Dalsza czesc relacji...wlasciwie kilka wyjasnien co do klopotow, ktore spotkaly nas w tygodniu poprzedzajacym slub.
Otoz jak przyjechalismy do Grudziadza skontaktowalismy sie ze wszystkimi- domem weselnym, kamerzysta, fotografem, ksiedzem itd. Tylko zespol nie odbieral telefonow. Nie wspominajac o tym, ze droga mailowa jeszcze z Anglii probowalam sie z nimi dogadac na temat pierwszego tanca i do czasu przyjazdu do grudziadza odpowiedzi nie bylo. Po kilku dniach laskawie odebrali telefon. Irek akurat prowadzil, wiec ja z nimi rozmawialam. Powiedzialam, ze dzownimy, bo chcemy sie spotkac obgadac co i jak. A on mi na to, ze nie ma po co sie spotykac, ze niepotrzebnie wydzwaniamy, bo bedzie dobrze, bo oni maja 20 lat doswiadczenia i nie potrzebuja marnowac czasu na spotykanie sie z nami, i pierwszy raz maja takich namolnych klientow. Ale sie wtedy wkurzylam, powiedzialam oczywiscie juz niemilym tonem, ze mnie nie obchodzi ile oni maja lat doswiadczenia, bo ja biore slub pierwszy raz, poza tym place i wymagam, a po tym jak nie dali znac co do pierwszego tanca mozna sadzicie jedynie to, ze sa malo kompetentni. Odpowiedz byla nastepujaca... tak rozmawiac nie bedziemy, oni w kazdej chwili moga zerwac umowe i nie grac jesli mamy o nich takie zdanie. A niby jakie mielismy miec??? Dom weselny pomogl nam znalezc inny zespol i dla mnie sprawa juz wtedy byla jasna. Tamtym dziekujemy. Irek pozniej z nimi rozmawial i na sam koniec zyczyli mu "zeby mial mniej nerwowa zone". W pewnym momencie poczulam sie jak jakas naprawde nie wiadomo jak szczegolowa i upierdliwa baba, ale wszyscy i rodzina i znajomi przyznali racje mi, ze w koncu nie kupuje biletu na autobus tylko wynajmuje zespol, ktory jest uslugodawca i powinien zrobic wszystko zeby zatrzymac klienta przy sobie. W srode spotkalismy sie z liderem drugiego zespolu. Poporstu rewelacja, konkretnie mowil, na temat, od razu zaproponowal utwor na pierwszy taniec, wytlumaczyl co i jak i bylam bardzo zadowolona.
Zreszta nie ma co mowic, zespol spisal sie na medal poprostu. Wokal byl swietny, najlepszy jaki do tej pory slyszalam jesli chodzi o zespoly weselne. Zrobili nam biesiade przy stolach, goscie sie rozbawili. Oczepiny poprowadzili po mistrzowsku. Naprawde jestesmy zadowoleni.
Kolejne perypetie... W jakis dzien, chyba czwartek, Irek wiozl wodke do domu weselenego i ktos uderzyl w tyl naszego samochodu, kiedy Irek stal na skrzyzowaniu przed domem weselnym i chcial do niego skrecic. Wodka sie zbila, samochod z tylu caly podrapany, Irek w szpitalu....tragedia normalnie.
Wiem ze moglam opisac te cale perypetie na poczatku relacji bylaby ciekawsza, ale jakos wena mnie na tamta naszla...
Irek wyszedl ze szpitala na wlasne zyczenie, kolnierz do dzis powinien nosic, ale go zagonic do tego nie moge. No i dalsze leczenie bedzie juz tutaj w UK. Samochod tez zostal w Polsce tylko spolerowany a dopiero tu bedzie wymiony tylny zderzak. A wodke trzeba bylo dokupic. Bym sie w zyciu tego nie spodziewala. Tyle wrazen na jeden urlop to zbyt wiele. Potem nie moglismy namowic ksiedza zeby wpuscil nasza firme dekoratorska bo sie za bardzo wydluzy i musielismy sie dogadac z innymi parami. Dogadalismy sie z ta para ktora miala slub po nas czyli o 17. Dekoracja nam sie nie podobala, spadala z lawek....tragedia, myslalam, ze tamta dziewczyna ma lepszy gust, ale sie zawiodlam...
Nic czasu sie cofnac nie da. Bylo jak bylo, pieknie jesli chodzi o calosc pomimo tych wszystkich niespodzianek i niedociagniec