Ehh dziewczyny... ale się działo!
We wtorek jeszcze do Was pisałam z pytaniem o jakieś leki. Od samego rana brałam Apap, piłam herbatę z malinami, ale w okolicach 18-tej zaczęłam mieć dreszcze. To znak, że gorączka rośnie. czułam, że są coraz mocniejsze, mięśnie mi się zaczęły strasznie spinać, zaczęłam się rzucać pod warstwą kołder i potem... urwał mi się film. Gdzieś przez mgłę pamiętam, że wymiotowałam w łazience, ale jak się tam znalazłam, to już nie... Całe ogromne szczęscie, że była w domu moja mama. O 19-tej odzyskałam trochę świadomości, bo siedziałam pod prysznicem obłożona chłodnymi ręcznikami z nogami w misce z wodą i wiem tylko tyle, że już wezwana była do mnie karetka, bo temperatura sięgnęła 41 stopni...
Przyjechali po 1,5 godzinie...
Słuchajcie, jeszcze nigdy nie bałam się tak bardzo o swoje życie! O swoje, ale przede wszystkim to martwiłam się, co z moim dzieckiem, nie miałam kompletnie wyczucia czasu i wydawało mi się, że Bartuś już tyle czasu nie jadł. W ogóle bałam się o niego, bo mama siedziała ze mną, bo nie byłam w stanie pionu utrzymać w łazience, a Marcin biegał między domem a podwórkiem, żeby karetkę ściągnąć. Jak się potem okazało, dzidzia była nad wyraz grzeczna i spała...
Karetka zabrała mnie do szpitala, zbadał mnie neurolog ze względu na zanik pamięci, jąkanie, no i samą wysoką gorączkę. Wszystko ze mną ok

Poszliśmy na internę. Morfologia super, a z moczu wyszło zapalenie dróg moczowych, ale lekarz twierdził, że ta gorączka to nie od tego. Dostałam Pyralginę dożylnie i gorączka spadła do 37. Zbadał mnie również ginekolog, bo podejrzewali, że to może popołogowe zdarzenie, ale u mnie znowu wszystko ok. Wypisali mnie więc do domu. Dostałam receptę na antybiotyk na zapalenie, a na EWENTUALNĄ gorączkę mam brać nie żaden Apap, tylko Pyralginę.
Wyobraźcie sobie, że dopiero wczoraj (sobota), od wtorku, przestałam gorączkować. Tak to cały czas 39, które zbijałam, i które wracało, gdy tylko mogło. Normalnie jakaś masakra!
No i niestety nie mogę karmić Bartka przez antybiotyk...

Ściągam pokarm, ale co to za ściąganie... wyraźnie widać, że pokarmu mam bardzo mało, bo mogę nie ściągać cały dzień i piersi mnie nie bolą. Ale dzisiaj kończę antybiotyk i jutro wracam do karmienia. Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy, a jak nie, to synio zostanie na butli, na której, nota bene, jest dużo spokojniejszy...

Dla wytrwałych czytelników ogromne brawa!
