Darek:
Grudzień 2010. Przed nami pierwsza wspólna Wigilia. Nigdy nie lubilem Swiat, nie wiedzialem z czego to wynikało... Dzis mysle ze moze ten przesyt w centrach handlowych mnie przytlaczał, denerwowało mnie to ze ludzie zatracali prawdziwy cel Bożego Narodzenia. Mimo iz sam taki byłem.
"Kochanie, znasz juz moich rodziców, moje siostry Ksenie i Patrycje, czas na Elwire, Janusza, Tysię, Gracjana, (...)".
Co??? Nie ma szans. Nie przetrwam tego, sześcioro rodzeństwa plus partnerzy i dzieci. DZIECI! Wszyscy przy jednym stole. To żart, prawda?
Nie. To nie był żart. Nie wyobrazalem sobie tego, myślałem, ze skoro starsze rodzeństwo ma juz swoje rodziny to po co dalej zlatuja się u rodziców... Nie patrzylem wczesniej na to w sposób w jaki dziś patrzę.
Byliśmy u teściów jako ostatni, wszedlem z wielkim grymasem na twarzy, oczywiscie staralem sie go ukryc, wiadomo... No ale zalamalem sie, pierwsze co maly berbec podlecial do mnie i usciskal mnie na przywitanie. Wchodze dalej... 21 osób. Wyobrazacie to sobie?

21 osób w 3 pokojowym mieszkaniu. Nawet policzylem ich wszystkich bo nie moglem uwierzyc. Juz na wstępie miałem dość.
"Kochani, to jest Darek". Sandra mnie przedstawiła po czym podszedlem się z każdym przywitać.
"Siostra skąd go wytrzasnęłas?" piękne przywitanie szwagra. Jednak nie wiem co było gorsze, bo naraz wszyscy wybuchneli śmiechem. Miałem ochotę wyjść.
"No juz, juz spokoj, jestesmy wszyscy, zaczynajmy, pomodlimy się i tata rozda każdemu opłatek"- miło, ze mój temat zszedł na dalszy plan.
Sandra tłumaczyła mi ze mimo tak licznej rodziny każdy z każdym dzieli się oplatkiem składając przy tym życzenia, ponoć nie takie zwykle, go wszyscy zawsze płakali. No to myślę sobie... Masakra.
Pomodlilismy się i przyszedł czas na dzielenie się oplatkiem. Postanowilem sie nie wychylac, co moglbym zyczyc im, skoro nawet ich nie znam? Czekalem jak głupek w rogu przy choince. Na pierwszy ogień teściu. Bułka z masłem, pomyślałem, znam go! Super facet, cenie go, dam rade. Mylilem się.
"Dziękuje ze jesteś w naszej rodzinie. Ze patrząc na moja córkę widzę szczęście. Otrzymałes wielki dar od Boga, mój najcenniejszy skarb. Dbaj o nią, szanuj, kochaj. Ja to robilem cale życie, teraz kolej na Ciebie, mam nadzieje ze mnie nie zawiedziesz". Plakalem, plakalem jak dziecko. Przytulilem się i obiecalem. Nie czułem się podstawiony pod mur. Wiedziałem ze kocham Sandrę i ze chce dac jej wszystko co najlepsze, to na co zasługuje.
Od rodzeństwa usłyszałem podobne słowa.nawet od jej brata, który okazał się super gościem. Oczywiście nie obyło się bez podtekstów i żartów z których słynie (dziś juz to wiem! ☺)
"Januszek daj juz mu spokój, tata go testował, udało sie mu, dopiero jak powinie mu się noga to się nim zajmiemy". Tym razem juz wiedziałem ze żartują, ale potraktowalem to na serio. Bo widzę jaka wspaniałą rodzinę tworzą, jak wartościowymi sa ludźmi. Jedno za drugim wskoczyloby w ogień.
Spędziłem Wigilię jak nigdy dotąd. Było wesoło, głośno, śmiesznie i wzruszająco. Wspaniały wieczor, wspaniały czas, bo z nimi. Po tamtym wieczorze zrozumialem cel Swiat. Jestem szczęśliwy. Bo zyskując najcenniejszy skarb, jednoczesnie zyskalem cudowna rodzinę.