Hej Żuczki...
tak się zastanawiam, że ja to chyba najbardziej nie lubię, jak z człowieka robią wariata...
Pojechaliśmy rano do szpitala, gdzie chciałabym rodzić. Wszystko fajnie, czekam na izbie przyjęć na lekarza. Wchodzę. Lekarz prosi ode mnie opis USG, na podstawie którego zostałam skierowana do szpitala. Podaję mu wydruki, które dostałam od swojej ginki. Oczywiście (!!!) okazuje się, że same wydruki nie wystarczą i szpital potrzebuje opis... Nie przyjmą mnie.
Mam jechać do drugiego szpitala, gdzie specjalizują się w badaniu wad u płodu. Bo to, że mam za dużo wód płodowych może swiadczyć o wadach płodu. Może tam mnie przyjmą bez tego opisu.
Lekarz obejrzał wydrukowane wyniki. Stwierdził, że USG robione było na bardzo dobrym sprzęcie i że owszem tych wód liczbowo jest trochę dużo, ale nie aż tak, żeby mnie kłaść na oddział... Dostałam skierowanie na USG potocznie zwane "genetycznym", na którym można stwierdzić wady płodu. Oczywiście (!!!) takie USG wykonują w trzecim miejscu... Pojechaliśmy. Jestem zarejestrowana na 5 grudnia...
Jeszcze dzisiaj czeka mnie wizyta w tej mojej prywatnej przychodni u tej mojej prywatnej ginekolożki, żeby jej to wszystko przekazać i zdecydować, czy wyrzucamy moje skierowanie do szpitala do kosza, czy daje mi opis i uderzamy do pozostałych 2 szpitali we Wrocławiu, jakich jeszcze dzisiaj nie odwiedziłam...
Pominę fakt, że nienawidzę jak zmieniają mi się plany, a ja już się nastawiłam, spakowałam, zdążyłam stęsknić za mężem i psiurkiem. Poza tym, objechać trzy szpitale we Wrocławiu to nie jest kwiestia 15 minut, a ja od rana na czczo...
To tyle. Fajnie, nie?!