Dotarłam do takiego punktu mojego życia, że chciałabym nareszcie przestać czytać ten wątek, bo wciąż do niego wracam, czytam no i się jeszcze bardziej dołuję. Z dziewczyn, które starały się ze mną przez ostatnie 5 lat zostałam SAMA, no poza Larą, ale ona się krócej w sumie stara. Wszystkie inne dziewczyny po mniejszych lub większych przejściach z tego wątku odeszły... niektóre zostały nawet po raz drugi mamami.
Musiałby chyba być osobny wątek- Bardzo trudno starających się o dziecko, no ale byłabym tam chyba tylko ja więc kompletnie nie ma to sensu.
Jak czytam "starania" osób, które z deczka świrują jak w pierwszym cyklu nie zajdą w ciążę, to się osłabiam. Co w takim razie mam powiedzieć ja: 5 lat starań, 2 inseminacje, 3 pełne programy ivf, 7 transferów, 13 rokujących zarodków, z których uzyskałam 1 ciążę obciążoną genetycznie, w taki sposób że dziecko obumarło w 14tc, 3 ciąże biochemiczne, a z 6 ostatnich betaHCG nawet nie drgnęła. Już nie wspominam o typowych badaniach, zabiegach, operacjach w trakcie, które musiałam przejść i o które niejednokrotnie musiałam walczyć.
I nie żebym zaczęła się starać po 40. Jesteśmy młodzi i ponoć "zdrowi". Mamy po 29 lat i mnóstwo frustracji za sobą. Tyle ile nas te 5 lat kosztowało, chyba nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić. Całe to jeżdżenie po Polsce w poszukiwaniu pomocy wśród najlepszych klinik i lekarzy, wyrzucone kupę kasy, nadszarpnięte zdrowie, praktycznie brak życia towarzyskiego, bo wszyscy się odwrócili żeby nam przykro nie było. Nie mamy z tego NIC.
W sumie nie wiem po co to wszystko napisałam- może jakaś forma rozliczenia ze straconym czasem. Nie wiem, może ktoś inaczej spojrzy na swoje "starania".
Tak więc żegnam się i życzę wszystkim powodzenia.