mogło mi dzisiaj zabić dzieciaka...
serce miałam w gardle
pojechałam z nim do Marty.Wysiedliśmy z autobusu, wszystko cacy...po drodze spotkalismy Martę z rodzinką. Robili zakupy w warzywniaku, takim przy samej ulicy. I my staliśmy z tomkiem i czekalismy.marcel stał koło mnie. Nie biegał, nie latał, nie szalał...
Ale,że ja jestem bardzo uczulona na dziecko przy ulicy, i nie spuszczałam go z oka. w pewnym momencie rzuciłam hasło:Marcel daj rękę!
A ta dzicz,totalny zryw w bok, na ulicę.Dwupasmówkę, do tego cholernie ruchliwą, przy Estakadzie w gdyni. I wbiegł mi na jezdnię. Gdyby nie to,że stałam koło niego i go ciągle obserwowałam, zrobiłam duży krok na jezdnię i na całą długość ręki złapałam go za szmaty i pociągnęłam do siebie z całej siły za koszulę.Serce miałam w gardle.
Dostałam klapsa jednego w doopę.Ale uwierzcie mi,że miałam ochotę spuścić mu wpier...l.
Bo on ciągle mi się wyrywa, ciągle przy ulicy ucieka.Jak idzie koło wózka i dochodzimy do przejścia, to na hasło stój!!! on mi spierdziela i w długą.
nie mam sił
ani spokojne tłumaczenie, ani krzyknięcie, ani klaps w dupę nie działają...