam relację, którą napisałam 10 dni po porodzie :)

"Zaczęło się wieczorem w sobotę - 15 listopada (to był termin porodu z karty ciąży). Mały bardzo dużo się ruszał w brzuchu, myślałam że mi przebije skórę - siedzieliśmy z Mężem przed telewizorem, a on wyczyniał dzikie harce. Coś tam mi się w głowie przeczuwało, że może to jakiś znak, że niedługo się zacznie, ale trudno mi było powiedzieć to na głos. Od południa przypałętała się też biegunka i chociaż wcześniej też się zdarzała, to jednak zaczęłam wiązać fakty :)
Byłam zadziwiająco spokojna - trochę może podekscytowana, bo jednak się naczekałam, ale czułam się tak… na miejscu z tym wszystkim.
Ok. 23:00 poszłam pod prysznic, a potem położyłam się spać. Przed 1:00 obudziło mnie już skurczowo - w sensie klasyczne twardnienie brzucha takie od dołu w górę, którego wcześniej nie czułam. Mąż jeszcze nie spał, więc chwycił stoper (hehe) i zaczął mierzyć odstępy między skurczami, gdy tymczasem ja chodziłam sobie po mieszkaniu, trochę się kołysałam, trochę posiadywałam na kanapie. Najpierw było bardzo nieregularnie, ale po pewnym czasie skurcze zrobiły się średnio co 6-8 minut.
Cały czas byłam w kontakcie z wynajętą przez nas położną, która przykazała mi zmierzyć ciśnienie, bo zaczęła mnie boleć głowa. No i wynik był nie za ciekawy, bo 140/90. Także ustaliłyśmy telefonicznie, że spokojnie mamy się dopakować i ruszać w stronę Oławy.
Nienerwowo więc dopakowaliśmy torby, ja wrzuciłam do torebki garść Nimm2 i dwa Grześki (najmądrzejsza decyzja tej nocy!), wykąpałam się jeszcze, umyłam głowę, ogoliłam nogi no i fruuuu… pojechaliśmy.
Droga minęła nam szybko - w nocy śmiesznie się jedzie autostradą (do Oławy z Wrocławia mieliśmy jakieś 35km), ale słuchaliśmy muzyki, rozmawialiśmy, zastanawialiśmy się czy to będzie TEN dzień, czy mały każe nam jeszcze na siebie poczekać. Cały czas kołatało mi w głowie czy to nie fałszywy alarm, ale jednak skurcze były sensownie odczuwalne (niezbyt bolesne), więc nie było na co czekać. Może gdybym kilka dni wcześniej miała jakieś objawy to posiedzielibyśmy w domu do rana, ale jednak była to dla mnie nowość.

Dojechaliśmy na miejsce po jakiejś pół godzinie, w okolicach 4 nad ranem - przywitał nas cichy i spokojny szpital oraz pielęgniarka na Izbie Przyjęć, która dopiero co wstała. Oczywiście przez cały czas kiedy spisywała moje dane była burkliwa i niemiła, ale jakoś tak to zlałam. Przebrałam się w ciuchy szpitalne, Mąż podał wszystkie dane i ruszyliśmy na porodówkę. Tam już czekała „moja” położna, która akurat tej nocy miała dyżur. Na porodówce było pusto - akurat żadnego porodu.
Rozłożyliśmy się na sali przedporodowej (pojedyncza z łazienką), Mąż ubrał się w uniform i poszliśmy na ktg. Skurcze nadal czułam, więc byłam przekonana, że na pewno coś tam się zapisze, ale okazało się, że nic z tego - żadnych sensownych skurczy, ciśnienie nadal wysokie, ale tętno małego w normie… Po ktg położna sprawdziła rozwarcie i okazało się, że są jedynie 2cm, ale czop wygląda na zielonkawy. Skonsultowała się z dyżurną lekarką (koszmar-baba, która mnie strasznie niedelikatnie zbadała - myślałam, że oszaleję!) i postanowiły, że poczekamy kilka godzin i będziemy co jakiś czas robić ktg - może akcja sama się rozkurzy. Przenieśliśmy się więc z Mężem z powrotem do sali przedporodowej z przykazaniem, że oboje mamy się przespać… taaaa… łatwo mówić… do 8 jakoś pokimaliśmy, a gdy okazało się, że na kolejnym ktg skurcze mierniutkie (ale już jakieś się zapisywały) położna wysłała mojego Męża do domu, a z lekarzem dyżurnym(który się zmienił po tej strasznej babie i był CUDOWNY!) ustalili, że o 10:00 podadzą mi coś na rozwieranie szyjki, natomiast o 12:00 oxytocynę. Czekać nie było co, bo skurcze były bolesne, a jednak żadnego postępu. Dostawałam też leki na obniżenie ciśnienia.
Więc sobie do momentu podania tych kroplówek siedziałam na sali - trochę kucałam, trochę się kołysałam, a w tym czasie na poród przyjechała jakaś dziewczyna, która się darła wniebogłosy. Kibicowałam jej po cichu, chociaż przyznam, że miałam pełne gacie strachu słysząc jej krzyki. O 10:30 usłyszałam płacz jej dziecka i jak się później okazało - spędziłyśmy razem 3 dni na położnictwie w jednej sali z naszymi dzidziusiami - do teraz mamy kontakt (sale byłyt dwuosobowe w systemie rooming-in).

Przed podaniem oxy czekała mnie lewatywa, ale myślałam, że to będzie bardziej traumatyczne przeżycie. Skorzystałam też sobie z prysznica i czekałam na Maćka, który pojawił się w momencie, gdy podłączano mi kroplówkę. Po kontrolnym ktg mogłam wstać i pochodzić z Mężem po korytarzu. Skurcze się nasilały i po pół godzinie były bardzo intensywne - dużo piłam, opierałam się o drabinki na korytarzu, kołysałam biodrami. Ale naprawdę - gdybym wiedziała jak mocne skurcze jeszcze mnie czekają - chyba zwiałabym gdzie pieprz rośnie…

W okolicach 14:00 kazano mi się położyć pod ktg. No i już nie wstałam. Skurcze nasiliły się do tego stopnia, że najpierw zwymiotowałam kilka razy, potem się posikałam, a potem gryzłam z bólu Męża, materac, poduszkę i krzyczałam jak opętana w niektórych momentach wkładając słowa „ja już nie mogę”. Rozwieranie się szyjki to chyba najgorsza część porodu bez dwóch zdań. I mimo że u mnie poszło to dość szybko - bólu nie zapomnę do końca życia. Zwłaszcza gdy skurcze stały się na tyle szybkie jeden po drugim, że nie miałam chwili wytchnienia…
Pęcherz płodowy przebito mi w trakcie tych skurczy - wody płodowe były ponoć zielone, ale do mnie niewiele docierało - przysypiałam między skurczami (jak jeszcze były między nimi jakieś przerwy), Mąż mi wycierał twarz i dawał wody. A ja czułam się jak poza światem, chociaż pamiętam piosenki, które leciały w radio (jedna mnie bardzo zmobilizowała - nie wiem kto śpiewa, ale refren był „everything gonna be allright”).

W którymś momencie - kiedy myślałam, że skurcze już się nie skończą - zaczęłam czuć parcie na stolec. Położna cały czas mnie pytała co odczuwam i jak jej to powiedziałam, to uznała, że coś za szybko :) Cały czas leżałam na boku, ale ona kazała mi się w tym układzie ułożyć już jak do rodzenia, żeby zobaczyć co się tam dzieje. Patrzy - a tam główka już prawie wyszła :D Nie zdążyła się przebrać w fartuch - powiedziała tylko, że w trzech parciach urodzimy i kazała mi przeć :) A potem nie przeć :) A potem nagle poczułam jak wychodzi główka. Zostałam nacięta w międzyczasie, ale nic nie czułam… Najgorzej rodziło mi się barki małego, czułam je dość mocno, takie kanciaste… ALE NIC, NIC nie przebije tego uczucia, gdy mi go położono na brzuchu. Nie da się tego opowiedzieć, opisać i wcale nie bujam. To po prostu trzeba poczuć. Oboje z Maćkiem byliśmy jak zahipnotyzowani - on podtrzymywał główkę, ja dotykałam plecków… no rewela :)
Mały chwilę później zapłakał i po kilku minutach został zabrany do ważenia i mierzenia. Zdążyłam jeszcze spytać Męża która jest godzina (była 16:16 na trzech zegarkach). Nasz Piotruś ważył 3,9kg, mierzył 57cm i dostał 10 punktów w skali Apgar. Wszyscy nazwali go Cypiskiem ze względu na bujne owłosienie ;) Ale włosy ma po Tatusiu - mój Mąż był identyczny, gdy był niemowlęciem.

Rodzenie łożyska i szycie to już małe piwo, chociaż szycie trochę bolało. Ale Maciek siedział koło mnie z naszym czarnowłosym synkiem owiniętym w rożek i miał tak anielski wyraz twarzy, że mogłam się tylko uśmiechać… :)

Tak to urodziliśmy naszego smyka. Poród trwał dokładnie 6h16minut (tak jest wpisane w książeczce zdrowia Piotrusia) - był liczony od momentu podania leku rozwierającego szyjkę. Wychodzi więc na to, że liczba 16 powinna być odtąd dla nas bardzo szczęśliwa :)

Po 2h spędzonych na sali poporodowej zostałam odwieziona na salę na położnictwo, na której była już wspomniana przeze mnie dziewczyna ze swoim synkiem. Dostałam od razu mojego Piotrusia do siebie, mogłam go nakarmić i przyjrzeć mu się dokładniej. Wstałam tak naprawdę dopiero rano, bo mimo prób wcześniej robiło mi się słabo (prawdopodobnie przez leki obniżające ciśnienie). Ale mały był mi donoszony co 3h i dostawiałam go od razu do piersi.

Dalsze nasze losy czyli kolejne 4 dni w szpitalu to pasmo wzlotów i upadków - było trochę płaczu, było trochę euforii.. Ale daliśmy radę i teraz możemy się wszyscy razem sobą cieszyć :)

Dziękujemy za uwagę :)"

Offline Zaneta_81

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5667
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 7.07.2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #280 dnia: 4 Lutego 2009, 19:08 »
kolejny CUDNY opis... :)
 

                         Dzieci się nie wychowuje, dzieciom daje się przykład...

Offline .:Anka:.
  • Global Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 23667
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #281 dnia: 4 Lutego 2009, 19:10 »
Słoneczko, Beht - super relacje

Offline :martyna:
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 17583
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #282 dnia: 4 Lutego 2009, 19:53 »
Ania, pięknie!!!
Słoneczko, śmiałam się i płakałam na zmianę. Fajnie to opisałaś. A bóle krzyżowe znam z autopsji, więc wiem o czym piszesz  :-\
Beth, super!

Offline anusiaaa

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 26444
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #283 dnia: 5 Lutego 2009, 08:48 »
sloneczko...super, usmialam sie ;D

Beth, tez mialam krzyczaca kobitke obok w sali i tez spotkalysmy sie na sali po porodzie ;)
"Travel is the only thing you buy that makes you richer"

Offline ANNUUSSIIA

  • uzależniony
  • *******
  • Wiadomości: 952
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #284 dnia: 16 Lutego 2009, 19:30 »
no to teraz ja postaram się opisać, mineło co prawda dwa miesiące emocje nie są już tak wielkie, ale postaram się cosik wyskrobać :D
Niedziela wieczór poczułam skurcze lecące sobie od krzyża hmmm.... pomyślałam no to nie będzie fajnie.... skurcze krzyżowe.... eh odgonić złe myśli bedzie dobrze, pewnie to jeszcze nie dziś. Poszłam sobie spać około 24 obudziły mnie znów skurcze, mąż sobie słodko chrapał a ja z zegarkiem w ręku sprawdzam co ile są eh co 25 minut obróciłam się na drugi bok i tak sobie przysypiałam patrzałam na zegarem do 5. O piątej obudziłam moje szczęście... i wtedy się zaczęło.... najchętniej to nie pozwoliłby mi się wykąpać żeby jak najszybciej mnie zawieść do szpitala. Wreszcie o 7 wyruszyliśmy do szpitala... skurcze co 7 minut .... mąż spanikowany pomylił drogę i zabłądziliśmy na terenie szpitala... szybko dopytaliśmy się jak jechać i trafiłam na izbę przyjęć. Tam spędziłam kolejne 1,5 godziny... w miedzy czasie ktg... i sympatyczna pani doktor stwierdzająca że to przepowiadacze i ze nie trzeba się ich bać.... za chwile odszedł czop i zrobiła badanie ginekologiczne rozwarcie na dwa paluchy.... ja na to pytam się jej : no ale to podobno przepowiadacze, na co pani doktor stwierdziła tak przepowiadają ze dziś pani urodzi.
ciag dalszy poźniej albo jutro bo mała mnie woła .... :D



Offline ANNUUSSIIA

  • uzależniony
  • *******
  • Wiadomości: 952
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #285 dnia: 16 Lutego 2009, 23:12 »
c.d
Ubrałam się w pidżamkę, poszłam na salę... wskrobałam się na to łóżko.... i skurcze zamiast się nasilać zaczęły się zmiejszać.... miałam podłączone ktg... i tu zaczęło się... weszła położna Pani Wioletta.... kobieta Anioł... pomogła mi kiedy miałam najtrudniejszy moment porodu.... spojżała na ktg i okazało się że tentno zanika... ja oczywiście spanikowana... jak to zanika???... przecież było ok... wszystko cała ciąże.... przybiegła lekarka posprawdzały wszystko sprawdziła rozwarcie... przenieśli na sale porodową, dostałam tą seksi koszulę, której w sumie jak bym nie założyła to by nie robiło różnicy, bo ona mi w sumie ramiona zakrywała. Wlazłam na to łóżko, ba wlazłam skurcze nasiliły się czułam jak rozwala mi kręgosłup a wskrobanie na łóżko to było jak wejście na jakąś porządną górę. Dostałam środek przeciwbólowy i oksy... tętno się unormowało... z małą wsio ok. Ja tu w bólach na tym łóżku i pytam się położnej czy mogę skorzystać z piłki czy coś a ona mi na to dziecko ty nie masz czasu żeby z tego korzystać... jeszcze chwila i będziesz mama...i tu znowu coś nie tak z tętnem.... co się okazało za chwilkę tętno wróciło... przyszła lekarka i wtedy okazało się że co skurcz to  się ruszyłam przesunął sie ten bajer od ktg i było tylko moje tętno... troszkę się uspokoiłam bo na początku dostawałam spazmów, że coś nie tak z małą... a zapomniałam powiedzieć że wtedy jeszcze nie wiedziałam że to dziewczynka.... skurczybyki miałam jak chole.ra ... jak by ktoś imadło wsadził w kręgosłup.... przyszła Pani Wioletta-położna-mój wybawiciel w bólu... poprosiłam o rozmasowanie kręgosłupa... pomasowała może z 5 minut... dostałam mega skurczu i z przerażeniem w oczach mówie do niej posikałam się przepraszam, roześmiała się tylko i mówi pełne rozwarcie rodzimy.... zaczęło sie bieganie krzyczeli do mnie żeby nie przeć. Kurcze jak tu nie przeć jak bóle parte.... organizm sam wymusza...ale starałam się jak mogłam... nagle słyszę ok przemy.... to był najlepszy moment porodu, nie czułam już bólu tzn czułam ale jakoś myślałam już tylko o tym czy synuś czy córcia.... miałam szybką druga część porodu trwała niecałe 10 minut 3 parcia i moja niunia była na świecie...położono mi ja na piersi... nie zapłakała.... pytam się czemu ona nie płacze... i w tym momencie mój skarb zapłakał, dostała 9,10,10 pkt. Wymyślałam wcześniej jak ją powitam... miałam wymyślone przemówienie... jedyne co udało mi się wykrzesać z siebie... to łzy szczęścia i szepnięcie mojemu maluszkowi...kocham Cię... strasznie bałam się porodu....ale teraz wiem jedno... za nic nie oddała bym tych chwil... ból pójdzie w zapomnienie a mój szkrab będzie ze mną... z nami.... na zawsze....



Offline Anjuschka

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 10267
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 15.05.2010
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #286 dnia: 17 Lutego 2009, 06:42 »
No i mam łzy w oczkach.... Każdy poród jest niesamowity... podziwiam Was dziewczyny.

Offline ANNUUSSIIA

  • uzależniony
  • *******
  • Wiadomości: 952
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #287 dnia: 17 Lutego 2009, 10:01 »
Aniu zanim się obejrzysz to Ty będziesz nam opisywać swój niesamowity poród i my będziemy miały wtedy łzy w oczach.... to poprostu są magiczne chwile, połączone z bólem... wysiłkiem.... ale nagroda za to wszystko jest bezcenna.... niesamowita.... najukochańsza..... nie ma słów które określiły by co czuje mama jak położą jej maleństwo na piersi i spojrzy w jego oczka....



Offline Gemini
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5362
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 30.06.2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #288 dnia: 17 Lutego 2009, 10:18 »
Piękny opis :)


Offline anusiaaa

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 26444
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #289 dnia: 17 Lutego 2009, 11:43 »
Kurcze, obojetnie jak kto pisze i tak zawsze jest wzruszajaco :)
"Travel is the only thing you buy that makes you richer"

Offline kate_bush

  • bywalec
  • ****
  • Wiadomości: 359
  • Płeć: Kobieta
  • "Serce ma swoje racje, których rozum nie zna."
  • data ślubu: 26.06.2010 godz.16:00
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #290 dnia: 17 Lutego 2009, 14:36 »
Annuussiia kurde no poryczałam się i make-up mi sie rozmazał  ;)
 bylam wczoraj na "swoim" poloznictwie z kolezanka, ktora chce tu rodzic a jezyka nie zna wiec robilam za tlumacza i przewodnika. i wszystko mi sie przypomnialo-porodi etc.ehh nostalgia mnie ogarnela....

Offline ela

  • Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 22579
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 13.08.2005
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #291 dnia: 17 Lutego 2009, 18:33 »
Piękny opis :) ehhh


Ola czekam na Wasz :)
To, że się uśmiecham, śmieje i żartuje jak zawsze nie znaczy, że u mnie jest zajebiście. Ja po prostu nie lubię pokazywać, że jest mi bardzo źle. -

Offline ANNUUSSIIA

  • uzależniony
  • *******
  • Wiadomości: 952
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #292 dnia: 17 Lutego 2009, 22:42 »
Ja myślę, że jak opisuje się poród... to obojętnie jak się go opisze ma w sobie taką magię, emocje i po prostu każdy jest niepowtarzalny



Offline Olaa
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 9501
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #293 dnia: 19 Lutego 2009, 03:22 »
To teraz ja :D

13 lutego miałam wizytę u gina, który uznał, że moje skurcze to przepowiadacze (fakt nieregularne) i że w zasadzie to lekko mnie zdołował wypisując zwolnienie lekarskie do terminu porodu z OM 19.02.09. Dzięki bardzo za skurcze krzyżowe przez nie wiadomo ile...
Z propozycją spędzenia Walentynek w teatrze, kinie or restauracji lub też wypróbowania prastarego, indiańskiego sposobu na wywołanie porodu pojechaliśmy do domu.

Po 24 zaczęły się skurcze krzyżowe, na początku ich nawet nie liczyłam, bo spoko...zaprawiona w boju w dniu poprzednim..wiedziałam, że jak nieregularne to się nie ma co jarać.
Myślę, pójdę sobie spać...ale nie ma opcji, żebym zasnęła...No dobra, to policzę co ile są...
Na co mój Krzysiek, że w razie - jakbyśmy mieli jechać na porodówkę, to on się musi przespać...

Tak, świetnie, a ja jakbym miała rodzić to co? Nie ma spania, masz przeżywać ze mną  ;)
Biedny chłopak zasnął zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

Rano, bo cała noc spędziłam na liczeniu regularności skurczy niby były częstsze, ale przecież to przepowiadacze.
Niedobrze mi się zrobiło...hm....skurcze co 7-9 min...dochodzi 13...Krzysiek masuje mi krzyż w przerwach między, pomaga to bardziej głowie niż plecom, ale co tam...
No dobra, co robić? Jechać do Zdroji, truć dupę - jeśli to przepowiadacze? A poczekam, może będą częstsze... Po godzinie były już co 5-6 min. Jedziemy...

Świetnie, tylko, że
1. To sobota
2. Pewnie będą korki
3. Miałam jechać jak będą co 7 min
4. Pewnie i tak wrócimy do domu, więc zbytnio nie zastanawialiśmy się co bierzemy (torby były w aucie)

Jadąc do Zdroji oddychałam tak, jak przykazała pani położna na szkole rodzenia - bo byłam taka genialna, że w razie W sprawdziłam jak to się robi. Po drodze gdzieś minęliśmy Krzyśka koleżankę w aucie...

Wchodzę na Izbę Przyjęć, zaznajomiona z procedurami podaję kartę ciąży, dowód i legitymację.
Siedzę na poczekalni, nie ma nikogo..Pustki...

Idę na badanie, a myślach..Tak, znowu badanie, KTG (chociaż przy tych skurczach to dzięki bardzo za leżenie w jednej pozycji).
Robią ze mną wywiad, dosyć szczegółowy i każą się przebrać...
Lekko zdzwiona - po informacji, że zostaję przyjęta na oddział - siadam na fotel. Panie doktorki mnie badające mówią,
"bardzo ładnie pani Olu, że przeczekała pani pierwszą fazę porodu w domu. Mamy rozwarcie 5 cm."

Jak to pierwszą fazę, jakiego porodu?, jakie 5 cm? przecież to przepowiadacze!

Spytałam jeszcze o nacinanie, na co powiedziano mi, że nie natną, jeżeli się krocze będzie naddawać

Nie mniej jednak niezmiernie szczęśliwa wychodzę poinformować Krzyśka, że zostajemy.

Po formalnościach idziemy na porodówkę, witam się z położnymi i lekarkami i pierwszy zonk...Fotel porodowy mnie lekko zestrachał  ;D
Kładę się, podłączają mnie pod KTG..powiedzmy, że jest "wygodnie"... Ok, co z moją lewatywą...? Bardziej niż sam poród przerażała mnie wizja zrobienia kupy, poważnie, wiem, że to głupie, ale Gemini mnie zrozumie (Monia, prawda?). W razie jakby ktoś zapomniał, wolałam spytać...Tylko poprosiłam, żeby zrobiła to delikatnie, bo to moja pierwsza lewatywa w życiu.
Poszłam się wykapać siłą woli wstrzymując jak jak najdłużej...

Znowu się położyłam, przyszła jakaś położna sprawdzić rozwarcie - 6 cm...nie no ekstra, minęła godzina i nic...a co jak mnie odeślą  ???
Zerknęła na KTG, na mnie, jeszcze raz na KTG i z powrotem na mnie mówiąc, no... "Pani to jest dzielna"

Krzysiek siedzący po mojej lewicy uznał to za moja reakcję na fakt rysującego się skurczu na poziomie 90%. Sama zerknęłam na zapis, zastanawiając się czy to są te prawdziwe porodowe skurcze?

Koło nie pamiętam której, przy kolejnym badaniu rozwarcia okazało się, że nie postępuje i trza podłączyć oksytocynę...Tak minęło nie pamiętam ile..w międzyczasie Krzysiek dawał mi wody i zwilżał usta gazikiem. W międzyczasie zapytałam o wolną jedynkę, okazało się, że są wolne z kibelkami i bez. "Zaklepałam" sobie tę z kibelkiem i położna zadzwoniła z informacja, żeby nikogo tam nie wpuszczały...A słowa "Tak, ta pani dzisiaj urodzi - do północy na pewno się wyrobi" zadziałaby na mnie bardzo pozytywnie.

Przebito mi pęcherz płodowy, ale kiedy? Nie potrafię tego umieścić w czasie...

Gdzieś w międzyczasie ktoś znowu przyszedł zbadać rozwarcie i słysząc słowa 9cm byłam już niemalże w pełni szczęśliwa  ;)
Jakoś nie ogarniałam co się dzieje, podjechały z tym stolikiem...Zachciało mi się przeć, wtedy pojawiło się wkoło mnóstwo lasek w białych kitelkach (same doktórki)... No i problem główka się wstawia i cofa, cośtam mówią, ale nie za bardzo to do mnie dociera, na skurczu chce mi się przeć...
W końcu prę, zamiast tego wychodzi z mojego gardła jęknięcie i oprs, że nie prę...Wsadzają mi w noc rurki podające tlen, Krzysiek trzyma mi głowę... Jakaś tam najważniejsza dr z obecnych mówi :
"No, proszę się postarać to urodzimy w dwóch parciach" zadziałało jak jakiś narkotyk, ktośtam jeszcze "Proszę podciągnąć nogi za kolana, bo tak daje Pani maluszkowi dodatkowe 2 cm"...Tak, przyj, oddychaj, ciągnij za kolana...i co jeszcze? Zatańczyć?

Pierwsze, drugie i czuję, że główka jest na wierzchu, no dobra bardziej niż czuję przekazuje mi to Krzysiek...ALE CZEMU NIE PŁACZE??
Chlustają wody (no pięknie, ochlapałam dwie położne), trzecie parcie i mały jest na moim brzuchu...
To, co się wtedy czuje..jakie to są emocje...no nie do opisania...
Ten mały człowieczek to mój synek, dorastający we mnie 9 miesięcy...Od dzisiaj jako osobne życie, które wprowadza w Nasze mnóstwo cudownych zmian.
Patrząc i głaszcząc po główce powiedziałam : "Cześć synku, witaj na świecie...bardzo Cię kocham"..Oboje z Krzyśkiem się popłakaliśmy...

Zabrali małego - Krzysiek poszedł razem z Nim, dostał 3x10 pkt w skali Apgar, a do mnie...
"Pani synek to szczęściarz"...okazało się, że na pępowinie miał węzeł prawdziwy,który mógłby się w każdej chwili zacisnąć i mogło się skończyć niezbyt fajnie...(Przez to wszystko przez pierwszą noc nie zmrużyłam oka sprawdzając czy oddycha)

Urodziłam łożysko...Pytam, całe? Niestety nie..więc czekało mnie łyżeczkowanie...no tak, nie mogło być zbyt fajowo :/

Wrócił dumny tata z synkiem na rękach i od razu przystawiliśmy Bartusia do piersi...Załapał od razu  :skacza:
Później umyli mnie jakimś denaturatem (no tak to wyglądało) i zszyli. Powiedziałam, że jak coś będzie nie tak, to wyślę męża za parę miesięcy z reklamacją.

W sumie zjechałam z porodówki dosyć późno, bo przed 23...schodząc z fotela, a zrobiłam to za szybko stanowczo..Zawirowało mi wszystko przed oczami, zbladłam i wystraszyłam nieziemsko mojego męża i prawie zemdlałam...Za karę zamiast jechać na salę to musiałam chwilę posiedzieć pod kroplówką  :-\

Dzisiaj kiedy znalazłam testy ciążowe i spojrzałam na tego maluszka, który sobie smacznie spał łzy mi same napłynęły do oczu...To niesamowite uczucie jak w jednej chwili zmienia się całe życie, system wartości i podejście do życia...
Wszystko za sprawą łobuziaka mierzącego zaledwie 54 cm i ważącego 3630g ;)

I tak oto mamy synka, urodzonego w Walentynki pod szczęśliwą gwiazdą  ;D
There is no such thing as an ending. Just a new beginning...

Offline dziubasek

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 17066
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: .:25.08.2006:.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #294 dnia: 19 Lutego 2009, 05:34 »
:Wzruszony: pięknie! :Wzruszony:

Offline Ewelina_Michał

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 2740
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: czerwiec 2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #295 dnia: 19 Lutego 2009, 07:34 »
cudowne.... dzielna byłaś faktycznie.
Podziwiam :)


Offline Anjuschka

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 10267
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 15.05.2010
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #296 dnia: 19 Lutego 2009, 07:46 »
Uwielbiam czytać relacje... każda jest nieziemska... Ola, a Wasz poród przeżywam jeszcze mocniej...

Offline ANNUUSSIIA

  • uzależniony
  • *******
  • Wiadomości: 952
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #297 dnia: 19 Lutego 2009, 10:04 »
piekny opis  :-*



Offline Gemini
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5362
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 30.06.2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #298 dnia: 19 Lutego 2009, 10:27 »
Ola :Wzruszony: piękny opis, ale dzielna kobitka jesteś :)

A z tą lewatywą...jak ja Cię rozumiem :hahaha:


Offline .:Anka:.
  • Global Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 23667
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #299 dnia: 19 Lutego 2009, 10:28 »
Ola :Wzruszony:
piękny opis