dzisiaj M. miał odebrać mi Marcela z przedszkola,wracając z pracy
dzwoni o 15.00,że nie odbierze, bo miał wypadek(znaczy sie kolizja, bo wypadek to z ofiarami jest)
A Ja tu sama, nie mam w przedszkolu nikogo upoważnionego do odbioru dziecka.I nie miałam jak z dziewczynami sama iśc, do tego takimi dopiero co po zapaleniu płuc, szpitalach, infekcjach.
pukam do jednej sąsiadki- nie ma, do drugiej-nie ma. w końcu dzwonię do jednej, a ona mówi,że własnie idzie tam do przedszkola swojego odebrać. a to nie jest takie łatwe, bo bez upoważnienia nie wydadzą dziecka
debatowały chyba z 15 minut, ale wydały mojej sąsiadce. przyszła z Marcelem i kartką do wychowawcy.Miałam zadzwonić,że dziecko dotarło do domu
a Marek do tej pory nie wrócił
kolizję spowodował gościu,stary 60-letni dziadek, który pultał się na miejscu zdarzenia i zadzwonił po swoich zięciów.Którzy potem burzyli się do mojego M. i darli japy na niego.
Ale mój nie dał się sprowokować i powiedział,że poczekamy na policję, to się wyjasni
teraz pojechał gdzieś na warsztat z tym samochodem i robią jakieś opisy dla ubezpieczalni i czekają na rzeczoznawcę