Wybralam sobie taki zawod, ale za kazdym razem kiedy umiera dziecko, to jest straszne. Pare lat temu, kiedy bylam jeszcze na studiach i bylam wolontariuszka, umarla mi dziewczynka, jednego dnia opiekowalam sie nia, byla niemowiaca, ale porozumiewala sie za pomoca piktogramow, byla bardzo szczesliwa bo po kilku tygodniach pobytu w szpitalu psychiatrycznym ( depresja) wypuszczali jej mame i miala ja zabrac do domu, to byl piatek,w poniedzialek, kiedy przyszlam okazalo sie, ze mama owszem zabrala Lidzie, ale w sobote utopila ja a sama sie powiesila... Do dzis pamietam jak siedzialam z Lidzia a ona pokazywala mi na piktogramach jak bardzo kocha mame... Miala siedem lat.
A teraz Szymus, ktory byl bardzo odwazny i mimo bolu zawsze pogodny, odszedl, nie przezyl operacji na serduszko... Nie wyobrazam sobie co musza przezywac jego rodzice, tak go kochali, starali sie zapewnic mu normalne zycie... To dziecko przeszlo tyle operacji, ze chyba nie jeden lekarz tyle nie przeprowadzil. Podziwialam Ta rodzine