Dyskusja nad prawem do przeżywania i "panikowania" w odniesieniu do ilości straconych cyklów przypomina mi dyskusję, która mnie niegdyś mocno dotknęła- nad prawem do cierpienia po poronieniu, bo też miała wydźwięk podobny... i odnosiła się do czasu w jakim straciło się ciążę.
Kibicuje każdej z Was bardzo, bardzo mocno. To niewiarygodne ile kobiet cierpi, często w samotności, bo nie ma wsparcia w najbliższej rodzinie, u przyjaciół więc tym bardziej proszę, aby nikt nie kpił z osób, które już po pierwszym, drugim, czy trzecim cyklu się martwią. Tu mają miejsce, aby się wyżalić...Też bym się martwiła, też bym przeżywała tym bardziej, jak podczytuje Wasze, ciągnące się już latami historie.
Moja droga do macierzyństwa nie była długa i z pewnością nie tak dramatyczna niż niektórych z Was. Mam za sobą ciąże pozamaciczną, która pomimo, że wydarzyła się w pierwszym staranym cyklu była dla mnie dramatem, który ledwo wówczas ogarnęłam. Kolejne starania nie były długie, ale dwa stracone cykle dawały mi psychicznie mocno w kość...i naprawdę potrzebowałam wtedy wsparcia i wiele z Was mi go udzieliło...
Gabi, domyślałam się, że chłopcy są cudem in vitro, ale nie miałam pojęcia jak długą drogę przeszliście...