trochę mi przeszlo...
sytuacja wygląda tak:
na kawalerskim P. byl jego kolega, znają sie od dawna, P. zna też jego żonę, ponoć bardzo oboje bardzo fajni, ja nigdy nie widzialam ani jej ani jego; zatem podczas kawalerskiego ten kolega P. pyta P., czy ja też bede miala panienski, P. mowi że tak, a tamten na to,że fajnie, bo jego żona się krzywila, ze on idzie, a tak to nie będzie nic mowila, bo też będzie się u mnie bawila - coś w tym stylu powiedzial, a P. na to, że pewnie....
o czym zapomnial mi powiedziec... Dzis dzwoni ta żona z potwierdzeniem,że będą na weselu i od razu mowi żebym oczywiscie przekazala jej nr swiadkowaej...ja nieświadoma pytam: w jakim celu? a ona: jak to? przecież skoro chłopcy się tak fajnie bawili to my też musimy, przy okazji będziemy się mogly poznać - i bardzo wesola i mila itp. mnie zatkalo, powiedzialam, że przekażę świadkowej.... po prostu bylam tak zszokowana, że nie wiedzialam, co powiedziec...no i tak wlasnie odpowiedzialam,że przekaże świadkowej... Na moje pretensje P. uwaza że robię z igły widły, że nic się nie stało, że będzie wesolo itp. Fajne jest to,że się poznamy, ale glownym celem mojego wieczoru panienskiego ma byc moja dobra zabawa w gronie starannie wybranych przeze mnie osob; zrezygnowalam z wielu koleżanek, a będę miala obca osobę na imprezie... Nie wiem czy będę się swobodnie czuła... Ale teraz to już gdybanie takie.... Jakoś to przeżyję, mam nadzieję, ze niespodziewany gość okaże się sympatyczny...