Cześć dziewczynki:)
Ja już po panieńskim:/
Posiedziałam od 20 z dziewczynami na świeżym powietrzu pod parasolami na rynku u nas w mieście ale potem przeniosły się do klubu, w którym wytrzymałam tylko pół h bo stan zadymienia lokalu był z minuty na minutę coraz większy. A dzidziuś tego baaaardzo nie lubi. Moja szwagierka została na imprezie więc jak wróci będę mieć świeżutką relacyjkę z dalszego przebiegu spotkania (a sądząc po towarzystwie może być baaardzo ciekawie

)
No tak, obiecałam relacyjkę i fotki.
Zacznę od tego, że bardzo się cieszę i jestem zadowolona, ze zdecydowaliśmy się na ten wyjazd nad morze, choć miałam pewne co do niego bawy. W końcu to długa podróż na drugi koniec Polski i nie wiedziałam jak ją zniosę.
Jechaliśmy jednak samochodem więc mogliśmy się zatrzymywać kiedy tylko zaistniała taka potrzeba.
Wyjechaliśmy w nocy i to był bardzo dobry pomysł. Ulice puściutkie prawie, bezpiecznie, spokojnie i bezstresowo. Ja doszłam do wniosku, ze nasze autko jest całkiem wygodne jak na taką długą podróż i w najlepsze rozłożona na siedzeniu, zaopatrzona w poduchy i ciepły koc spałam, budząc się tylko co jakiś czas aby zapytać M gdzie obecnie się znajdujemy.
Tzn. na początku starałam się mojego kochanego kierowcę zabawiać rozmową żeby mi nie usnął za kierownicą ale stanowczo stwierdził, ze mam iść spać bo będę zmęczona

Kochany jest:)
I tak pomykaliśmy sobie w kierunku wybrzeża.
Celem był Hel. Dojechaliśmy na miejsce bez żadnych przykrych niespodzianek na 10.30 przed południem.
Znaleźliśmy z trudem wielkim nocleg (nie rezerwowaliśmy nic wcześniej). Okazała się, ze trafiliśmy na istny najazd turystów wywołany piękną pogodą i są problemy ze znalezieniem jakiegoś uczciwego lokum za przyzwoitą cenę.
Nocleg znaleźliśmy ale ....... na 2 dni :/Trzeba więc było pomyśleć o czymś na później. POmogli nam znajomi, którzy dali nam wcześniej namiary na fajny pensjonacik, z tym, ze
we Władysławowie. Zadzowniliśmy pod podany nr i na szczęście okazało się, ze jest wolny pokój dwuosobowy:)


Zarezerwowaliśmy go sobie, żeby się sytuacja już nie powtórzyła.
Na Helu spędziliśmy dwa dni.
W tzw. międzyczasie odwiedziliśmy
Jastarnię, Juratę i Chałupy.
Typowo turystyczne mieścinki.
Na Helskim deptaku spotkaliśmy
Szymona Majwskiego, który (niestety nieskutecznie) próbował przemknąć niezauważony wśród tłumu turystów.
Straaasznie chudy facet, chudszy niż w telewizji

Zdjęcia z nim jednak nie mam bo ..... uciekł przed rozentuzjazmowanym tłumem

Po dwóch dnaich pojechaliśmy
do Władysławowa i tam zacumowaliśmy na okrąglutki tydzień.
Wszystko byłoby ok gdyby nie było tam tylu ludzi. Momentami nie można było spokojnie pospacerować, o leżeniu na plaży już nie wspomnę. Z czasem jednak jakoś się do tego faktu przyzwyczaiłam i nauczyłam nie zwracać na to aż takiej uwagi;)
Każdego dnia robiliśmy sobie mniejsze lub większe wycieczki.
Te większe to były wyjazdy
do Sopotu, Gdyni i Gdańska.
A mniejsze wiązały się ze zwiedzaniem okolicy i tzw. plażowaniem

Starałam się spędzać jak najwięcej czasu nad brzegiem morza, wdychać jod, którego u nas na południ nie uświadczy
i cieszyć się błogim nieróbstwem.
Baaaaardzo dużo spacerowaliśmy i wyrobiliśmy sobie z M niezłe mięśnie na łydkach przez ten tydzień;)
W połowie naszego pobytu we Władku przyjechali niespodziewanie nasi przyjaciele z ich córeczką na 3 dni.
Malutka (1 roczek) była zachwycona morzem ale
bała się ......... piasku 

Za żadne skarby świata nie chciała bosymi stópkami stanąć na piasku.
Przekonała sie dopiero po założeniu jej skarpetek

W trakcie naszego pobytu nad morzem świętowaliśmy
naszą pierwszą rocznicę ślubu


Była pyszna kolacyjka w zacisznej knajpce i romantyczny spacer brzegiem morza wieczorową porą

Cudnie było:)
NO i niestety ..... czas było wracać do domku i do codziennych obowiązków.
W drodze powrotnej, która się niemiłosiernie dłużyła (jechaliśmy tym razem w dzień ) zahaczyliśmy o
Balice, skąd odebraliśmy siostrę M, która przyleciała z Rzymu na sobotnie wesele kuzynki. I tak oto po 3 nad ranem w końcu przyłożyłam głowę do poduszki.
Co było dalej ... nie pamiętam bo zasnęłam jak dziecko

Cieszę się, że nasz synek tak dobrze zniósł podróż i cały ten pobyt.
Mam nadzieję, ze choć chwilowa zmiana klimatu będzie dla niego korzystna.
Wieczorami, po całodziennych spacerach itp. gdy kładłam się w końcu do łóżka mały szalał niesamowice w brzuszku i po raz pierwszy M poczuł siłę jego kopniaków

Oczywiście nie tak mocno jak ja je czuję ale jednak. Był z tego powodu bardzo szczęśliwy:)
Przez cały pobyt nad morzem pomalutku oswajałam się z nową wiadomością, ze będziemy mieli jednak synka a nie córkę. Przyznam, że po pierwszym usg troszkę się już przyzwyczaiłam do myśli o dziewczynce i wiadomość o chłopcu (mimo, ze przeczuwałam taką ewentualność) zaskoczyła mnie.
Cieszę się ogromnie, ze maleństwo jest zdrowe i rozwija się prawidłowo. Z dobrymi wieściami od lekarza było mi dużo prościej jechać w podróż i cieszyć się wypoczynkiem.
Ok ...... chyba przesadziłam z długością posta ...... gratuluję wytrwałym i zrozumiem jeśli ktoś nie dotrze do końca tych wypocin



p.s. spróbuję powalczyć z fotosikiem
