Autor Wątek: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....  (Przeczytany 325333 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline ANNUUSSIIA

  • uzależniony
  • *******
  • Wiadomości: 952
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #450 dnia: 14 Lipca 2010, 23:44 »
ja miałam łyżeczkowanie, ale zszedł do mnie anestezjolog powiedział dzień dobry , dali coś do podpisania i on do mnie to dobranoc odpocznij sobie i tyle pamiętam. Obudziałam się już po wszystkim .



Offline Olaa
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 9501
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #451 dnia: 15 Lipca 2010, 16:36 »
Ja miałam miejscowe chyba. Przy łyżeczkowaniu i szyciu. Nie wiem nie pamiętam...zaaferowana byłam nowonarodzonym dzieciem   ;D
There is no such thing as an ending. Just a new beginning...

Offline ika3w

  • Ilona
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 3905
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 23.08.2008r
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #452 dnia: 28 Października 2010, 14:58 »
Gdyby ktoś miał ochotę poczytać do lektury. Aż mam łezki w oczach na samo wspomnienie...



8 czerwca 2010- wtorekDzień jak co dzień, ale tylko pozornie. Czwarta wizyta w toalecie dała mi na moment do myślenia. Czyżby organizm już czuł, że nadszedł czas i sam się oczyszczał? Eee...nie możliwe. Ale na w razie czego w czasie kąpieli ogarnęłam nogi, umyłam włosy. Na rozkręcenie sytuacji wymasowałam brzuszek. Nie świadoma niczego poszłam spać.



9 czerwca 2010-środaObudzona o 5.20 przez ból brzucha przeklinałam ciążowe zaparcia. Wizyta w toalecie na nic się zdała. Ale zaraz, zaraz śluz przezroczysty zabarwiony kroplą krwi... Qrcze, czyżby coś niedobrego się działo? Wracam do łóżka, włączam tv, po chwili budzi się mąż niczym nie zdziwiony, bo od kilku dni już tak wstaję na siku i usnąć później nie mogę. Siedzę tak jeszcze chwilę z nadzieją, że zaraz załatwię sprawę w wc. No i myślę co ten śluz miał oznaczać. Cały czas spokojna, sprawa się wyjaśni w ciągu dnia. Ból przeszedł, a siedzieć bez oparcia mi nie wygodnie więc się kładę z powrotem pod kołderkę. I w tym momencie ciepełko między nogami... Szybko wstałam, żeby nie zamoczyć łóżka. Coś tam chyba powiedziałam, bo mąż się obudził. No i tłumaczę mu, żeby wstawał, bo mi wody odeszły. W takim szoku to go dawno nie widziałam. Biegał dookoła pokoju, nie mógł znaleźć ciuchów, chciał wzywać pogotowie bo na pewno nie zdążymy dojechać (jakże on się w tedy mylił  ). Ja- oaza spokoju w tamtej chwili, mówię mu po kolei co ma zrobić, zetrzyj podłogę, przynieś ubranie, podpaskę- tylko grubą, żebym w mokrych spodniach na porodówkę nie szła   Mąż się ogarnął, ja też i do wyjścia... Oczywiście powrót po torbę, ja w ostatniej chwili złapałam aparat do torebki. Gotowi.


Przed nami 20km drogi, micha mi się cieszy od ucha do ucha. Mąż spięty. Oboje wiemy, że to już dziś poznamy naszego synka. Po drodze jakieś żarty, uśmiechy i zapewnienia o wzajemnej miłości. Podniecenie i ekscytacja to, to co w tedy czuliśmy oboje.


Jesteśmy pod izbą przyjęć, wysiadam z samochodu i... chlusnęły wody. Dobrze, że jest rano i przed izbą przyjęć pusto to nikt nie widzi moich mokrych spodni   Przyjęcie nawet sprawnie poszło, nikt nie zadawał tych głupich pytań, które miały być. Przebieramy się- więc to tak wygląda ta śmieszna koszula porodowa   i idziemy na trakt porodowy. W drzwiach witają nas dwie pielęgniarki: Pan do porodu rodzinnego? Ja na męża, on na mnie, bo tak naprawdę nie zdążyliśmy tego ustalić. Ja chciałam żeby był, on się bał. Tak- słyszę z ust męża. I już jestem spokojna. Męża wysłano po ciapki na dół szpitala, mnie zaprowadzono na salę. Po powrocie dostał jeszcze strój- niebieskie spodnie i taką jakby koszulę.


Zaczęła się ankieta, najpierw jedna pielęgniarka, za chwilę druga zadaje te same pytania. Pierwsza miesiączka? I za ciorta nie mogę sobie przypomnieć ile ja w tedy miałam lat, coś tam odpowiedziałam, nie pamiętam co ale jakie to ma niby teraz znaczenie. Teraz to ja rodzę!
Przyszła położna, podłączyła ktg, lekarz mnie zbadał. Rozwarcie na 4 cm ale skurcze słabe. Położna taka cicha i spokojna, a przy tym bardzo miła- myślę sobie będzie dobrze. Zaproponowała mężowi, żeby na 4-5 godzin pojechał sobie do domu, bo jak to stwierdziła- nam się tu trochę zejdzie. Nie, takiej opcji nie było.

Skurcze były co 5-10 minut, myślałam w tedy, że są bardzo bolące (jakże ja się tym razem myliłam   ) O 10 przyszedł znowu lekarz, rozwarcie na 5,5cm. Podłączymy oxy na rozkręcenie, bo z takimi skurczami to do jutra nie urodzimy. Druga butla z jedzonkiem. Ale ja bym coś tak wolała zjeść, bo w brzuchu burczy. Nie, jeść nie można. Można pić. Ok. wytrzymam, to przecież już nie długo... Skurcze coraz mocniejsze, położna przyniosła piłkę, pokazała co i jak więc do dzieła. Siadłam, bujam się, bujam... O skakaniu w czasie skurczu pamięta mąż. Ja już nie mam siły, on trzyma mnie za plecy i uciskając powoduje podskoki. Kochany mój. W czasie każdego skurczu trzymam go mocno za rękę, a on pozwala mi nawet połamać sobie palce   Między skurczami przysypiam i zła jestem na siebie, że nie zjadłam śniadania. Ok. 13 skurcze były już bardzo mocne i regularne, naprzemiennie chodziliśmy, skakaliśmy na piłce, siedzieliśmy. Przyszedł czas na prysznic, siedziałam pod nim godzine, ciepła woda przynosiła ulgę, w czasie skurczu oblewał mnie pot, a pomiędzy było mi zimno.

Po prysznicu skurcze lżejsze i rzadsze. No super. Kolejne ktg. Najgorsze było leżenie i wstawanie, wchodzenie na łóżko. A jak musiałam leżeć na plecach w czasie badania robiło mi się słabo i myślałam, że zemdleję. Przed 14 na salę obok przywieźli dziewczynę i stwierdzili, że cesarka, bo wcześniej miała cesarkę. Położna nas informuje, żebyśmy się na chwilę wstrzymali z porodem, bo ona musi iść. Taa, znając moje szczęście to teraz się zacznie. Przed pójściem na cesarkę bada mnie jeszcze lekarz, rozwarcie 8cm. Zostaliśmy sami z mężem a skurcze zaczęły dawać czadu, co 3, co 2 minuty. Mąż prosił, żebym nie płakała, powtarzał, że jestem dzielna i dam radę, że już zaraz zobaczymy naszego maluszka. Nie płakać to ja nie będę, przecież to już niedługo. Położna wróciła po jakis 45 minutach. Boże... jak ja w tedy zazdrościłam tej dziewczynie po cesarce.
Pytanie czy czuje parcie na stolec.   nie wiem, chyba nie. Mam stać w dużym rozkroku i się bujać. Mąż cały czas mnie podtrzymuje, pomaga jak może. O 15 już wiedziałam co to, to parcie na stolec   Wcześniej położna zapewniała, że najgorsze są skurcze, że parte to już pikuś... Taaa, oczywiście... Tak mnie oszukać... Ok. 15.45 stwierdziła, że rodzimy. Położyłam się, maz został poinstruowany jak ma mi trzymać nogi i unosic głowę w czasie gdy będę przeć. Przyszła druga położna. Ostatnie pół godziny już się ostro darłam i nie zwracałam uwagi na oddychanie, co cieszyło położną, bo widziała, że już się zaczął poród. Nie ma to jak patrzeć na czyjs ból i się nim cieszyć. O 16.05 zaklinałam się, że już nie dam rady dłużej i tu na skurczu wyszło już troche główki. Położna nakierowała mi rękę i mogłam dotknąć maluszka. Mąż, który wcześniej twierdził, że nie będzie tam zaglądał, obserwował wszystko J :)Obietnica położnej, że na tym skurczu urodzimy dodała mi trochę siły. No i mąż, który niemal krzyczał, żebym dawała bo już prawie nasz mały jest. Ok. Dam radę. Uff....


Mój skarb leżał już na brzuszku i sikał na swoją mamusię. Był taki śliczny, taki bezbronny. Nie płakalismy. Patrzyliśmy na tą małą istotkę i szczerzyliśmy zęby. Mąż przeciął pępowinę i poszedł pilnować jak ważą i mierzą Stasia.
Mi zostało jeszcze urodzenie łożyska, co wcale nie było takie proste, bo jak próbowałam przeć to bardzo bolał mnie brzuch. Po kilku nieudanych próbach lekarz odpowiednio przycisnął i obyło się nawet bez parcia. Lekarz zabrał się za szycie a ja odpoczywałam. Na sali porodowej zostałam jeszcze z pół godziny. Było mi strasznie zimno i tu przydały się skarpetki. Mąż chodził ode mnie do małego i opowiadał mi co robi. A ja go wyganiałam od siebie, żeby pilnował czy Staś nie płacze.
Ok. 18 byliśmy już razem na sali, próbowalismy się karmić i patrzyliśmy na nasz mały CUD. Mąż został z nami przez jakieś 3 godzinki a potem musiał pojechać do domu. Z tych wszystkich emocji całą noc nie mogłam spać, leżałam i patrzyłam na minki mojego synka!

Kochane bolało, tego się ukryć nie da, ale to co jest po porodzie wynagradza wszystko! I mimo, że zaraz po porodzie powiedziałam, że Staś będzie jedynakiem, to już następnego dnia płakałam, że naprawdę tak może być. Mam RH minus, w czasie ciąży przeciwciał nie było, a zaraz po porodzie okazało się, że przeciwciała są i nie kwalifikuje się do podania immuglobiny. Zamiast cieszyc się z małego przepłakałam cały dzień. Najgorsze było to, że nikt nie chciał mi wytłumaczyć co teraz. Dopiero po powrocie do domu wyczytałam co mogłam na ten temat i troszkę sobie na razie odpuściłam. Wiem, że kolejne ciążę są możliwe, chociaż nie będą już tak przyjemne i bezproblemowe jak ta.

Mąż. Robił co mógł, żeby pomóc mi urodzić. Od podania wody do picia, aż do parcia równo ze mną w ostatniej fazie. Wiem, że bardzo to wszystko przeżywał i nie mógł patrzeć jak mnie boli. Mówił mi ostatnio, że jego bardziej serce bolało jak na mnie patrzył niż mnie skurcze. W to akurat nie uwierze   Jestem mu bardzo wdzięczna że był przy mnie, że pomagał. To wspólne przeżycie porodu bardzo nas do siebie zbliżyło i pokazało nam, jak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem.


Offline Nika
  • Przyjaciele
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5596
  • Pola i Lenka nasze szczęście ...
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #453 dnia: 28 Października 2010, 15:14 »
Pięknie....wzruszyłam się...a tak z innej beczki, dlaczego nie zakwalifikowałaś się do podaia immunoglobuliny?


Offline ika3w

  • Ilona
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 3905
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 23.08.2008r
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #454 dnia: 28 Października 2010, 15:55 »
Nika żeby być zakwalifikowaną do podania immuglobiny pobierają po porodzie krew. Mi jak ją pobrali okazało się że przeciwciała już mam. Chyba ze 3 razy powtarzali w różnych miejscach i przeciwciała były. Nawet dzwonili w mojej sprawie do labolatorium w którym w czasie ciąży miałam robiony odczyn Coombsa czy aby tam się wcześniej nie pomylili.
Przeciwciała pojawiły się albo w czasie ciąży, albo w czasie porodu. Generalnie usłyszałam, że mam się cieszyć,  że moje dziecko żyje i jest zdrowe.
Na zachodzie, żeby zapobiegać takim sytuacjom kobiety minusowe dostają immuglobine w 28tc. W Polsce ze względów ekonomicznych nie. Gdybym wiedziała wcześniej, że takie rzeczy mogą się dziać to walczyłabym żeby mi ją podali w ciąży za moje pieniądze. Ale teraz to se mogę...
Ostatnio przeczytałam artrykuł- takich przypadków jest 2 na 1000... :'(


Offline dziubasek

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 17066
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: .:25.08.2006:.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #455 dnia: 28 Października 2010, 17:09 »
Najważniejsze, ż Staś jest zdrowy....  :-* :-*
To dziewczyny będą miały czytania dzisiaj ;)
Moja relacja 3 dni po porodzie  ;D
Na drugi poród nie czekałam z takim utęsknieniem jak na pierwszy. Wizja dwójki małych dzieci w domu jakoś specjalnie mnie nie ekscytowała ;) Oboje z mężem byliśmy przerażeni nowymi obowiązkami zatem, gdyby nie ogólne samopoczucie na końcówce ciąży, z chęcią pochodziłabym z brzuchem do Nowego Roku ;)
Kilka dni przed samym porodem moje ciało zaczęło niedomagać. Ból pleców stawał się nie do zniesienia tym bardziej, że pod nogami miałam Nikosia, który potrzebował mojej uwagi i aktywności w codziennych zabawach. W sobotę, na 2 dni przed porodem poczułam się psychicznie gotowa do roli podwójnej mamy.
Mój organizm chyba dość mocno jest związany z psyche ;) bo w niedziele od rana fundował mi pojedyncze skurcze. Niezbyt mocne, ale na pewno przepowiadające zbliżający się poród. Regularności nie było w tym żadnej, więc starałam się normalnie funkcjonować. Jedynie co wyróżniło ten dzień od innych niedziel to fakt, że postanowiliśmy spędzić go leniwie. Jak nigdy ;) Czyli cały dzień w domowych pieleszach wraz z rodzinną drzemką w południe ;) Tzn. moi mężczyźni spali, a ja po prostu odpoczywałam zastanawiając się, czy jutro urodzę ;) Po południu mieliśmy już dawno zapowiedzianą wizytę rodziny, która przyjechała z Wysp na urlop. Nikt specjalnie nie zwrócił uwagi, że co jakiś czas dziwnie się wykręcam na fotelu… choć teraz oczywiście każdy z obecnych wówczas osób mówi, że wiedział, że coś się święci :P terefere… Po wyjściu gości posprzątałam i zaczęłam liczyć skurcze. Co 7-12 minut… Postanowiłam się wykąpać, aby sprawdzić, czy to przypadkiem nie fałszywy alarm. Po gorącej kąpieli skurczybyki na ok. pół godziny sobie poszły całkowicie, aby wrócić z większą siłą i częstotliwością. Po położeniu spać starszego synka postanowiliśmy zadzwonić po babcię, a sami zaczęliśmy szykować się do szpitala. Skurcze nie były bardzo często, ale co 10-12 minut i dość bolesne… na tyle, że musiałam wówczas przystanąć oprzeć się rękoma o jakiś mebel i bujać biodrami, aby jakoś to opanować.
Musicie też wiedzieć, że do samego końca nie wiedziałam jak urodzę. Z racji tego, że pierwszy poród miałam przez cięcie cesarskie kwalifikowałam się do kolejnego cięcia. Z tą małą różnicą, ze… bardzo chciałam spróbować urodzić naturalnie. Miałam w tym wsparcie swojego lekarza prowadzącego. W sumie tylko jego… Kilka dni przed porodem byłam na Izbie Przyjęć, aby zorientować się, czy będę miała taką możliwość i tam lekarz sugerował mi zmianę decyzji. Wówczas podjęliśmy z mężem decyzję, że ostatecznie zadecydujemy jak rozkręci się akcja. Warunkiem porodu naturalnego był przychylny ku temu personel, który choć podobnie jak ja uwierzy, że mi się uda… bez tego uznałam, że nie będzie sensu się męczyć.
Godzina 22.20 meldujemy się na Izbie przyjęć. Gadki, szmatki, telefon położnej do lekarza dyżurującego „ pacjentka „stan po cięciu” z akcją porodową”… Przywitała mnie młoda lekarka, która z miejsca założyła, że szykujemy się do cc. Po moim sprostowaniu, że jednak bym chciała spróbować urodzić naturalnie spojrzała na mnie podejrzliwie i spytała „na pewno? Próbować zawsze można…” . Po krótkiej rozmowie zadecydowałyśmy, że jeśli maluch nie będzie zbyt duży, a akcja w przeciągu dwóch kolejnych godzin będzie postępować to próbujemy :)
Na usg okazało się, że Kajtuś waży ok. 3650g. To nie jest aż tak wiele… więc wagą się nie przejmujemy. Pani doktor proponuje przebicie pęcherza i rozchulanie w ten sposób akcji skurczowej. Umawiamy się, że jeśli w przeciągu 2h poród nie będzie postępował tniemy.
Godz. 23.00 lądujemy w boksie nr.1. Skurcze są „przyzwoite”, do wytrzymania… trochę mniej przyjemne gdy podłączają mnie do ktg i muszę leżeć. Okazuje się, że ze względu na „stan po cięciu” cały poród muszę być podłączona do tych urządzeń, więc wszystkie skurcze muszę przechodzić na łóżku… Wtedy po raz pierwszy zwątpiłam, czy damy radę… ale jeszcze jestem cicho ;)
23 .10- przebicie wód płodowych. Zabieg ku mojemu zdziwieniu nic nie boli i faktycznie skurcze po nim stają się częstsze (co 2-3 minuty) i mocniejsze. Ciągle do wytrzymania… nawet na leżąco.
W między czasie wywiad położnych.” Przebyte operacje?”, ja: „Laparoskopia grudzień 2007, cięcie cesarskie styczeń 2009…”. Konsternacja. „Który rok?” „2009”. Obie panie spojrzały na siebie. „Ale przecież to było rok temu!?”, „rok i 9 miesięcy”- sprecyzowałam :P Położne wywinęły oczami, wyszły za drzwi, o czymś żywo dyskutowały, po czym wróciły dokończyć wywiad. Spytałam się, czy jest jakiś problem, odpowiedziały, ze nie, że po prostu się nie zdarza, aby w tak krótkim czasie pacjentka decydowała się na poród drogami natury, a nawet jak to rezygnują przy pierwszej porządnej akcji skurczowej. Zaliczyłam wówczas zwątpienie numer dwa…
Mija godzina. Robi się naprawdę ciężko. Przypominam sobie, że nikt nie zaproponował mi lewatywy. Wysyłam Tomka, aby zakomunikował położnym, że nie chcę zrobić kupy przy porodzie. Pani doktor zgadza się na odłączenie ktg i pójście do toalety.
Lewatywa- ktoś mocno ją przereklamował. Chwila moment i po sprawie. Cała procedura znowu nadała tempo skurczom, które stawały się bardzo, baaaaardzo bolesne. Wiedziałam, że powrót na łóżko będzie niemożliwy. Nie dam rady przeżyć tego leżąc. Skurcze w tej pozycji wydawały mi się dużo gorsze, miałam mniej możliwości uśmierzenia bólu. Jeszcze z łazienki krzyczałam, żeby szykowali salę, bo ja się położyć już nie dam. CHCĘ CIĘCIE! Pani doktor zaproponowała badanie, aby sprawdzić postęp i po nim mieliśmy zadecydować o ewentualnym cięćiu. Ok….
Badanie, oczy z orbit… aby usłyszeć- mamy 6 cm. Przyjęto mnie z 3 cm rozwarciem, więc wg mnie szału nie było, ale Pani doktor i położna były zachwycone, więc zdopingowały mnie, abym jeszcze wytrzymała, że to już nie potrwa długo… zgodziłam się tylko dlatego, że obiecano mi „lek narkotyczny” po którym miało być mi lepiej :D I faktycznie na jednym skurczu odpłynęłam. W głowie totalny korkociąg, ból był, ale gdzieś obok… no ale jeden skurcz to zdecydowanie za mało, skoro następny przychodził zaraz za nim. Nagle krzyczę, że muszę iść znowu do toalety, że pewnie jeszcze po lewatywie mnie goni (miałam ją jakieś 15-20 minut temu). Pani Doktor, która przycupnęła sobie w kącie na krzesełku, powiedziała, że  to dzidzia naciska i mam sobie poprzeć. Jezzooo jakie dziwne uczucie… jakbym miała załatwić się na leżąco… tak przy wszystkich.  No ale faktycznie to nie była potrzeba toaletowa ;) Pani Doktor nawet nie drgnęła z miejsca i oznajmiła, że mamy pełne rozwarcie. Jasnowidz, czy jak? Położna wróciła ubrana w zielony kitelek, powiedziała, że pediatra został zawołany, sprawdziła rozwarcie i z wielkim uśmiechem powiedziała- „no pani Aniu, rodzimy!” Jak to? Już? Przecież to dopiero 6 cm… Położna przysunęła wózeczek, opuściła część fotela i szybko zaznajomiła mnie z zasadami parcia. Ledwo skończyła mówić, a już miałam skurcz… poszło…. Ooo nie jest najgorzej, już tak nie boli… tylko ten ucisk na tyłek…Pytam się ile to potrwa. W odpowiedzi dostaję „maks pół godziny, wszystko zależy od tego jak będziesz parła”. Zerkam na zegarek- dochodzi pierwsza…. Kolejny party, doktorka i położna są ze mnie bardzo zadowolone, co dodaje mi sił i motywację do kolejnego parcia. Między skurczami dopytuje się o nacięcie, p.Kamila (położna) pyta się, czy bardzo chcę to nacięcie, czy może spróbujemy jednak bez ;) A no pewnie, że próbujemy! Co chwile jest mi aplikowany jakiś żel- myślę, że właśnie w celu profilaktyki chronienia krocza. Nagle położna krzyczy „Anka nie przyj teraz, nie wolno Ci, otwórz oczy i NIE PRZYJ”. Spojrzałam na męża, który powtarzał słowa za położna. Trudny moment, bo parcia nie da się tak po prostu „odłączyć”, a w głosie specjalistów słyszysz, że od tego zależy zdrowie dziecka… no więc staram się, nie prę… jakoś samo idzie…i nagle na moim brzuchu pojawia się fioletowa, pomarszczona kluseczka. Jest!! Jest nasz synek!! Niezapomniana chwila… witamy się z krzyczącym maleństwem, tata dumnie przecina pępowinę. I znowu mamy chwile dla siebie, dla naszej trójki. Nikt nie spieszy się, żeby zabrać małego do badania. Jest zdrowy- jego krzyk ewidentnie o tym świadczy :D
Po dłuższym momencie położna pyta się, czy może zabrać Kajtusia na badania- tata idzie z synkiem, a mnie czeka jeszcze urodzenie łożyska. Nie było to przyjemne, tymbardziej, że Pani Doktor musiała nacisnąć kilka razy na zbolały brzuch… ale poszło. Łożysko całe- ufff.
Teraz sprawdzanie krocza- mam delikatne pęknięcie 1stopnia- trzy szwy załatwią sprawę. Dostaję znieczulenie i Pani Doktor zabiera się za cerowanie. Nie było to przyjemne, ale w porównaniu do przeżyć z ostatnich dwóch godzin to czułam się jak w SPA ;)
Kolejna godzinka była dla nas na sali porodowej. Kajtulek pięknie przyssał się do piersi, a my z mężem nie mogliśmy uwierzyć, że tak szybko poszło. Od mojej prośby (delikatnie pisząc :P ) o zrobienie cc do samego finału minęło dosłownie 20-25 minut. Na sale poporodową szłam o własnych siłach. Kajtuś poszedł z położoną chwilę wcześniej. Tomek został w pokoju z małym, a ja poszłam pod gorący prysznic ciągle nie wierząc, że jesteśmy już PO.
Jestem jedną z nielicznych osób, które miały okazję doświadczyć dwóch rodzajów porodów.
Z mojego doświadczenia wynika i chciałabym to podkreślić, że poród przez cc w niczym nie ujmuje magii, jaką jest pojawienie się dziecka na świecie. Człowiek tak samo się wzrusza, tak samo jest przejęty i podekscytowany. Jedyną różnicę stanowi oczywiście nieopisany wysiłek przy porodzie naturalnym (wielki ukłon dla Was wszystkich, które rodziły przez długie godziny) i sposób dochodzenia do siebie po porodzie. Teraz, przy tym niewielkim pęknięciu byłam w stanie robić dosłownie wszystko. Począwszy od swobodnego siedzenia, poprzez kucanie, schylanie się… te wszystkie czynności były absolutnie nie do wykonania, albo do wykonania z ogromnym trudem przez ok. tydzień po cc. A wiadomo, przy dziecku to nieuniknione. U mnie to podwójna korzyść, bo wracając do domu, wracałam do niespełna dwuletniego malucha, który potrzebuje sprawnej, energicznej mamy. Po cc byłoby to niemożliwe.
A tak? fizycznie oprócz ogólnego zmęczenia czuję się znakomicie :) Teraz stoi przede mną nowe wyzwanie... rola podwójnej mamy. Coś  czuję, że poród to przy tym "pikuś"....

Offline ricardo

  • Patrycja
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 26650
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 08.09.2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #456 dnia: 28 Października 2010, 17:25 »
Piekny poród Ania. Naprawdę piękny. Zazdroszczę strasznie i aż mi się płakać chce, że ja miałam w tej kwestii takiego pecha i do tej pory mam traumę - jak o tym pomyślę to aautomatycznie zaciskam nogi... Miałaś wsparcie położnej, lekarzy, męża... Cudownie. Naprawdę. Zazdroszczę strasznie bo rodziłyśmy w tym samym szpitalu i w dodatku  na tej samej sali a mam odmienne wrażenia i przeżycia z pobytu na porodówce.



Offline mikoala

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 3534
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #457 dnia: 28 Października 2010, 18:15 »
Dziubasek dobra jestes 3 dni po porodzie i juz relacja :)
Nie nacinali krocza - aż dziwne myslalam ze to taki standard.
Przy kolejnym porodzie napewno nie zgodze sie na nacinanie krocza.

Offline Anjuschka

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 10267
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 15.05.2010
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #458 dnia: 28 Października 2010, 20:08 »
Dziewczyny, pięknie opisałyście Wasze porody.

Ania, po Twoim opisie pomyślałam sobie, że może ja też mogłabym urodzić naturalnie drugie dziecko - kiedyś. Pod warunkiem, że to też tak szybko pójdzie.

Offline anusiaaa

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 26444
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #459 dnia: 28 Października 2010, 20:38 »
Aniu - ciesze sie, że porod Sn nie bedzie dla Ciebie trauma tylko milym wspomnieniem.
"Travel is the only thing you buy that makes you richer"

Offline nataliaxp
  • ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 6573
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #460 dnia: 28 Października 2010, 21:04 »
Aniu faktycznie nie kazdy doswiadcza porodu cc i sn !!

I uklony dla Ciebie ze dałaś rade po tym jak doswiadczylas "bezbolesnego" w porownaniu do sn porodu cc !!

No i zycze duzo radosci z podwojnego macierzynstwa  ;D

Offline carollaa

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5375
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #461 dnia: 28 Października 2010, 21:30 »
Dziewczyny bardzo wam dziękuję za te piękne relacje. Bardzo się wzruszyłam.

Aniu, udało Ci się, brawo!



Offline :martyna:
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 17583
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #462 dnia: 28 Października 2010, 21:52 »
Aniu! Jak pisałaś o tym leku narkotycznym i efekcie po nim, czułam jakbym czytała siebie;) Odczułam to dokładnie tak jak opisałaś.
Wzruszający opis.

Offline Żanka
  • nowicjusz
  • *
  • Wiadomości: 18
  • data ślubu: 27.10.2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #463 dnia: 28 Października 2010, 21:56 »
Witam serdecznie  :) Choc nie udzielam sie na forum, to wiernie podczytuje i chcialam napisac Tobie Dziubasku, ze bardzo sie wzruszylam opisem Twojego porodu. Mnie wkrotce czeka to niesamowite przezycie (termin mam na 13.11) i chcialabym bardzo, aby choc w czesci moj porod byl podobny do Twojego- nie ukrywam, ze bardzo sie boje porodu, gdyz to moje pierwsze dziecko. Jestes bardzo dzielna kobieta i szczerze Cie podziwiam. Serdecznie gratuluje przyjscia na swiat drugiego synusia- jest przeuroczy  :)

Offline dziubasek

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 17066
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: .:25.08.2006:.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #464 dnia: 29 Października 2010, 10:02 »
Dzięki dziewczyny :)
Piekny poród Ania. (...) Miałaś wsparcie położnej, lekarzy, męża...
Z tym wsparciem lekarza i położnych to tak w sumie średnio- na końcówce faktycznie bardzo mnie dopingowali, ale to, że w ogóle zdecydowałam się na sn uznaje za cud (instynkt?), bo od wejścia na Izbę praktycznie każdy pukał się w czoło jak ja "stan po cięciu" przymierzam się do porodu naturalnego ;)
Ania, po Twoim opisie pomyślałam sobie, że może ja też mogłabym urodzić naturalnie drugie dziecko - kiedyś. Pod warunkiem, że to też tak szybko pójdzie.
Aniu nawet nie wiesz jak się cieszę z tego co napisałaś! Między innymi dlatego tak szczegółowo wszystko opisałam... aby przekonać wszystkie dziewczyny po cc, które nie mają wskazań do kolejnego cięcia (wszystko zależy od tego z jakich powodów było pierwsze cc) aby jednak próbować rodzić naturalnie- moim zdaniem warto!
Aniu faktycznie nie kazdy doswiadcza porodu cc i sn !!

I uklony dla Ciebie ze dałaś rade po tym jak doswiadczylas "bezbolesnego" w porownaniu do sn porodu cc !!

No i zycze duzo radosci z podwojnego macierzynstwa  ;D
Natalia zaraz dostaniesz "baty" za to bezbolesne :P Poród cc boli inaczej, boli później. Czy mocniej, czy słabiej to już kwestia indywidualna, ale na pewno nie jest bezbolesna forma urodzenia dziecka....

Żanka- powodzenia!

Offline ~Ania~
  • Global Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 24071
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 2006-10-07
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #465 dnia: 29 Października 2010, 10:06 »
Aniu... cudowny opis... Zupełnie jakbym czytała o swoim drugim porodzie :)

Offline Lea

  • Przyjaciele
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5537
  • Płeć: Kobieta
  • Nelcia mój kawałek nieba
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #466 dnia: 29 Października 2010, 21:28 »
Aniu pięknie opisałaś czas, w którym Kajtuś przyszedł na świat!!!
Życie jest jak gra planszowa...czasem ktoś stoi na twoim polu.

Offline ricardo

  • Patrycja
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 26650
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 08.09.2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #467 dnia: 31 Października 2010, 09:03 »
Z tym wsparciem lekarza i położnych to tak w sumie średnio- na końcówce faktycznie bardzo mnie dopingowali, ale to, że w ogóle zdecydowałam się na sn uznaje za cud (instynkt?), bo od wejścia na Izbę praktycznie każdy pukał się w czoło jak ja "stan po cięciu" przymierzam się do porodu naturalnego ;)

No widzisz, u mnie w ogóle tego nie bylo... Tylko narzekania... W sumie no nie, nie mogę powiedzieć o lekarzu a właściwie dwóch co przy parciu starali się mnie motywować ale położnej to normalnie jakbym miała siły wtedy to bym przywaliła z pięty ;) U mnie była Kasia Rudnicka, Rudecka czy jakoś tak.



Offline dziubasek

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 17066
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: .:25.08.2006:.
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #468 dnia: 31 Października 2010, 09:25 »
Moja położna to pani Kamila. Bardzo miło ją wspominam :) Na końcówce naprawdę dodawała otuchy, zadbała, aby nie trzeba było robić nacięcia... jestem z niej zadowolona! Lekarzem na dyżurze też była kobieta, i też dr. Kamila... ale nie pamiętam w tej chwili nazwiska. Młoda lekarka w okularach.

Offline elisabeth81

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 7820
  • Płeć: Kobieta
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #469 dnia: 31 Października 2010, 17:29 »
Ania - przepiękny opis!
podziwiam Cię że tak szybko spisałaś wrażenia z tego dnia.
Powiem, Ci też że u mnie było baardzo podobnie...i też tak ekspresowo!
gratuluję jeszcze raz mamusiu!
"Wstać rano, zrobić przedziałek i odpieprzyć się od siebie. Czyli nie mówić sobie: muszę to, tamto, owo. Ja zapisuję rano, co mam zrobić. A chwilę potem skreślam połowę"

Offline liliann

  • Global Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 37559
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 30 września 2006
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #470 dnia: 31 Października 2010, 19:48 »
Na zachodzie, żeby zapobiegać takim sytuacjom kobiety minusowe dostają immuglobine w 28tc. W Polsce ze względów ekonomicznych nie. Gdybym wiedziała wcześniej, że takie rzeczy mogą się dziać to walczyłabym żeby mi ją podali w ciąży za moje pieniądze.

a po co walczyć...
o takiej opcji powinien Ci powiedzieć prowadzący ginekolog...i to Ty decydujesz chcesz czy nie...
co prawda impreza kosztuje dość drogo (ostatnio niestety ten preparat podrożał)...

Ja brałam immunoglobulinę w 28 tygodniu...oczywiście za własną kasę...

aaa jeszcze jedno...jaką grupę krwi ma synek???
"Ludzie, którzy stawiają sobie mierne cele życiowe, zazwyczaj osiągają to co zamierzali: nie dążą do niczego i niczego nie zdobywają. ”
— Richard M. Devos

Offline mikoala

  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 3534
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #471 dnia: 1 Listopada 2010, 20:34 »
Ja niestety za poźno dowiedziałam sie o tym ze w 28 tygodniu zalecana jest immuglobina bo napewno bym na wlasny koszt kupiła. Dostałam tylko dawke po porodzie. Synek po tatusiu ma grupę dodatnią.

Offline ika3w

  • Ilona
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 3905
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 23.08.2008r
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #472 dnia: 1 Listopada 2010, 20:41 »
lillian synek po tatusiu 0rh+


Offline liliann

  • Global Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 37559
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 30 września 2006
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #473 dnia: 1 Listopada 2010, 20:43 »
moja 0 Rh minus...

postanowiła nie być "konfliktowa" w czynniku Rh...i z tego powodu też nie dostałam immunoglobuliny po porodzie...
no i "przeinwestowałam" w 28 tygodniu... :)

"Ludzie, którzy stawiają sobie mierne cele życiowe, zazwyczaj osiągają to co zamierzali: nie dążą do niczego i niczego nie zdobywają. ”
— Richard M. Devos

Offline ela

  • Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 22579
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 13.08.2005
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #474 dnia: 1 Listopada 2010, 23:44 »

I uklony dla Ciebie ze dałaś rade po tym jak doswiadczylas "bezbolesnego" w porownaniu do sn porodu cc !!


Ale sobie wymyśliłas !
Jeżeli ja nie mogłam przez 6 tygodni chodzić a przez pół roku dotykac rany bo tak napierniczało to rzeczywiście można nazwać CC bezbolesnym porodem ...
Po cc ani nie można kichnąć , kaszlnąć , użyć mięśni brzucha bo tak napiernicza !
Ani się schylić , ani nic podnieść , ani normalnie wstać - super bezbolesne !
Przez 6 dni byłam na lekach p/bólowych w kroplówie bo tak bolało ...
i po nocach wyłam z bólu - z bólu głowy , tak bolało że nie mogłam się zajmowac dzieckiem .

I wkurza mnie jak ktoś ocenia CC jak poród bezbolesny ba nawet pójście na łatwiznę !


To, że się uśmiecham, śmieje i żartuje jak zawsze nie znaczy, że u mnie jest zajebiście. Ja po prostu nie lubię pokazywać, że jest mi bardzo źle. -

Offline liliann

  • Global Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 37559
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 30 września 2006
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #475 dnia: 2 Listopada 2010, 07:15 »
Cytuj
I wkurza mnie jak ktoś ocenia CC jak poród bezbolesny ba nawet pójście na łatwiznę !

Ela ...no wybacz, ale czym ma być CC np na żądanie...
tyle się o tym krzyczy...o SN na żądanie jakoś nie słyszałam...
czyli taki poród na żądanie to jest swego rodzaju "pójściem na łatwiznę"...no bo kto się go domaga??...ano kobiety panicznie bojące się SN...nieprawdaż????


...to taka dygresja do tego co napisałaś...
bo CC ma swoje medyczne uzasadnienie...i nie jstem jego przeciwniczką, ale CC na żądanie to i owszem...

a że to potem boli...no co się dziwisz...przecież to operacja...
a takiej co nie boli to jakoś nie znam...

"Ludzie, którzy stawiają sobie mierne cele życiowe, zazwyczaj osiągają to co zamierzali: nie dążą do niczego i niczego nie zdobywają. ”
— Richard M. Devos

Offline Gemini
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 5362
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 30.06.2007
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #476 dnia: 2 Listopada 2010, 10:53 »
Aniu piękny opis :) Gratulacje dla Was jeszcze raz :)


Offline nataliaxp
  • ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
  • Chuck Norris
  • ********
  • Wiadomości: 6573
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #477 dnia: 2 Listopada 2010, 11:21 »
Elu napisałam w cudzysłowie bo tak wlasnie sie mowi ze to bezbolesne - bo sam poród jest (podobno) bezbolesny - nie czujesz jak dziecko przychodzi na swiat - no wiadomo jak widac po forum niekiedy matki czuja i w tym przypadku bol, no ale to naprawde wyjatki, podczas sn czujesz wszystko.
Oczywiscie druga sprawa jest połóg - i w jednym przypadku i w drugim jest bol  ale jak czytalam po wypowiedziach to raczej nieporownywalny.


Dodatkowo zgodze sie z tym co pisze lilian ... cc na zyczenie to ewidentna panika przed sn.

Offline ela

  • Moderator
  • Chuck Norris
  • *****
  • Wiadomości: 22579
  • Płeć: Kobieta
  • data ślubu: 13.08.2005
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #478 dnia: 2 Listopada 2010, 16:04 »
Ale nie mówimy o cc na zadanie bo Ania takiego nie miała a o zdaniu Ze jest to bezbolesny poród .
I Lila nie pisz ze ja się dziwie ze bolalo tylko wyjasnilam pojęcie "bezbolesnego" porodu poprzez cc .
To, że się uśmiecham, śmieje i żartuje jak zawsze nie znaczy, że u mnie jest zajebiście. Ja po prostu nie lubię pokazywać, że jest mi bardzo źle. -

Gabiś
  • Gość
Odp: NASZE PORODY..czyli co? jak? kiedy ?i czemu tak bolało:)....
« Odpowiedź #479 dnia: 2 Listopada 2010, 16:15 »
Aniu piękny opis!!
CC nie jest cudownym bezbolesnym porodem....

Oto moja relacyjka :) Była w moim watku ale nie wszyscy tam zaglądają :)
8 października  2010.
Już tylko weekend dzielił nas od planowego cc ;D Dopakowałam torbę, posprzątałam i zaplanowaliśmy z Kubą weekend. Miał wypożyczyć filmy na Dvd, kupić duuużo lodów i mięliśmy spędzić ostatnie chwile tylko we dwoje. W piątek wieczorem połozyłam się jak zawsze spać. Opuchnięta, zmęczona i ze swędziawkami… Chwilę pospałam i jak zawsze około 2 w nocy się przebudziłam. Nic nie zapowiadało że za chwilę wylądujemy w szpitalu.
9 października
2 w nocy.. oglądałam sobie Tvn Style… jak zawsze ryczeć mi się chciało z powodu bólu brzucha, swędzenia całego ciała i reszty nieciekawych dolegliwości… powtarzałam sobie : jeszcze tylko 2 takie noce… Około 3 wstałam do ubikacji. Wróciłam usiadłam na kanapie i poczułam że jest mokra. Nie dużo, ale jednak. Przez myśl przeszło mi że to wody płodowe…. Zaczęłam się stresować… Z jednej strony nic nie wyczuwałam, z drugiej tak się bałam że cos przegapię i zaszkodzę chłopcom .na wszelki wypadek włączyłam komputer i wklepałam w Google: sączące się wody płodowe. No i wyczytałam że trzeba jechać do szpitala bo to może być niebezpieczne…  Obudziałm męża i pytam : Kuba wylałeś może wodę na kanapę ??? ;D A on zdębiał… zaczął mi się tłumaczyć że wczoraj rano z żelazka mu się polało ale że wytarł i że czemu się czepiam ;D No to ja mówie że chyba musimy jechac do szpitala… Kuba wstał i ze stoickim spokojem poszedł wziąć prysznic. Ogolił się, umył i około 4 pojechaliśmy. Byłam pewna że jeszcze wrócimy do domu ale na wszelki wypadek wzięłam torbę.
4.30 Izba Przyjęć.
Powiedziałam że wydaje mi się że sączą mi się wody płodowe, ale że to raczej moje fanaberie bo teraz nic już nie cieknie.. Pani była bardzo miła. Podłączyła mnie pod KTG. Zawołała lekarza, który zbadał mnie ginekologicznie.  Stwierdził że to nie wody płodowe, ale że mam rozwarcie na 2 palce. Zdębiałam… Powieział, że może jeszcze wrócimy do domu, ale KTG trzeba powtórzyć i zrobić dłuższy pomiar żeby stwierdzić czy coś się dzieje. Zostałam przyjęta do szpitala i podłączona pod KTG. Po2 h około 6.45 jakas Pani wyrzuciła mojego meża i zaczęła  mi wbijac wenflon.. O co chodzi ???  Pytam ją czy zostaję już w szpitalu, kiedy cc itd. Byłam przerażona… Pani stwierdziła że dostanę antybiotyk bo mam paciorkowca. No więc pytam czy rodzę… a ona mi na to że na to wygląda…  I ze za 4h cc…. Po 15 minutach dostałam regularnych skurczy co 7 minut. Bolało jak cholera… Mąż pojechał do domu coś zjeść. Wzięłam prysznic. Skurcze były coraz bardziej bolesne i bałam się że urodzę przez te 4h…
10.00
Ledwo już dycham. Stres chyba też wziąl nad wszystkim górę…. Przyjechał mój lekarz. Trochę mi ulżyło i poczułam się bezpieczniej.
10.15
Przychodzi pielęgniarka : Pani Gabrielo jedziemy na salę operacyjną.  Nogi się pode mną ugięły. Łzy napływały mi do oczu. Nie mogłam w to wszytko uwierzyć…. Inna pielęgniarka wzięła mojego męża i dała mu jakiś fartuch maskę i takie tam.
Połozyłam się na stole… Podłączyli mnie pod te wszystkie urządzenia. Cała się trzęsłam i ledwo oddychałam. Kazali mi usiąść i wypiąc plecy. Taaa łatwo powiedzieć z takim brzuchem… W końcu się udało i wbił mi ta cholerną igłę. Zaczął pytać czy czuję mrowienie… G… czuję. Położyli mnie. Ale czułam się normalnie. Zaczęli mnie czymś dotykac po brzuchu i pytać co czuję.. No wszystko czuję. No to jeszcze raz. Znów kazali mi się wypiąć. I znów wbili mi igłę. Niestety znieczulenie ponownie nie zadziałało. Emocje wzięły górę i zaczęłam płakać. Musięli mi podac tlen bo nie mogłam oddychać. Za 3 razem w końcu poczułam mrowienie w nogach. Zawołali mojego meża.
Usłyszałam tylko : tniemy. I pocięli. Poczułam ogromny ból… zaczeli wyciskac ze mnie Szymcia. Jezuu jak to boałao.  Jakby mi ktoś wyciągał wszystkie wnętzrnosci .Zaczęłam płakać. Nie spodziewałam się że tak będę wszytko czuła.
 10.40 Wreszcie usłyszałam jakby chluśnięcie.    I krzyk. Przeraźliwie głośny krzyk dziecka.  To Szymcio! Zaczęłam płakać. Mąż głaskał mnie po twarzy.. tak to Szymcio. Pojawił się wreszcie na świecie. Darł się niesamowicie głośno…
Zaczęli wypychac mi Maciulka. Jak nacisnęli na żebra to myślałam ze zejdę. Zrobiło mi się niedobzre i zaczęłam krzyczeć że zwymiotuję. Jakaś pielęgniarka znów podała mi tlen. I w końcu znów chlusnęło.
10.42 Krzyku nie ma.. zaczęłma płakac czy on żyje. Kuba głaskał mnie po głowie i mówił że wszytsko jest dobrze żebym się uspokoiła. Pytałam czemu on nie płacze… Lekarz wziął mnie za reke i powiedział: płacze, płacze tylko już go wzięli   I nagle usłyszałam płacz dwójki dzieci.. na zmainę  Boże moje Szkraby są już na świecie.  Mąż poszedł robić zdjęcia chłopakom. Widział jak im odcinają pępowiny i jak ich badają. Pstrykał zdjęcia a wszyscy na niego krzczeli że tu nie wolno ;D
Mnie zaczeli zszywać. Ponownie kosmiczny ból całego ciała ale to już nie miało znaczenia… Mój największy Skarb, moja dwa Cuda były już na świecie.
Po chwili przenieśli mnei na łóżko i pzrewiezili do pooperacyjnej.  No i tam narobiłam płaczu że chce zobaczyć dzieci…. Niestety zasady SA takie że dostałam je dopiero po 4h. Ale to było naprawde cudowne doświadczenie… Od razu położyli mi chłopców na piersi a oni zaczeli pięknie ssać…  To było niesamowite. Płakałam ze szczęścia… I nie mogłam uwierzyć ze ich mam.
Po cesarce było cieżko… niestety znieczulenie zostało źle zrobione i przez 10h nie czułam nic od pasa w dół… nawet nie byłam w stanie ruszyć palcem…  Poza tym źle mi założyl cewnik i musięli mi wszystko wyciągac i wkąłdac jeszcze raz.  Chłopcy byli ze mną więc ciężko mi było emocjonalnie nawet nie móc ich wziąć  Po 13h byłam w stanie już usiąć a potem kazali mi wstać.
Na noc zabrali mi dzieci i pomimo zmęczenia cała noc płakałam bo się o nich bałam… Bałam się że się obudzę a ich nie będzie  Byłam kompletnie rozbita.
10.10
O 6.00 rano przywieźli mi moich pachnącyh, nakarmionych i śpiących Brzdąców. Znów płakałam z radości! Nie mogłam uwierzyć że to już, że oni będą już zawsze z nami! O 8 pzrewieźli mnie na salę ogólną i zaczął się dramat. Zero pomocy i ja sama po operacji z dwójką dzieci.  Złapałam konkretnego baby bluesa…  Chłopcy nie chcieli jeść, ja nie mogłam chodzić bo wszystko mnei bolało. Koszmar!! Nie byłam w stanie przetrwac nocy więc musiaąłm zapłacić za położną która wzięła chłopców na noc.
Kolejne dni w szpitalu były równie trudne… Ból całego ciała, chłopcy nie jedli, spadali z wagi, ja płakałam…. Do tego jeszcze to usg źle wyszło. Marzyłam o wypisie…
11.10
Nie wypisali nas bo Maciulkowi spadł cukier… Znów musiałam zapłacić za nockę położnej. Dobrze że teściowie dali nam pieniądze bo nas nie byłoby nawet na to stać… Ja byłam nadal cała we łzach. Szymuś spadł nam do 2640, a Maciuś do 2600… oni nic nie jedli  a ja wyłam nad słabą laktacją.
12.10
Wypisują nas!! Laktacja z radości wróciła a ja uwierzyłam że będzie dobrze!!
Wchodze do domu… a tu ogromny transparent : Witajcie w domu  i kwiaty…. Kochany ten mój mąż.. chyba nie musze mówić jak bardzo się wzruszyłam. Płakaliśmy razem i nie mogliśmy uwierzyć w nasze szczęcie!! Patrzyłam na chłopców i łzy po prostu same płynęły… Jesteśmy w domu.  Od tego dnia już wszystko było super… karmię tylko piersią, jestem spokojna, chłopcy pięknie jedzą…
Chłopcy ważą już ponad 3300  Rosną mi Brzdące… A mamusia wazy 50kg ;D Czyli tylko 2kg więcej niż przed ciążą.  
Generalnie trafiłam w szpitalu na cudowną połozną laktacyjną… Naparwde wspaniałą. Na opiekę nie mogę narzekać. Pomimo raczej kiepskich warunków na połoznictwie na pewno rodziłabym drugi raz w tym szpitalu.  Wszysycy byli mili uśmiechnięci  i mięli cudowne podejście do dzieci. Pomimo braku pomocy ( jedna , dwie położne na cały korytarz ( 5 sal po 6 pacjentek….) naprawdę jestem zadowolona.