A więc

"uwielbiam" pisać relacje
08.08 o 14:15 mieliśmy wylot z Goleniowa do Hurgady, samolot o dziwo przyleciał punktualnie i wylecieliśmy nawet 10 min wczesniej. Lot znieśliśmy super, nie było żadnych turbulencji ani nic podobnego, choć obawa lekka była:) O 19:30 dolecieliśmy na miejsce i bardzo się zdziwiliśmy, bo tam już było ciemno i strrasznie wiało. Dało mi to nadzieję, że nie będzie jednak takich upałów. W hotelu zjedliśmy kolację i poszliśmy odpoczywać do pokoju. Raniutko wstaliśmy na śniadanko i zaczął się pierwszy dzień naszych wymarzonych wakacji. Dla mnie nie był to najszczęśliwszy czas, bo jak już wiecie z smsków do Jagny (dziękuję za przekazywanie wieści) nie czułam się zbyt dobrze przez pierwsze 2 dni. Brzuch co chwilę twardniał, jakbym miała kamień. Na szczęście nie ciągnął, tylko był twardy. W drugim dniu pomału się załamywałam, chciało mi się wyć i byłam gotowa wrócić. Jeszcze ta świadomość, że nie ma mojego lekarza, a nie wiadomo jaka była tamtejsza służba zdrowia (na szczęście nie musiałam się przekonywać). Gryzłam się z myślami, że ten wyjazd zaszkodzi dziecku i może (tfu tfu) stać się najgorsze. Jedynie gdzie się dobrze czulam to w wodzie, nurkując i oglądając piękny podwodny świat. Wtedy byłam zmuszona oddychać równomiernie i brzuchol wracał do normy. Wtedy wiedziałam już, że to moja psychika tak wpływa i to ja powoduję te napięcia denerwując się. W 3 dniu już było super!! Mogłam zacząc cieszyć sie wakacjami i pięknymi krajobrazami. Mój Mężuś też się uspokoił i odetchnęliśmy z ulgą. Codziennie nurkowaliśmy oglądając rybki, rafy itp. Wieczorami chodziliśmy na spacerki, spotykaliśmy się ze znajomymi, których tam poznaliśmy. Przy hotelu codziennie były jakieś animacje, afrykańskie wieczory, beach party itp więc się nie nudziliśmy. Czasami jeździliśmy do innej dzielnicy na zakupki, chłopaki na piwko, a my z dziewczynami na świeże soczki z pomarańczy:) mniam mniam!! Także witaminki Maluszek dostawał.
Jedzenie w hotelu dobre, ale juz po ok 10 dniach znudziło mi się i sam zapach przyprawiał mnie o mdłości. Ale jeść musiałam i zmuszałam się. Jak w domku pochłaniałam 5-6 posiłków, tam 3, max 4. Przez co wydaje mi sie, że troszkę waga spadła, tym bardziej, że dużo pływałam (ale to zobaczymy jutro na wizycie). Prawdziwa zemsta na szczęście nas nie dopadła, tym bardziej, że baardzo uważałam na wodę, zęby myłam tylko w wodzie mineralnej, nie jadłam zieleniny, sosów itp. Choć żołądek różnie reagował i jedyne to miałam problemy jelitowe, ale z tym szybko sobie poradziłam.
Na słoneczku się oszczędzałam, siedzieliśmy większość czasu w cieniu, ale i tak trochę się opaliłam. Nawet nie chciało mi się wystawiać na promienie. Chyba, że siedziałam w brodziku, wtedy było fajnie, bo nie było czuć tego gorąca. Raz przeholowałam i później musiałam odchorować. Było mi strasznie słabo, prawie mdlałam!! Na szczęście po nocy spędzonej w klimatyzowanym pokoju przeszło, a ja już błędu nie popełniłam.
Byliśmy też na kilku wycieczkach, głównie morskich, żeby się nie forsować. Gratis od biura był wypad na Safari, więć odbębniliśmy to choć wcale nie mieliśmy ochoty, bo na pustyni byliśmy w Tunezji, do której nie ma porównania. To w Egipcie, to nie można nazwać pustynią. Zamiast piasku, żwir. Odwiedziliśmy wioskę beduińską, mieliśmy przejażdżkę na wielbłądach (trwała może 5 min), później po wertepach wróciliśmy do hotelu. Nic ciekawego:) Za to na morskich było cudownie. Odwiedziliśmy wyspę (Gifftun), płynęliśmy tam stateczkiem, było baardzo relaksująco i przyjemnie. Tam nurkowaliśmy podziwiając świat podwodny. Po drodze zatrzymywaliśmy się jeszcze na 2 rafach i tam też można było ponurkować. Na drugi dzień popłynęliśy łodzią podwodną (schodzilismy na ok 12 m) i tam podziwialismy z łodzi, to co się dzieje pod wodą.
No i ostatnia-najpiękniejsza wycieczka na plażę (jakieś 60 km od Hurgady) do Sharm el Naga! Plaża jak plaża, ale to co zobaczyliśmy w wodzie przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Był to rezerwat raf koralowych, jednych z najpiękniejszych w okolicy. Kurde, dziewczyny!! Jak ja to zobaczylam nie chciałam wierzyc, że coś takiego jest naprawdę!! Myślałam, że to jakiś sen!! Te rafy, które były przy hotelu i na poprzednich wycieczkach to pikuś w porównaniu z tymi. Ogromne, w kolorach tęczy, rafy, z przecudnymi rybami. Widzieliśmy chyba ze 100 gatunków różnych rybek. I to wszystko 40-50 m od plaży!! Załowaliśmy tylko, że nie mieliśy aparatu podwodnego, ale jak znajde w necie coś takiego, wkleję. Byliśmy na tej plaży 5 godz z czego 3 spędziliśmy w wodzie z maskami zachwycając się tym!! Mam nadzieję, że Maluszek moimi oczami też to widział i zachwycał się razem z nami!! Wyglądało to jak nasze góry, tylko ze zamiast skał były rafy!! Ogromne przełęczę, a pośród nich wielka odchłań!! Woda miała głębokość chyba z 30 m!! Po prostu cud miód!!!! I dwa ostatnie dni spędziliśmy przy basenie na leniuchowaniu i zakupach pamiątek
Powrotny lot już nie był taki miły. W Łodzi mieliśy międzylądowanie i lot do Szczecina był dla mnie przynajmniej okropny. Nie zdążyliśmy się wznieść a już trzeba było ladawac, czyli dwie najmniej przyjemne wydarzenia. Tym bardziej, że pilot gwałtownie obniżał wysokość i źle się przy tym czułam. A poza tym zmęczenie robiło swoje. Pobudkę mieliśmy o 4:20, o 5 wyjazd na lotnisko i o 8 wylot. 4;05 h do Łodzi, tam godzina czekania, az zatankują, wysprzątają samolot, zanim my się załadowaliśmy, później łodzianie, którzy lecieli do Hurgady minęła godzina i później jeszcze 40min lotu. Byłam wyczerpana i mój krzyż dał mi sie ostro we znaki. W tą noc prawie wcale nie spałam, bo Maluszek urządził sobie spacerniak z mojego pęcherza i co chwilkę latałam do toalety, żeby "spuścić" z siebie 3 krople;) Było to troszkę bolesne. Ale na początku mieliśmy z Mężem ubaw, bo leżalam na boku i widoczna była "klulka" z boku brzucha, Mąż to rozmasował i za chwilkę zniknęła, po kilku minutach znów. Myślicie, że to było dziecko?

Pewnie tak, bo co innego.
No i na końcu pochwalę mojego mega dzielnego Męża, który wspieral mnie niesamowicie, dbał o mnie, o dzidziusia. Co chwilkę interesował się, czy mam miękki brzuszek, głaskał go, mówił do Maluszka, żeby był grzeczniutki. Jak tylko źle się czułam, rozmawiał ze mną, pocieszał mnie. Kiedy wiedział, że mi słabo, trzymał mnie za rękę, podawał wodę...wzruszałam się baardzo często:) z radości rzecz jasna. Acha, no i stwierdził, że to jego dziecko i mam się do tego przyzwyczajać:) Ja je tylko noszę:) Choć i to chciał zmienić, prosząć, żebym na chwilkę dała mu je ponosić

Jak mówiłam, że chyba je czuję cieszył się jak dziecko!
No to chyba na tyle;) zaraz załaduję fotki.