Odcinek 3
Do kościoła dojechaliśmy wyjątkowo szybko. Całą drogę obawiałam się, że będziemy za późno, bo to przecież trzeba było jeszcze przed mszą podpisać dokumenty i inne takie. Wiedziałam, że po nas miał być jeszcze jeden ślub, więc nie bardzo mogliśmy zacząć mszę później. Udaliśmy się więc na zakrystie i czekaliśmy na księdza. Zjawił się niebawem młody diakon oraz ks. proboszcz. Diakon zaczął przebierać się, więc domyślaliśmy się, że to on poprowadzi mszę (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że jest diakonem, myślałam po prostu młody ksiądz

). Ksiądz proboszcz zaczął wypełniać dokumenty, podpisaliśmy co trzeba, ustaliliśmy czytanie i Krzysiek odprowadził mnie do wejścia do kościoła, a sam poszedł przed ołtarz. Stałam razem z tatkiem moim kochanym i gęba cały czas mi się cieszyła

W końcu zabrzmiały dzwonki, chór zaczął śpiewać (brzmieli rewelacyjnie, rzadko mam okazję ich słuchać, bo zazwyczaj śpiewam z nimi

) i tatuś mój poprowadził mnie do ołtarza...

Pamiętam, że myślałam o tym, żeby nie iść za szybko, ale i tak w mgnieniu oka (tak mi się wydawało) znaleźliśmy się przed ołtarzem, gdzie tatuś przekazał mnie przyszłemu mężowi.
Tu mała dygresja..... Pomysł z wprowadzaniem mnie przez tatę nie był mój. Krzyśkowi na tym bardzo zależało. Mi się wydawało, że lepiej będzie jeśli wejdziemy razem. Ale nie upierałam się. I bardzo dobrze

Ciężko opisać to jak się czułam kiedy tata mnie prowadził, swoją małą córeczkę

Byłam wzruszona i zarazem szczęśliwa. Bardzo wyraźnie odczułam symbolikę takiego wprowadzenia. Podobało mi się

A tak to wyglądało:

I msza się rozpoczęła

Wszystko fajnie się odbyło. Trochę śmiać mi się chciało, kiedy ks. proboszcz zwracał się do mnie używając obojga moich imion

Z resztą jak się okazało na zdjęciach całą mszę się śmiałam. Krzysiek się mnie nawet pytał z czego ja się tak cieszyłam,a le ja zupełnie nie pamiętam. Pamiętam, że ks. proboszcz bardzo fajnie prowadził mszę. Mówił jak do ludzi

Wiecie co mam na myśli. Diakon za to był zachwycony chórem i nawet tego nie ukrywał. Cieszył się od ucha do ucha

Pamiętam, ze w trakcie kazania zdałam sobie sprawę, że wszystko dzieje się tak szybko i że muszę zrobić wszystko, żeby nie stracić niczego z tego co się dzieje. Starałam się wszystko zarejestrować i zapamiętać. Tak bardzo chciałam to wszystko zachować "na zawsze"

Oczywiście się nie dało. Z wielka uwagą słuchała kazania. Ksiądz często patrzył mi w oczy. Ale nie pamiętam szczegółowo o czym było, tylko tak z grubsza

No dobra... teraz zdjęcia






I nadeszła chwila, na którą tak długo czekaliśmy...

Ks. proboszcz poprosił nas do siebie

Nie będę Wam opowiadać co się działo, bo wszyscy wiem jak ta część mszy przebiega. Powiem Wam za to, że czułam się cudownie. W ogóle się nie stresowałam, za to byłam mega szczęśliwa. Każdym wypowiadanym słowem przysięgi chciałam powiedzieć Krzyśkowi jak bardzo go kocham

Cały czas się do niego uśmiechałam.




I jeszcze dalsza część mszy...



A to chór


Na dziękczynienie moja dyrygentka zaśpiewała Ave Maria. W prost ubóstwiam jak ona śpiewa. To tego śpiewała to po polsku. Jej głos + przepiękny tekst sprawiły, że troszkę mi się oczka zaszkliły...

To zdjęcie bardzo lubię. Widać nas, gości i chór



Msza dobiegła końca i nadszedł czas na gratulacje od księdza


Zaczekaliśmy, aż chór skończy śpiewać

I przy dźwiękach marsza wyszliśmy z kościoła


REKLAMA
