w takim razi króciutko napisze o wszystkim... Namęczyliśmy sieprzy przygotowaniach...sprzatalismy sale i dom, robiliśmy zakupy, dekoracje... Spalismy też z Piotrkiem w remizie z czwartku na piątek (na styropianie
). Byliśmy bardfzo zmęczeni. W piatek przyjechały moje przyjaciółki i nam pomagały we wszystkim. one tez były zmęczone, bo juwenalia w tym czasie w Bydzi...
O 23.00 byliśmy wykończeni...Ja miałam ieczorem straszne ataki agresji i placzu....Co chwile wybuchałam płaczem, Piotrek tez nie mógł powstrzymac emocji, wiec co chwile sie kłóciliśmy... A jak zaczeliśmy ćwiczyc nasz pierwszy taniec, to juz w ogóle bylo dno! nic nam nie wychodziło, ja ciagle ryczałam, a pIotrek siena mnie denerwował....Tańczylismy z godzine i i tak nic nam nie wychodziło... Ale byliśmy tak zmęczeni, ze o 23 już poszliśmy spac.
w sobote wstałam o 7.Zero nerwów. potem fryzjer - poszłam z tymi przyjaciólkami. Było super! cały czas zarty i śmiechy. W domu makijaz zrobiony przez przyjaciólke. ani przez chwile w sobote nie ogarnela mnie panika. Piotrek ubierał sie w pokoju obok. Było świetnie. mase śmiechu i radosci.
przyjmowanie w domu gości przy dzwieku marsza - świetne wrazenie. ) też sie cały czas smialiśmy - śmiesznie tak patrzec, jak ludzie wychodza skrepowani z samochodu z tymi prezentami...
w drodze do kościoła kierowca właczał nam świetna muzyke, nastrajało nas to pozytywnie na slub. przed kościołem pielgrzymi robili nam zdjecia i składali życzenia.
W kościele, gdy zobaczyłam znajomych, których sie nie spodziewałam, o mało sie nie popłakalam z radosci- jakie fajne są takie niespodzianki!!!