dzis, ogladajac film ze slubu przezywałam to kolejny raz...To jest niesamowite... Dokładnie pamietam co czułam w kazdej chwili na ślubie...

niepowtarzalne uczucia...

Pierwsze świetne uczucie pojawiło sie, gdy jechalismy do koscioła i kierowca właczył nam piękną piosenke o miłości...Bylismy bardzo spokojni i baaaardzo szczęsliwi

kolejne niepowtarzalne uczucie miałam, gdy szliśmy za ksiedzem do ołtarza. Dziewczyny grały wtedy tak slicznie!!!!! W ogóle wiele im zawdzieczam. To dzieki nim nie stresowałam sie w ogóle...Po prostu byliśmy oczarowani ich śpiewem, do tego stopnia, ze wszelkie ewentualne negatywne emocje nie miały prawa sie przebic przez ten zachwyt...
Wdzieczna jestem im równiez, ze gdy sie wzywa Ducha Św. zaśpiewały młodziezowa wersje. Ta oryginalna ("ślubna") za bardzo porywa mnie za serducho i moze bym zmiękła tuz przed przysiega....A tak dobrze sie stało. Ciut zaniepokojona byłam, gdy Piotrek składał przysięge...Gdy ja , juz wszystko poszło pięknie i bezstresowo...
Ale i tak mysle ze za mało sie uśmiechałam w kosciele

Aha! a szczyt radosci przezywałam w momencie, gdy dziewczyny zaczeły śpiewać "Hymn do miłosci", o który kiedys je prosiłam. wtedy powiedziały, ze nie da rady... Taka mi niespodzianke zrobiły!!!! ten hymn mam od którejś z was (przepraszam, ze dokładnie nie pamietam, od której). Piękny!!!! dziekuje!!!!