Obiecana relacyjka

Tak więc jak co dzień wstałam rano (7:30) zrobić mężowi śniadanko i kanapki do pracy. Nie zdążyłam wyjść z pokoju jak zaczęły odchodzić mi wody, ale raczej sączyły się niż chlusnęły. Wracam do łóżka, budzę męża i mówię, że chyba wody zaczynają mi odchodzić... Zerwał się na równe nogi, ale wobec moich wątpliwości czekaliśmy aż „coś” znów wypłynie… Powoli zaczęła sączyć się woda, czysta… Zaczęły się tez skurcze i o dziwo, jak dla mnie, raczej regularne… Przyszykowałam więc wszystko co było nam potrzebne, ubrałam się i razem z Grzesiem ruszyliśmy na porodówkę…W samochodzie dopadły mnie wątpliwości, czy aby słusznie już tam jedziemy, ale Grześ nie zawrócił, stwierdziliśmy, że najwyżej do domku nas odeślą…O ósmej Grześ dzwonił do firmy, że jest w szpitalu, ja zaczynam rodzic i dziś nie przyjdzie do pracy… Szefowa życzyła łatwego porodu…
Poszliśmy na izbę przyjęć, kolejka emerytek dzielnie zajmowała miejsca siedzące… zapukałam do pokoju, otworzyłam drzwi i mówię, że chyba zaczynam rodzić…pani kazała chwilkę poczekać na korytarzu, aż „obsłuży” pacjentkę… W końce nas zawołała odpowiadałam na kilka pytań z formularza, zbadano mi puls, ciśnienie i wysłano na porodówkę, każąc uprzednio się przebrać w taką „sexy” koszulkę

Przebrałam się, Grześ poszedł po wszystkie rzeczy i doszedł do mnie…Wjechałam windą do góry…
Zajęliśmy jedna z sal porodowych, studenci „pocieszyli” nas mówiąc, że najprawdopodobniej spędzimy tutaj kilkanaście godzin, aż mi się dziennie zrobiło, bardzo miła położna przygotowała mnie do porodu, wzięłam prysznic i wróciłam na salę… Grześ dzielnie mi towarzyszył…Początkowo miałam rozwarcie na 3 cm, i prawie brak szyjki…
Położyłam się na łóżku i podłączono mi KTG… Odpowiedzieliśmy na pytania z różnych formularzy…w między czasie sprawdzałam częstość skurczy, jak nic, regularne co 3-4 minuty…poleżeliśmy chwilkę, skurcze cały czas nas odwiedzały, ale powiem szczerze, że idzie je przetrzymać, nie są aż tak tragiczne… Grzesiu cały czas siedział koło mnie głaszcząc mnie po główce…odpowiadał na pytania, które były zadawane w momencie skurczu i spisywał się na medal, złoty chłopak

Później położna pozwoliła mi wziąć prysznic, doszliśmy do toalety, nie zdarzyłam wejść pod prysznic, jak poczułam się tak jakbym miała jeszcze kupę zrobić, wróciłam więc szybko na salę i poinformowałam o wszystkim położną… powiedziała, że zaraz przyjdzie zbadać mnie lekarz, dlatego lepiej wziąć prysznic i być świeżuchną

Tak więc raz jeszcze wróciliśmy pod prysznic…Tym razem skorzystałam i wróciliśmy na salę, stał tam taki worek do siadania i miałam już z niego korzystać, jak cos kazało mi wleźć na łóżko i przy skurczu przeć…powiedziałam o tym szybko położnej, bo jeszcze nie przyszedł lekarz…Sprawdziła mi rozwarcie…było na 10 cm…Powiedziała tylko „zaczynamy rodzić” i nagle w Sali zrobiło się tłoczno…studenci, lekarka (swoją droga wspaniałą kobieta), fotel stał się teraz miejscem na którym wszyscy skupili wzrok…No i zaczął się mały problem z parciem, bo powietrze brałam w policzki a nie w przeponę i wyglądało to śmiesznie, ale też utrudniało parcie…Po kilku próbach parcia, lekarka powiedziała, że w tym skurczu rodzimy, jak tak powiedziało, tak tez się stało… Czułam moment jak wychodzi główka, a reszta ciałka mojej córeczki wyślizgnęła się bezboleśnie… Grzesiu zaczął robić zdjęcia Niuni, ale zabrali mu aparat co by zrobić zdjęcia z lepszej strony, na których Niunia byłaby widoczna… Grześ przeciął pępowinę, położyli mi Małą na pierś, wspaniałe uczucie… Później Małą wzięli do kącika, gdzie ja zwarzyli, zmierzyli, i wsadzili do łóżeczka, w tym czasie lekarka zszyła mnie, tego bałam się najbardziej, ale nie było tak źle

O 11:40, jak już wiecie, na świat przyszła Oliwia

Poród był więc krótki, nie męczyłam się bardzo i od razu po porodzie stwierdziłam, że możemy mieć spokojnie kolejnego dzidziusia

Usłyszeli to studenci i zaczęli się ze mnie śmiać…
To chyba tyle jeżeli chodzi o poród, reszta relacyjek i foteczki, jak znajdę chwilkę, a może mi jej teraz troszkę brakować, bo mała długo siedzi przy cycu i bardzo często
