ahaaaaa... nie wiedziałam, że są jeszcze jakieś "predyspozycje" szyjki do porodu. Ja po cesarce wyszłam już w 3 dobie do domu. Leżałam jedynie te musowe 20 godzin, a potem podreptałam z dzieckiem w wózeczku pokazać go tatusiowi i rodzicom, bo to był sezon grypy i na oddział nie mógł nikt wejść. Potem już sama przy nim wszystko robiłam i wiecie co, z jednej strony fajnie, ale z drugiej to bardzo żałuję, że nie dałam sobie po tym wszystkim więcej czasu na odpoczynek. Tzn nawet po powrocie do domu zrywałam się do małego, zaglądałam, nie mogłam spać w nocy. Bolało, ale ja jak koń miałam klapki na oczy i "ja" się dla siebie nie liczyłam wcale. Z perspektywy czasu wiem, że dopadł mnie baby blues i cały czas myślę, że gdybym w tych pierwszych dniach nieco odpuściła, to byłoby ze mną lepiej. Plusem mojej aktywności było szybkie dojście do siebie. Nawet pani ordynator jak mnie zobaczyła to powiedziała, że ja nie zachowuję się jak po cesarce , że śmigam po schodach i ciągle jestem aktywna. Ale z drugiej strony to co miałam robić - nie miałam nikogo przy sobie kto choćby pozałatwiał wszystkie papiery do wypisu mnie i dziecka ze szpitala, podał małego do karmienia, wziął do odbicia czy choćby pomógł podpiąć telefon do ładowania. Trzeba było sobie jakoś radzić.
Gdybym była drugi raz w ciąży, to gdyby teraz lekarz mnie zapytał czy chce próbować naturalnie czy cesarka to chyb chciałabym po prostu zobaczyć co zrobi moje ciało... gdyby akcja była obiecująca to pokusiłabym się o poród sn. W końcu i tak miałam przedsmak tego co niesie ze sobą poród naturalny, więc wiem czego się spodziewać. Ech...ale czy na drugie dziecko się zdecyduję.... jakoś na razie mi się do tego nie spieszy...