ja w zeszlym roku na wiosne po odchudzaniu (czyt. zero slodyczy , chleba itp) schudlam 6 kg w 3 mce. malo ale dobre i to.
pojechalam na dwa tyg do Polski i przytylam 4 , potem przeprwoadzka jedzenie na miescie i przywalilam jeszcze 4kg.
w polowie stycznia postanowilam "ze wezme sie za siebie". I faza South Beach, ktora trwala 3 tygodnie zamiast 2, i wynik 4,3 kg. Przeszlam na faze II , wprowadzilam ciemny chleb,ciemny makaro, ziemniakow i ryzu nie jadam. Wrocily mi 2 kg. Potem mialam gosci, bylo "normalne" jedzenie: kurczak, warzywa, wieczorem winko, pare przekasek. Po weekendzie prawie 2 kg na plusie. wrocila waga sprzed diety.
Sport? chodze dwa -trzy razy w tygodniu na rozne areobiki i fitnesy-kazdego dnia jest cos innego.
moje pytanie.. czy ja cale zycie bede musiala sie odchudzac? i uwazac na to co jem? czemu nie moge tak jak kazdy czlowiek zjesc cos normalnego- zwykly obiad, wypic sok do wodki, piwo na miescie, zjesc biala bulke z masem (obecnie jem chleb bialkowy z maslem jogurtowym)?
jeden grzech i waga idzie w gore...

(