Autor Wątek: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....  (Przeczytany 324659 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Ana83

  • użytkownik
  • **
  • Wiadomości: 57
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 22.06.2001
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #540 dnia: 26 Czerwca 2011, 23:28 »
Tak to prawda Dominik na poczatku chodzil spac tak jak my czyli ok 24. Z czasem sam zaczal zasypiac coraz wczesniej i teraz jest to ok 22-22:30 ;) No i nie napisalam ze sie budzi 2-3 razy na jedzenie i wtedy dalej spi, wiec to nie tak do konca calkiem przespane nocki ;)
Oj ty moj kochany tetku rozsmieszylas mnie z tymi predyspozycjami :)
A moze on tak ladnie noce przesypia poniewaz go tylko raz w tygodniu kapie.... ( z polecenia poloznej)
Za to w dzien mucha usiadzie i on juz nie spi.... wiec jak chce zeby pospal to wybijam wszystkie muchy, meza wyganiam z domu a ja leze i nic nie robie delektuje sie cisza... w takich warunkach to on 4,5h potrafi przespac :)
No ale to nie o tym watek wiec juz nie bede sie tu udzielac ;) 

Offline Gemini
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5362
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 30.06.2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #541 dnia: 29 Grudnia 2011, 13:42 »
To i mój drugi poród


Jako, że od 2 grudnia, przez prawie 2 tygodnia leżałam na patologii ciąży ze skurczami, byłam przygotowana, ze mogę urodzic wcześniej, niemniej poród bardzo mnie zaskoczył
23 grudnia o 16.00 miałam wizytę u mojego lekarza. Zbadał mnie, powiedział, ze jest rozwarcie na 2 cm, ale szyjka mocno trzyma i jeśli się będę oszczędzac jest szansa, ze urodzę po Nowym Roku. Zadowolona pojechałam na pocztę wysłac zwolnienie, a na 18.00 mieliśmy jechac z Darią do pediatry, bo dostała ospę. Pojechaliśmy jeszcze do mojego taty na kawę, bo mieliśmy godzinę do wizyty u pediatry. Ledwo weszłam i usiadłam, poczułam, ze odeszły mi wody, była godzina 17.00. pomyślałam, " O nie, może się mylę, moze to nie to" jednak kiedy wstałam, nie miałam już wątpliwości ;) Mąż został z małą żeby pojechac do pediatry, a mnie tata zawiózł do nas do domu po torby i do szpitala.

po drodze czułam już coraz mocniejsze skurcze, ale nadal nieregularne.

Oczywiście w szpitalu całą procedura, najpierw papierki, poźniej przyszedł lekarz mnie zbadac, orzekł również 2 cm rozwarcia i długą szyjkę, zeszłam na dół do rejestracji założyc kartę pobytu w szpitalu, skurcze coraz mocniejsze, Pani w rejestracji z przerazeniem zapytała, czy ma mnie zaprowadzic na górę, ale powiedziałąm, ze dam radę

Na górze kolejne papierki, podłączenie pod KTG i w końcu ok. 18.30 wpuszczono mnie na porodówkę, gdzie przejęła mnie położna, z którą rodziłam, wyjątkowo niesympatycznia i mało pomocna, ale szalenie delikatna jeśli chodzi o badania. Popatrzyła na mnie, zbadała i stwierdziła, ze nie zrobi mi lewatywy, tylko od razu na łóżko i znów pod KTG

W międzyczasie mąż zadzwonił i potwierdził, ze mała ma ospę, powiedziałam o tym lekarzowi i położnej i zabronili mężowi przyjeżdżac, więc z porodu rodzinnego nici :(

Na łóżku zaczęłam się upominac o antybiotyk, poniewaz kiepsko mi wyszedł wymaz i miałam GBS dodatni, ale okazało się, ze przy wypisie z patologii ktoś zapomniał mi wpisac wynik w kartę, połozna niesympatycznym tonem powiedziała, ze  wypis ze szpitala, to się przy sobie nosi jak się jedzie rodzic :/ bo do archiwum nikt mi latał nie będzie, a na słowo antybiotyku nikt mi nie poda. Poprosiłam więc, zeby mi podała telefon, zadzwoniłam do męża i poprosiłam, zeby dowiózł na oddział ten mój wypis

Bardzo brakowało mi męża, siostry zajęły się komputerem, bo się zawiesił i nie mogły wypełnic papierów, mnie nie miał nawet kto podac wody, ściskałam ile sił prześcieradło i modliłam się, zeby się to jak najszybciej skończyło

O 19.00 zmieniali się lekarze, przyszedł ten który mnie przyjmował, stwierdził nadal 2 cm rozwarcia i długą szyjkę ikazał podac oksytocynę. Nadal byłam podpięta pod KTG, bolało już tak, że ciężko było wyleżec na plecach, pozwoliły mi obrócic się na bok, ciut lepiej.

Po chwili zawołałam, ze czuję parcie na kupę, siostra woła " Nie, nie, wydaje Ci się", wołam znów' Naprawdę czuję", siostra przyszła, kazała obrócic się na plecy, zbadała mnie i krzyczy " O Jezu naprawdę, Ty zaraz urodzisz" i wtedy zaczęło się szaleństwo. Odpięły mnie od KTG, kazały nie przec, mówię, ze samo mi się prze ;), druga siostra złapała za telefon i dzwoniła po pediatrę, siostry z noworodków i lekarza, lekarz już wyszedł, drugiego jeszcze nie było, usłyszałam jak siostra woła do słuchawki " Przyślijcie to kogoś, kogokolwiek.....no to z parkingu go zawróccie" Pomyślałam tylko "O o" w tym czasie ktoś zaczął mi wciskac antybiotyk, bo dojechał mój mąż z wypisem, druga położna w tym czasie ubierała się, krzycząc, " Nie przyj, nie przyj", a ja " Staram się, ale samo się prze" w pewnym momencie poczułam główkę, siostra z jedną ręką w rękawie fartucha, spojrzała i mówi" No dobra przyj". Trzy parcia i Kacper był na świecie, godzina 19.50, w tym momencie wbiegł lekarz z drugiej zmiany wołając " No przecież mi doktor L... przekazywał właśnie, ze jest 2 cm rozwarcia"

Szybko poszło, nawet nie zdążyły mnie naciąc, pękłam ale niewiele w sumie trzy szwy i po wszystkim. Położna szyjąc mnie powiedziała tylko " No, ale miałam nosa, zeby nie robic wlewu, bo byś mi w wc urodziła"

I tyle :)

Poród szybki, ale jak bardzo inny od poprzedniego, jednak obecnośc drugiej osoby, męża przede wszystkim jest ogromnie ważna, już nigdy nie chciałabym rodzic sama. Jak ważna jest połozna inna od poprzedniej, która była ciepła i kochana i starała się pomóc we wszystkim

I na koniec....pomimo, ze Kacper jest niewątpliwie najpiękniejszym świątecznym prezentem, to nie zyczę nikomu pobytu w szpitalu w święta, a zwłaszcza w  Wigilę


Offline ~Ania~
  • Global Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 24071
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 2006-10-07
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #542 dnia: 29 Grudnia 2011, 13:58 »
No i się poryczałam  :D Ale czad, ekspres niesamowity :) Przypomniał mi sie poród corci :)

Offline anusiaaa

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 26444
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #543 dnia: 29 Grudnia 2011, 14:06 »
Gem,  :'(

A no wlasnie, jak było w Wigilie w szpitalu? Byliscie tylko z Kacperkiem ???
"Travel is the only thing you buy that makes you richer"

Offline Gemini
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5362
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 30.06.2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #544 dnia: 29 Grudnia 2011, 14:20 »
Tak Aniu :) No i jeszcze z dziewczyną, która też urodziła przede mną

Co chwila ktoś dzwonił z życzeniami, a ja co chwila zalewałam się łzami ;) Lekarze wpadali i szybko uciekali, cisza, spokój, prawie wszyscy wypisani, my dwie z dzieciakami i kolędy, które siostry puściły w dyżurce, echhhhh.....nigdy więcej ;)

Za to w pierwszy dzień świąt mnówsto rodzących, jak te dziewczyny to zrobiły, ze przetrzymały?  :D


Offline jagodka24

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 11571
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #545 dnia: 29 Grudnia 2011, 14:36 »
gem normalnie siedze i rycze jak głupia
a juz tyle razy to przeżyłam
a teraz boje sie na maksa

Jagoda - 05.06.2007
Maja - 29.03.2010

Offline Gemini
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5362
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 30.06.2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #546 dnia: 29 Grudnia 2011, 15:30 »
Rozumiem Cię doskonale, ja jak jechałam na porodówkę trzęsłam się jak galareta, bo już wiedziałam co mnie czeka ;)


Offline eovina

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 4120
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 26-12-2010
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #547 dnia: 29 Grudnia 2011, 15:40 »
Gemini naprawdę się wzruszyłam. Ehh jakoś po moim porodzie wszystkie porody mnie wzruszają, wcześniej chyba byłam jakaś nieczuła   ;)
Ola 01.08.2011
Zofia 10.01.2014

Offline sezorg
  • bywalec
  • ****
  • Wiadomości: 278
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 03.07.2010:)
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #548 dnia: 29 Grudnia 2011, 17:08 »
Gem, normalnie płaczę ze wzruszenia :) współczuję Wigilii w szpitalu, moja mama to przeżyła (urodziłam się 24.12 o 9 rano;), ale na pewno okropne uczucie.. ja już nie mogę się doczekać jak zobaczę swojego synka ::)

Offline dziubasek

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 17066
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: .:25.08.2006:.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #549 dnia: 29 Grudnia 2011, 20:07 »
a mi się łza kręci nie tyle ze wzruszenia co z małego żalu, że nie było tak jak być powinno... fajnie, że szybko, cudownie, że Kacperek jest zdrowy, ale jaka szkoda, że nie było przy Tobie męża, położna okazała się do d.py, a cześć pobytu w szpitalu przepłakałaś... no i ta ospa Darii :mdleje: 
Jesteś MEGA dzielna :) Po takim starcie wszystko już będzie szło z górki- ot takie pocieszenie :D

Offline maggi-80

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 7834
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 19-06-2010
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #550 dnia: 5 Stycznia 2012, 02:09 »
W kńcu stwierdziłam, że zamieszczę opis porodu. Nie wiem czy jest taki piękny jak te, które tu czytałam, ale opisałam tak jak ja to widziałam i czułam.

Dla mnie poród zaczął się 3 pażdziernika.

3 października - poniedziałek


Zgodnie z ustaleniami z moją lekarką miałam się stawić tego dnia w szpitalu. Nie było wiadomo kiedy cesarka będzie. Rano pożegnałam się z kotem, sunią i małymi pieskami i wraz z moją mega torbą pojechaliśmy do szpitala. Bardzo się denerwowałam. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że za chwilę nie będzie nas dwójka, tylko trójka... Za to Krzysiek nie mógł się doczekać, aż zobaczy syna.

Na izbie przyjęć byliśmy koło 8 rano. Wchodzimy, a tam dziki tłum Cheesy W sumie było nas 7 ciężarnych, wszystkie czekały na przyjęcie na oddział. Po 1,5 h czekania weszłam do gabinetu. Położna zrobiła wywiad, zmierzyła mi ciśnienie i zadzwoniła po moją lekarkę. Ciśnienie 160/90 nie wróżyło nic dobrego. Moja doktorka przyszła, zbadała mnie - na wejściu rozwarcie 2,5 cm. Badanie miłe nie było, chciała troszkę pobudzić mnie do porodu, bo to lepiej robić cesarkę jak się "zacznie". Przebrałam sie w piżamę. Przyjęli mnie na oddział. DZIŚ CESARKI NIE BĘDZIE. Ale
byłam rozgoryczona. Miałam nadzieję, że to wszystko szybko będzie za mną. Ale chcieli dać mi jeszcze leki na ciśnienie. Na oddziale byłam koło 12. Wylądowałam w sali 8 osobowej. Cały czas naczczo, zmęczona. Dobrze, że miałam jakieś ciastka w torbie (miały być dla Krzysiek, jakby zgłodniał). Nie zdążyłam zjeść jednego, jak przyszła pielęgniarka i pobrała mi krew jak dla pułku wojska... Krzysiek był prawie cały dzień ze mną w szpitalu. Bałam się strasznie. Koło 15 zaczęło się krwawienie. Położna powiedziała, że tak może być. Monitorowali malucha i mi ciśnienie. Aparat do KTG co chwilę wył, włączał się alarm - junior miał za wysokie ciśnienie... ale uspokajali mnie, że tak może być. Nocka w szpitalu była dziwna. ziewczyny o 21 już spały, a ja nie mogłam. O 22 przyszła pielęgniarka i wbiła mi wenflona. Nawet nie było tak źle jak myślałam, że będzie. Szwędałam się po korytarzu, jeszcze z jedną dziewczyną przegadałyśmy do 1 nocy. W końcu trzeba było się położyć spać. Ze mnie coraz bardziej się lalo... źle się czułam. Wiedziałam tylko tyle, że następnego dnia mają być 4 cesarki i nie wiadomo kiedy ja będę. Raźniej mi było tylko wtedy, gdy junior kopał, ale chyba też się denerwował, bo kopał już nieśmiale.

4 października - wtorek


O 5 musiałam wstać. Zrobili mi lewatywę. Potem prysznic i położyłam się. Dostałam leki dożylnie, a potem kroplówkę. Przyszedł K. Dalej nic nie wiadomo. 8,30 przyszedł lekarz na obchód. Zapytałam kiedy będzie zabieg. Zaśmiał się, ze to nie zabieg Cheesy i że za pół godziny biorą mnie na stół. To się dopiero zestresowałam... a Krzysiek już prawie latał pod sufitem, że za chwilę zobaczy Adasia. Przyjechała pielęgniarka z wózkiem, na który mnie zapakowali i zawieźli piętro wyżej. Tam przebrałam się w koszulę do porodu. Poprosiłam o podkład, bo zaczęłam krwawić i usiadłam na kortarzu na "moim" łóżku. Trzęsłam się ze strachu. Mąż mnie potrzymywał na duchu. Donosili mi tylko nowe kroplówki.
 Po 20 minutach przyszła moja lekarka. Ona będzie robiła cięcie... ufff... od razu jakoś lepiej. Próbowałam się uśmiechać. Napisałam Gosi smsa, że idziemy rodzić. To oczekiwanie... prawie płakałam ze strachu. Nie mogłam w żaden sposób sobie wyobrazić tego, że za 30 minut będziemy w trójkę... Po 40 minutach czekania (czekaliśmy na anestezjologa, bo był przy innym porodzie) pzyszedł aneztezjolog. Powiedziałam mu o problemach z ciśnieniem i o tym, że się strasznie boję. Chciałam, żeby mi dowcipy na sali opowiadał. Ale stwierdził, że nie zna.. fakt, zagadywał
mnie na sali jak mógł. Położyli mnie na łóżku dostałam buzi od Krzyśka, który był chyba tak samo przerażony jak ja, choć chyba bardziej podniecony.

Jazda na sale jak w filmach Smiley Widzi się tylko lampy. Dojechaliśmy na salę, przeturlałam sie na stół operacyjny. Wydawoło mi się, że był tam tłum ludzi. Położyłam się. Przygotowali resztę rzeczy i padło hasło - "podajemy znieczulenie". Usiadłam, anestezjolog baaardzo miły. 2 razy się wkuwał. W sumie byłam tak przerażona, że ten ból mnie tak bardzo nie bolał. Znieczulenie zadziałało błyskawicznie. Jak tylko ustawili mi kurtynkę, żebym nie widziała co się dzieje. Choć jakbym bardzo chciała, to odbijał się obraz nad stołem w jakiejś szybce. Na wszelki
wypadek tam nie patrzyłam...Nie zauważyłam nawet kiedy mnie nacięli. Wszsytko szło szybko. Słyszałam tylko głosy. Wiem, że ciężko go było wyjąć przy takim ułożeniu. Dłuższą chwilę lekarki się zastanawiały jak go najlepiej złapać. Ja zaczęłam się stresować, słysząc, że jest problem by go chwycić i wyjąć. Od razu przypomniało mi się jak mama opowiadała o moim porodzie (też byłam ułożona pośladkowo jak Adaś i lekarz przy wyjmowaniu zwichnął mi staw biodrowy). Oczywiście ja zaczęłam opowiadać tą historię na głos. Skoczyło mi ciśnienie.... w końcu słyszę - mamy go. Chwila szarpnięcia i czuję, że go wyjęli. I cisza... pewnie trwała 1,2 sekundy, ale dla mnie ta chwila to była wieczność. Cisza, cisza.... i w końcu słyszę płacz... płacz Adasia. Moje dziecko. Wszystko w porządku. Adaś zdrowy. Oczywiście się popłakałam. Chwilę później odpieli mi prawą rękę i podali Adasia. Pogłaskałam go po głowce. W tym momencie przestał płakać. A ja przez łzy powiedziałam - "cześć Adasiu, witaj na świecie". Jakoś nic mądrzejszego nie wpadło mi do głowy. Adaś zaczął znów płakać w niebogłosy. Jak mnie ten płacz cieszył. Chwilę później Adaś pierwszy raz zobaczył tatę.

Tymczasem ja leżałam na stole operacyjnym. Ciśnienie za wysokie. Zaczęło wariować. Słyszę tylko głosy - "za dużo krwi straciła", jakieś zamieszanie. "Dobra zszywamy". I za chwilę lekarka mówi, że brakuje jakiegoś narzędzia. Wszyscy zaczęli szukać. Zamieszanie, krzyki. Przestraszyła się... człowiek się naczyta, że zostawiają coś przy operacjach... Nie mogą mnie zszyć zanim nie znajdą... a znaleźć się nie chciał. Zaczęło mi być duszno. Nie mogłam oddychać... wołałam aneztezjologa... próbuję złapać powietrzę.... duszę się.. miałam wrażenie, że zaraz naprawdę umrę.. jeszcze większe zamieszanie... coś piszczy.. jakieś urządzenie... przestaję kojarzyć co się dzieje... Pamiętam tylko, że to coś co zaginęło się znalazło i tylko głos - podaję morfinę i odleciałam... ocknęłam się, gdy już kończyli mnie "obrabiać"... Byłam ledwo przytomna... zawieźli mnie na salę, gdzie był już Adaś z tatą... i od tego momentu zaczęło się moje prawdziwe życie...

Nie wiem czy któras wytrwałą do końca moich wypocin...

[/color]

Offline ~Ania~
  • Global Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 24071
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 2006-10-07
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #551 dnia: 5 Stycznia 2012, 18:56 »
Pięknie.. Bardzo wzruszająco!! :)

Offline *Ewcia*
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 7539
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 24.05.2008
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #552 dnia: 5 Stycznia 2012, 19:01 »
Wytrwałam i bardzo się wzruszyłam  :) 


Offline gagatka

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 3675
  • Płeć: Kobieta
  • Szczęśliwa Pani G., Mama Łucji, Hubercika i Emilki
  • data ślubu: :Zakochany:18.08.07
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #553 dnia: 20 Stycznia 2012, 00:09 »
Czytam Wasze opisy i ryczę jak jakaś głupia  :Wzruszony: Niby wiem, na co się nastawiać, ale i tak każdy poród jest inny i wszystkiego się nie przewidzi. Poza tym w domu zostanie "mamusiowa" Łucja i jak tylko sobie o tym pomyślę to już za nią tęsknię... :'(

Wiem jedno musimy dać radę, bo 20 lat w brzuchu dziecię nie będzie siedziało! ;) A kobiety są mega silne i wiadomo, że gdyby to faceci rodzili to przyrost naturalny na pewno byłby ujemny ;D
:Serduszka: .::Łucja 15.10.2009::. :Serduszka: .::Hubercik 20.01.2012::. :Serduszka: .::Emilka 20.12.2013::. :Serduszka:

Offline selena

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5874
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 10.10.2009r.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #554 dnia: 19 Lutego 2013, 21:35 »
Będąc w ciąży czytałam Wasze relacje i na wielu ryczałam ze wzruszenia i ze strachu, jak to będzie... Opiszę więc swoją, ku pamięci :-). Może komuś zechce się przeczytać :-)

Termin miałam wyznaczony na 21.11.12r.

16.11.12.
Cały dzień czułam dziwne kłucie z lewej strony brzucha. Na tyle dokuczliwe, że gdy doszły do niego gwałtowne ruchy małego, a zaraz potem spokój, zdecydowaliśmy się z mężem pojechać na ip. Była 21, na izbie dowiedziałam się, że żeby mnie zbadać, muszą mnie przyjąć na oddział...  Lekarz stwierdził 1cm rozwarcia, ktg wykazało skurcze, których nie czułam zupełnie. Poza tym wszystko było w porządku, lekarz powiedział, że to kłucie to taki urok końcówki ciąży, że może tak być... Zaproponował zostanie na noc na patologii - nie chciałam zostawać, zdecydowałam wypisać się na żądanie, chciałam jechać do domu, wyspać się, na wypadek, gdyby za parę godzin miało się rozkręcić... Najbardziej nie chciałam rodzić w nocy. Pojechaliśmy do domu.
Kolejne trzy dni minęły bardzo szybko, ale nic się nie działo.

20.11.12.
Od rana czułam się dziwnie, kilka razy poczułam taki skurcz, jak przed miesiączką (zawsze miałam bardzo bolesne). Zrobiłam obiad, po południu pojechałam na parę godzin do pracy. Skurczy jako takich nie było, od czasu do czasu coś zabolało i lekko stwardniał brzuch.

18.00 - Wróciłam do domu, mąż już był, kończył remontować łazienkę. Zażartowałam do niego, że jutro rodzimy :-D. Weszłam do ciemnego pokoju, mąż nastawił dość głośno muzykę. W radio zaczęła lecieć Lana del Rey, "Summertime sadness", zaczęłam tańczyć, kołysać się, ze śmiechem wspominając, że to podobno może wywołać poród  . Nie zapomnę tej chwili chyba nigdy, podświadomie wiedziałam, że to JUŻ  ;).
Poszłam się wykąpać, w końcu po tylu miesiącach mogłam korzystać z gorącej wody ;D. Zrelaksowałam się, potem zrobiłam kolację i zasiadłam na forum ;D.

20.00 - Zdążyłam zjeść, gdy poczułam, że coś zaczyna mi cieknąć... Zerwałam się z łóżka... Mąż był w łazience, krzyknęłam do niego, że odchodzą mi wody! Zebraliśmy się w 5 minut do wyjścia. Nic mnie nie bolało, idąc do auta myślałam tylko o tym, że już wkrótce będzie z nami nasz synek...

20.30 - Na izbie położna zbadała mnie niezbyt delikatnie, stwierdzając 1,5cm rozwarcia. Zbadał mnie lekarz, zrobił usg, podłączyli ktg, wykazało skurcze, ja zaś czułam taki lekki ból co jakiś czas. Lekarz powiedział, że do rana na pewno urodzę, ale narazie idę na patologię. Męża poradził wysłać do domu, po co ma czekać i się męczyć, lepiej, żeby się przespał. Tak też zrobiłam. Trafiłam na salę, na której była już jedna ciężarna.

22:00 - Umyłam się i położyłam. Położna zrobiła mi zastrzyk rozkurczowy, wbiła w rękę wenflon i podała antybiotyk, ze względu na pęknięty pęcherz płodowy. Byłam o dziwo bardzo spokojna i śpiąca, postanowiłam się przespać, żeby nabrać jak najwięcej sił. Skurcze zaczęły się pojawiać, co jakieś 10 minut, były takie jak miesiączkowe, a do tych byłam przyzwyczajona. Wydawało mi się jednak, że w ogóle nie śpię. Gdy zerknęłam ponownie na zegarek, ze zdziwieniem stwierdziłam, że jest już 1 w nocy. Skurcze były coraz mocniejsze, zaczęłam chodzić po pokoju.

02:00 - Poszłam do położnej, zbadała mnie, było 2cm rozwarcia. Kazała przyjść za godzinę. Zleciała szybko, chodziłam, siadałam na krześle, skurcze były co 5 minut.

03:00 - Kolejne badanie, znów 2cm, skurcze są już bardzo mocne, położna chciała zbadać mnie na skurczu, ale nie dałam się, za bardzo bolało... Decyzja, idziemy na porodówkę. Dzwonię do męża, niech przyjeżdża. Położna niesie moją torbę, jestem jej za to wdzięczna, bo sama ledwo idę. Wsiadamy do windy, ledwo stoję, widzę siebie w wielkim lustrze, patrzę i nie mogę uwierzyć, że naprawdę rodzę . Droga ciągnie się bez końca, idziemy ciemnymi korytarzami, wszędzie jest cisza. Porodówka okazuje się być pusta, idziemy na salę rodzinną, a na niej - położna z izby przyjęć.  Zwijam się już z bólu, położna podłącza ktg i mówi, że poda mi znieczulenie w kroplówce. Po chwili czuję nieznaczną ulgę.

03:30 - Przyjeżdża mąż, widzę, jak ubiera fartuch i czepek na głowę, myślę sobie, co za czepek?! Po chwili mąż pyta, a gdzie drugi woreczek na buty, okazuje się, że założył go na głowę...  ;D.
Wytrzymuję pod ktg ponad godzinę, pozycja leżąca jest straszna.

04:30 - Przychodzi położna z lewatywą (nie ma co się bać, nic nie boli), później mogę iść pod prysznic... To była najprzyjemniejsza godzina akcji porodowej, siedziałam sobie na krzesełku, mąż obok, żartowaliśmy, gorąca woda łagodziła skurcze. Ze śmiechem powiedziałam, że już wiem, co to tak naprawdę jest sytuacja bez wyjścia...  ;D. I że ja tu zostaję do końca porodu .

5:30 - Po prysznicu kolejne badanie, 4cm, i ktg, położna mówi, że po nim będę mogła pójść na piłkę. Niestety, kolejne wody zaczęły lecieć zielone, resztę akcji spędziłam już na łóżku, na szczęście oparcie miałam wysoko podniesione, nie musiałam tak leżeć. Podłączono oksytocynę, skurcze zaczęły być co 3 min, baardzo mocne, momentami krzyczałam, oddychałam za szybko, zaczęły mi drętwieć ręce. Wtedy trochę wpadłam w panikę, przerażało mnie, że jeszcze tyle przede mną...
Mąż zaczął narzucać mi tempo oddychania, bo oddychałam za szybko. Brał razem ze mną wdech i wydech, trzymał mnie za rękę, podawał wodę, mówił do mnie i uspokajał. Ja spojrzałam na wykres ktg tylko raz, zobaczyłam skurcze trapezowe, w szczycie linia prosta trwała i trwała bez końca...

6:30 - Zaczęłam prosić o jakieś znieczulenie, położna przywiozła butlę z gazem rozweselającym. Przed każdym skurczem miałam brać trzy głębokie wdechy. Minęło pół godziny, mówię, że to nic nie działa, położna na to, że wszystkim działa, a mi nie działa... Później mąż powiedział, że od tego gazu miałam taaakie wielkie oczy  :D . Skurcze trwały po 40-50 sekund, mąż patrzył na ktg i mówił, że się zbliża, mówił też, że już przechodzi, że jeszcze tylko jeden głęboki oddech...

7:00 - 5cm rozwarcia, pomyślałam, że jeszcze raz tyle cm musi się zrobić... Byłam bardzo skupiona na sobie, przestałam reagować na pytania położnych, mąż mówił za mnie. Leżałam, starałam się oddychać, miałam wrażenie, że skurcze są bez przerwy. Najgorsze było to, że byłam tak cholernie śpiąca, pewnie także od oddychania. Pomiędzy skurczami odpływałam, czułam się jak świeżo obudzona z ciężkiego snu... Ciągle ciekły mi wody, było ich baardzo dużo. W końcu powiedziałam, że chcę znieczulenie zewnątrzoponowe, wiedziałam, że teraz jest ostatni moment na nie. Przyszła lekarka, postanowiła przebić do końca pęcherz, nie było tego w ogóle czuć. Zgodziła się na znieczulenie, dała mi coś do poczytania o nim, ale ja już wszystko wiedziałam. Czekaliśmy na anestezjologa, miałam wrażenie, że to trwa wieki. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że za oknem zrobiło się jasno.

07:30 - Przyszedł anestezjolog, był niemiły, mówił że mam współpracować, słuchać go. Odniosłam wrażenie, jakby z łaską przyszedł, z tego co wiem, to w tym szpitalu rzadko stosowane jest to znieczulenie. Większość kobiet nic o nim nie wie i zwyczajnie o nie nie proszą, a położne nie proponują... Osobiście nie znam nikogo, kto je dostał.
Anestezjolog kazał zrobić koci grzbiet, wygięłam się najbardziej jak mogłam, ale tu brzuch, tu skurcz, naciskał mi na ramiona, szarpał nimi, każąc je obniżyć... Nie wiedziałam, o co mu chodzi, przecież robiłam, co kazał... Milczałam, chciałam tylko, żeby jak najszybciej się wbił. Udało się, nic nie poczułam. Po chwili za to poczułam niesamowitą ulgę... Skurcze były, ale słabsze. Zaczęłam odpływać, zapytałam położnej, czy mogę się zdrzemnąć, odparła, że jak najbardziej. Wysłałam męża do pokoiku przy porodówce (byliśmy na sali rodzinnej), żeby też się zdrzemnął. Spałam dobrą godzinę, obudziły mnie coraz mocniejsze skurcze. Znieczulenie było cały czas podłączone kabelkami, jednak według mnie przestało działać, skurcze znów były praktycznie bez przerwy i trwały bez końca...
O 7 była zmiana położnych. Ta, która przyszła, okazała się być przemiłą osobą.

08:00 - Kolejne badanie, 7cm, wkrótce potem 8. Nie czuję już żadnej ulgi, pytam dlaczego, przecież miało mniej boleć... Słyszę, że muszę czuć skurcze, żeby wiedzieć, kiedy przeć. Znieczulenie przyniosło mi na tą godzinę niesamowitą ulgę, dało mi chwilę na odpoczynek, nabranie sił i przede wszystkim uspokojenie się, jednak poza tym rozczarowałam się nim, myślałam, że chociaż zmniejszy ból na trochę dłużej.
Maż mówi, że już niedługo, skurcze są masakryczne, widzę długie poziome krechy na wykresie ktg. Skoro jednak wiem, że wykorzystałam już wszystkie możliwości znieczulenia i nic więcej mi nie pomoże, zbieram się w sobie i zaczynam bardziej skupiać się na oddychaniu. Pomiędzy skurczami była mniej niż minuta, a ja miałam wrażenie, że pomiędzy nimi zasypiam na te krótkie chwile, wydaje mi się, że wychodzę z tej sali... Skurcze mnie otrzeźwiają.

9:00 - Badanie, 9 cm i dosłownie za chwilę jest już 10cm. W tym czasie poczułam kilka skurczy partych. Położna mówi, że zaczynamy przeć. Szybka akcja i okazuje się, że nie umiem przeć... Pomimo, że chodziłam do szkoły rodzenia, popełniam te błędy, o których słyszałam w szkole - nabieram powietrza w policzki jak chomik, zaraz potem wypuszczam, wydaję dźwięki... Zaparłam 3 razy, położna mówi, że będzie z tym problem, żebym przestała, bo za bardzo się zmęczę. I tu jestem jej niesamowicie wdzięczna. Kazała mi ułożyć się na boku, założyła jakąś podpórkę do łóżka i podczas skurczu miałam uginać nogę w kolanie i unosić ją, dziecko miało wtedy więcej miejsca na zejście niżej. Nie miałam siły trzymać nogi w górze, mąż mi ją podtrzymywał. Z każdym skurczem czułam, jak główka dziecka obniża się coraz bardziej, schodząc praktycznie do samego końca. Podobno podczas akcji porodowej nie czuje się ruchów dziecka - ja czułam je do końca.

Ok. 10.20 - W pokoju zrobił się tłum ludzi, zapalono lampę, zaczynamy przeć. Czuję skurcze parte, jest łatwiej. Pierwszy skurcz, położna mnie chwali, że dobrze mi idzie, że widzi główkę. Inna położna nacisnęła mi na brzuch, nie spodobało mi się to... Chwila przerwy i znów, położna krzyczy, że jest pół główki, żebym nabrała powietrza jeszcze raz. Tak robię, zapieram się ...

10.36 - Czuję, jak dziecko dosłownie ze mnie wylatuje, pierwszy krzyk i cisza. Położna mówi do dziecka „No tak ładnie zacząłeś” i klepie je po pupie, dziecko znów krzyczy... Okazuje się, że był dwukrotnie obwiązany pępowiną wokół szyi, stąd te zielone wody. O dziwo jednak ktg ani razu nie wykazało zaniku tętna itp., przez cały czas wszystko było w porządku. Mąż cieszy się, „Udało się!”, mówi, że mnie kocha, tuli moją głowę. Położna każe mi podciągnąć koszulę do góry, kładzie mi małego na piersiach... Wybucham płaczem, mówię „Cześć kochanie, już jesteś z nami...”. Po chwili zabierają go na mierzenie, a męża wypraszają do drugiego pokoju. Położna mówi „No, to teraz łożysko”, ja na to „Będą znów skurcze?!”. Zanim zdążyłam dokończyć zdanie czuję, jak coś ciepłego wypływa ze mnie, położna śmieje się, że już po wszystkim.

Podczas, gdy położna mnie zszywa (wcześniej uprzedziła mnie, że poczuję ukłucie przy podaniu znieczulenia do nacięcia, którego rzeczywiście nie czułam), podają mi wagę (3850g) i wzrost maluszka (57cm). Ja ryczę, przychodzi pielęgniarka z opaską i każe mi przeczytać, czy wszystko się zgadza, śmieje się, że jak ja przeczytam przez te łzy... Po chwili widzę, jak łóżeczko z Adrianem pielęgniarka wpycha do pokoju, gdzie jest mąż i zamyka drzwi. Później mąż pokazuje mi na kamerze te pierwsze chwile z naszym synem .
Przekładają mnie na drugie łóżko i wwożą do pokoju, gdzie są moi mężczyźni. Najlepsze jest to, że praktycznie od razu po porodzie byłam bardzo pobudzona, pełna energii, szczęśliwa, zapewne adrenalina robiła swoje. Stan ten trwał do późnego wieczoru. Matka natura tak to wszystko ułożyła, że pomimo ciężkich chwil porodowych, już po wszystkim mamy siłę i chęć zajmować się naszym dzieckiem...
Spędzamy tylko we trójkę pierwsze 2 godziny, jest to wspaniały czas. Telefony się urywają . Przystawiam maluszka do piersi, popełniam kolejne błędy i w krótkim czasie mam zmasakrowane brodawki... Po 2h przenoszą nas na salę poporodową, jadę na łóżku z synkiem na rękach, zmęczony mąż idzie obok. Na oddziale witają nas położne, pielęgniarki... Czuję niesamowitą radość, że udało się urodzić naturalnie, że wszystko było w porządku i mam już mojego synka przy sobie...

Macierzyństwo jest wspaniałe.

Offline *Ewcia*
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 7539
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 24.05.2008
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #555 dnia: 19 Lutego 2013, 23:19 »
Po chwili mąż pyta, a gdzie drugi woreczek na buty, okazuje się, że założył go na głowę...  ;D.

Wybacz, ale aż głośno się zaśmiałam  :D :D :D

Piękny opis :)


Offline eovina

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 4120
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 26-12-2010
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #556 dnia: 20 Lutego 2013, 07:31 »
No i się zryczałm  z samego rana. Piękny opis  :)
Ola 01.08.2011
Zofia 10.01.2014

Offline dziubasek

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 17066
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: .:25.08.2006:.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #557 dnia: 22 Lutego 2013, 14:31 »
Pięknie :)

Offline maggi-80

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 7834
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 19-06-2010
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #558 dnia: 24 Lutego 2013, 10:57 »
Zryczalam sie jak bobr. Piekny opis.

Offline lusi251

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 4193
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 28 04 2012
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #559 dnia: 6 Maja 2013, 17:53 »
ok przyszla pora aby opisac wlasny porod :)

Zaczne od tego, ze mialam dwie skrajne daty porodu, z om 22.01 a z usg 02.02. Na kazdej wizycie kontrolnej mialam stycznosc z innym lekarzem i roznie patrzyli na te daty.. i tak 29.01, we wtorek bylam na kolejnej wizycie.. pani doktor
zbadala szyjke (rozwarcie 2cm) popatrzyla w karte i powiedziala ze tu juz jest po terminie wiec idzie mnie zapisac na wywolanie porodu.
Po powrocie slysze, wywolanie 31.stycznia, prosze przyjsc do szpitala dzien wczesniej o 14 i zaczniemy dzialac..
ja na to: 'to juz jutro!' :) a ona tak patrzy patrzy.. 'faktycznie, wiec zapraszam jutro'.
Zszokowana podekscytowana i szczesliwa zjawilam sie 30.01 w szpitalu, przyjeli mnie, podlaczyli pod ktg, powiedzieli ze sa
skurcze (ktorych nie czulam) i zaprowadzili na sale. Ok 16 mieli mnie zbadac i podac oxytocyne w zelu.. ale przyszla babka
i mowi ze narazie nie ma wolnych porodowek i do 22 nic mi nie zrobia.. ok 22 podlaczyli znow ktg, przyszedl lekarz, zbadal
szyjke i stwierdzil ze nie beda mi nic podawac bo juz nie trzeba.. bo rozwarcie jest 2cm.. moze sie zaczac w kazdej chwili, a jak nie to rano wywolanie. Dali mi pilke do skakania gdybym nie mogla spac :P
wkurzylam sie bo takie rozwarcie bylo tez wczesniej, bylo to wpisane w karte wiec rownie dobrze moglam byc w domu i się
chociaz wyspac, a tak dzieci plakaly, 'obce' lozko i spalam tylko 2godziny.

31.stycznia ok 6 dostalam slodkie sniadanie, ok 7 zaprowadzili mnie na porodowke.. zbadali zrobili wywiad podlaczyli pod
ktg itp.. o 8 przebicie pecherza a o 9 kroplowka na zwiekszenie skurczow.
Towarzyszyly mi 3 babeczki, jedna chyba wazniejsza polozna 'kierowala akcja' druga mloda sympatyczna i trzecia dopiero na
praktykach, glownie mierzyla cisnienie, patrzyla i gadala o Kanadzie ;P

Po kroplowce zaczelam bardzo szybko czuc skurcze, coraz mocniejsze i mocniejsze. Dostalam do dyspozycji gaz do wdychania, a 'w zanadrzu' moglam jeszcze poprosic o znieczulenie domiesniowe lub calkowite -w kregoslup (epidural).
Dostalam tez pilke do siedzenia.. ale wcale mi na niej nie bylo wygodniej i wrocilam na lozko. Po 10 bol byl juz okropny i
poprosilam o epidural, zbadali mnie -rozwarcie 7,5..
i glupi tekst ze nie dostane epiduralu bo nie zdaza mi go juz dac, za szybko idzie akcja porodowa.. poryczalam sie i nawrzeszczalam na babke ze mnie to nie obchodzi niech zaczna to szykowac bo juz nie wytrzymam bolu.. powiedzieli ze moga przygotowac mi zastrzyk domiesniowy i w ogole jesli chce zeby maz byl przy porodzie to JUZ musza dzwonic po niego (bo powiedzialam, ze potrzebuje ok 30min na dojazd) bo wszystko idzie tak szybko ze moze przyjechac po wszystkim.
Szczerze -wahalam sie czy chce aby to widzial.. ale w koncu sie zgodzilam zeby zadzwonili.
Dostalam zastrzyk znieczulajacy.. nie czulam zadnej roznicy szczerze mowiac.. jedyne co nastapilo na pewno to zwolnienie akcji porodowej.. Przyjechal maz.. minela kolejna godzina skurczow.. wyprobowalm chyba wszystkie pozycje na lozku.. najmniej mnie bolalo gdy bylam na kolanach i trzymalam sie oparcia lozka.. ale pozniej nie mialam sily juz tak kleczec..

Ok 12/13 kolejne badanie - 9,5cm rozwarcia i decyzja ze bedzie 'godzina parcia', zabrali mi gaz, podtrzymywali nogi i
pomagali przec przy skurczach.
Szczerze mowiac czulam ulge ze juz moge przec, jakos to rozladowywalo bol.. Maz podtrzymywal mi glowe i tez pomagal przec (przez co pozniej mial zakwasy :D :D )
Ale mala nie chciala wyjsc.. po godzinie parcia oboje bylysmy zmeczone .. przyszla lekarka, zbadala mnie i powiedziala ze nam pomoze - bede przec a ona uzyje 'odkurzacza' (vacuum.. nie wiem jak to sie profesjonalnie zwie po polsku) zeby wyjac
mala.. troszke zeszlo na przygotowaniach fotela sprzetu itd. Przy ktoryms skurczu lekarka 'przyssala' sie do malenkiej, poczulam okropny bol, az krzyknelam .. wtedy pojawila sie glowka.. polozne kazaly przestac przec i oddychac .. a przy kolejnym skurczu i parciu mala byla juz z nami.

Byla 14.24 :) Chwilke pozniej na piersi polozono mi moje malenstwo. Najpiekniejsza na swiecie, kudlata :) wtulona ufnie
dziewczynka. Oboje z mezem uronilismy lezke ze wzruszenia. Byla taka malenka i bezbronna. Nie potrafila zlapac piersi, wiec tylko ja glaskalam i patrzylam jak sie wtula we mnie. Nie mielismy jeszcze imienia.. popatrzyłam na mala i mowie.. a może Klaudia? .. maz pocalowal mnie i przytaknal.. i została Klaudusia :)

Cudowny moment, juz nie liczylo sie ani to ze tak wszystko bolalo, ani to ze musieli mnie sporo zszyc (co tez bolało bo jako znieczulenie dostalam tylko gaz do wdychania), ani to ze dwukrotnie zemdlalam przy probie zejscia z lozka na wozek, przez co dostalam kroplowke i na sale jechalam jakies 1,5godziny pozniej
Malenka byla cala i zdrowa i to bylo najwazniejsze.. wazyla 3,39kg i dostala 10pktow..
i teraz nadal sie tak przytula do maminego cycuszka jak wtedy po narodzinach :-*



Offline selena

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5874
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 10.10.2009r.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #560 dnia: 6 Maja 2013, 18:50 »
Byłaś dzielna :-). U nas to się chyba próżnociąg nazywa. Piękny opis!

Offline marta082008

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 14122
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 16.08.2008
  • Skąd:: Szczecin
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #561 dnia: 4 Czerwca 2013, 14:12 »
Hej, to i ja napiszę swoją historię porodową :)

W nocy z 14 na 15 maja nie mogłam spać, siedziałam na forum  :P i gadałam z innymi nocnymi markami ;D około godziny 2 w nocy położyłam sie spać, a juz o 2:45 obudziły mnie skurcze. Sądziłam, że jak poprzednio to przepowiadacze, ale dla pewności zmierzyłam trzy, były co 4 minuty. Pomyśłałam, że to zbieg okoliczności, w końcu nie boli tak bardzo, poszłam więc do toalety i ledwo sama z niej wylazłam, okazało się, że jednak bolały ;) Starałam się obudzić męża, ale on stwierdził, że to na pewno nie to, więc poszłam pod prysznic i wtedy byłam juz pewna, że to jednak to. zawołałam go, wreszcie zwlekł się z łóżka, pomógł mi się ubrać, a sam postanowił się wypindrzyć, kiedy zaczął obcinac paznokcie, straciłam wszelką cierpliwość  ::) troszkę niemiłych słów poszło i ruszył się. Do samochodu doczołgałam sie praktycznie na kolanach z pomoca męża, w drodze do szpitala wymiotowałam jak kot, aż wreszcie o 3:45 byliśmy na porodówce, położna zbadała mnie i mówi: "są trzy centymetry, o juz cztery". Ja się wtedy załamałam, wystraszyłam się, że skoro przez tą godzine strasznych bóli i skurczu po skurczu - już nie było przerw - rozwarcie powiększylo sie tylko o cm, od poprzedniego badania, tydzień wcześniej, a po badaniu o kolejny jeden, pomyśłałam, że tego nie wytrzymam.
Położna zapytała mnie o to czy zastanawiałam się o rodzaje znieczulenia i zaproponowała wannę na początek, właściwie chciałam bardzo urodzić w wannie, więc pomyślałam, że to dobry pomysł. W moim pokoju porodowym światła były przygaszone, paliły się świece i domki zapachowe, miało mnie to zrelaksować, ale jak już weszłam do tej wanny i przeżyłam dwa kolejne skurcze, zdecydowałam, że bezwzględnie chce epidural, więc wyciągnęły mnie z tej wanny (oprócz położnej miałam też studentkę, na która się zgodziłam i bardzo się cieszę, bo choć dziewczyna za wiele się na mnie nie nauczyła to umiejętnie trzymała mnie za rękę, za drugą trzymał mąż :) ). Położyły mnie na łóżku i położna zbadała rozwarcie - 6 cm, podłączyła mnie do ktg, skurcze szły jeden za drugim i z pełną mocą, za moment przyszła anestezjolog, zaczęła zadawać mi pytania, a mnie myślałam, że szlak trafi z bólu, powiedziałam, że wszystko wiem i ma mnie kłuć, ona na to, że takie procedury, zaczęła mi mówić jak to znieczulenie będzie wyglądać, a ja mówię, że muszę przeć, sprawdzają rozwarcie a tam 8 cm, po badaniu już 9. No i tyle miałam ze znieczulenia, chcieli mi jeszcze dać gaz rozweselający, ale czułam, że przy takim bólu to mnie tylko dodatkowo wkurzy, poza tym cały czas miałam mdłości. Tak mi minęło 1,5 godziny na porodówce, choć wydaje się jakby to była chwila. No i wtedy zaczęłam przeć, położna przebiła pęcherz, parłam jakieś 20 minut, na leżąco, w kucki, na siedząco, w końcu położna zaprowadziła mnie do toalety, twierdząc, że może pęcherz hamuje dziecko, siku nie zrobiłam i do łózka już nie dolazłam  ::) urodziłam na stojąco, swoją drogą świetna pozycja, choć jej nigdy nie brałam pod uwagę. W trakcie samego parcia w moim pokoju pojawiły sieę tez pielęgniarki, które pomagały mi oddychać. Adaś urodził się o 5:47, po zaledwie 3 godzinach porodu. Okazało się, że to nie pęcherz hamował maluszka, ale on sam, ponieważ urodził się z rączką przy główce. Zaraz po urodzeniu synusia, pomogli położyć mi się na łóżku już z maluszkiem w ramionach, było to za razem niesamowite jak i przerażające, gdyż nigdy wcześniej nie trzymałam noworodka, do tego całego umazanego krwią  ;D
Niestety moja macica odmówiła posłuszeństwa i zaraz po porodzie skurcze się skończyły, a ja zaczęłam mocno krwawić, straciłam 700 ml krwi, dostałam oksytocynę, gdzieś tam w międzyczasie pojawił się lekarz, ktoś mnie zszywał, ktoś mnie podłączał do kroplówek, coś się niby działo, ale ja pamiętam tylko tego maluszka płaczącego na moim brzuchu. Leżeliśmy tak ze dwie godziny, potem zabrali go do mierzenia i ważenia, a mnie przenieśli na czyste łóżko i pomogli się przebrać. Jeszcze parę godzin byliśmy w sali porodowej tylko we trójkę, ktoś tylko co chwilkę do nas zaglądał, dawał wskazówki co do karmienia czy sprawdzał moje krwawienie i kroplówki. Potem przenieśli nas do sali poporodowej, wspólnej z innymi kobietami. Zastanawialiśmy się nad sala rodzinną, ale położna odradziła nam ją przy pierwszym dziecku.

Poród, opieka po porodzie i oczywiście bohater dnia, czyli nasz synuś wynagrodził mi wszelkie trudy i niedogodności ciąży, którą znosiłam ciężko. Jestem bardzo szczęśliwa, że zdecydowałam się rodzic właśnie w tym szpitalu i że trafiłam na tak wspaniałych ludzi, którzy mnie przez to przeprowadzili. Po dwóch dniach byliśmy już w domku.

Kiedy weszliśmy, cały korytarz był obwieszony balonami, na stole w salonie stał bukiet róż, a także hortensja, całkiem spora, bo od dawna marudziłam, że chcę taką w ogrodzie :) Dostałam również złoty puchar  ;D A kiedy położyliśmy maluszka spać, mąż zrobił mi herbatkę i podał tort czekoladowo-wiśniowy - mój ulubiony, własnego wypieku. Okazało się, że mąż to niezły cukiernik :P Więc byłam i wciąż jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie, mam wspaniałego, grzecznego synusia i kochanego męża...


Offline selena

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5874
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 10.10.2009r.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #562 dnia: 4 Czerwca 2013, 17:07 »
Fajnie, że tak szybko poszło. I fajnego masz męża, że pamiętał o takich rzeczach :-).

Ja dostałam... wyremontowaną łazienkę  8)

Offline marta082008

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 14122
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 16.08.2008
  • Skąd:: Szczecin
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #563 dnia: 4 Czerwca 2013, 18:28 »
też fajnie ;)


Offline *Ewcia*
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 7539
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 24.05.2008
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #564 dnia: 4 Czerwca 2013, 20:56 »
Pięknie Martuś :*


Offline elisabeth81

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 7820
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #565 dnia: 4 Czerwca 2013, 22:29 »
pięknie!....i wzruszająco.... aż się przeniosłam wspomnieniami do dnia mojego drugiego porodu....
"Wstać rano, zrobić przedziałek i odpieprzyć się od siebie. Czyli nie mówić sobie: muszę to, tamto, owo. Ja zapisuję rano, co mam zrobić. A chwilę potem skreślam połowę"

Offline marta082008

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 14122
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 16.08.2008
  • Skąd:: Szczecin
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #566 dnia: 4 Czerwca 2013, 22:58 »
Ciekawe ile potrwa mój drugi ::) w okolicach terminu mam już mieszkac w szpitalu ;D


Offline elisabeth81

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 7820
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #567 dnia: 4 Czerwca 2013, 23:51 »
Moje oba trwały po 2,5h..
"Wstać rano, zrobić przedziałek i odpieprzyć się od siebie. Czyli nie mówić sobie: muszę to, tamto, owo. Ja zapisuję rano, co mam zrobić. A chwilę potem skreślam połowę"

Offline marta082008

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 14122
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 16.08.2008
  • Skąd:: Szczecin
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #568 dnia: 5 Czerwca 2013, 11:11 »
E, szkoda, a juz myślałam, że kichnę i drugie bobo wyskoczy  ;D


Offline lusi251

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 4193
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 28 04 2012
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #569 dnia: 7 Czerwca 2013, 17:00 »
E, szkoda, a juz myślałam, że kichnę i drugie bobo wyskoczy  ;D

o wlasnie,  to ja tak poproszę :) tak to chętnie :)