...
U fryzjera trochę się rozluźniłam. wysłałam w międzyczasie do Swatów eska, aby nie zapomnieli zabrać naszych obrączek. W odpowiedzi dostałam wiadomość, że o obrączki mam się nie martwić ale ich 4 letnia córcia nie będzie niosła poduszeczki, ponieważ od rana mieli z nią problemy i postanowili jej nie brać na ślub i wesele. Jula miała kryzys 4-latka. Rozumiałam sytuację, bo dziecko dziecko anioł ale obawiali się jej zmian zachowania i woleli nie ryzykować. A wiec świadkowie będą nieść obrączki pomyślałam i nie było problemu.
Fryzurkę miałam prawie gotową. Fryzjerka zwróciła mi uwagę abym uważała na grzywkę, zwłaszcza u kosmetyczki. Trochę mnie to zestresowało... Pod salonem zjawił się "ukochany" pan taksówkarz. Ale byłam spokojna. Miałam czasu trochę w zanadrzu a do kosmetyczki nie było tak daleko;wiec nawet jakby stanął mu wrak gdzieś w centrum, to po prostu bym wysiadła.
Kosmetyczkę miałam umówioną na 11 -11:30. Byłam około 11.Szmera bajera i przyszła pora na makijaż. Stres mi gdzie przeszedł i kosmetyczka była mile zaskoczona moim humorem. Poprosiłam panią, aby uważała na moją grzywkę bo jest mocno przylakierowana. Niby nie było problemu. Zestresowałam się, kiedy pani kazała mi się położyć. -Co? Przecież ja mam fryzurę. Pomimo tego, ze prosiła mnie abym jej zaufała a fryzurze nic się nie stanie to spokojna nie byłam. Leżałam napięta aby jak najmniej obciążać głowę, aż w końcu wstałam. miałam dość. Nie spotkałam się z tym aby w fryzurze leżeć. Ba nawet z tym, że makijaż robi się na leżąco! Martwiłam się także o grzywkę, ponieważ kosmetyczka kilka razy ją szturchała i hm... czarny scenariusz pojawił się przed oczami... W końcu przyszła pora na utrwalacz make-up, błyszczyk do ust. I wow...koniec, jupi!!! -wyskoczyłam na podłogę. Kiedy spojrzałam do lusterka byłam mile zaskoczona. Fioletowe cienie bardzo mi się podobały. Zadzwoniłam do siostry -hej... No ja już jestem gotowa. Gdzie jesteś? ... -W domu? -nie jesteście spakowani? -No nie będę tu czekać na was pół godziny. -Dobra, Magda wezmę taksówkę i spotkamy się u mamy. -No cześć, pa
Zadzwoniłam po taksówkę. Chwilkę poczekałam i podjechał pan. Wychodząc od fryzjerki zaczął siąpić deszczyk... Po mojej grzywce pomyślałam. Nie miałam parasolki, bo pomimo tego że ją wzięłam zostawiłam ją mamie, która zapomniała jej zabrać z domku. Także byłam ugotowana. Tym razem taksówka trafiła mi się super, podobnie jak i pan taksówkarz. -czemu wcześniej na takiego nie trafiłam -pomyślałam. zadzwoniłam do mojego skarba. Dekorował wraz z kolegą-kierowcą auto. -to już niedługo... -myślałam.
Zajechałam do mamy około 12:00. Gdzieś, z oddali dochodziły do moich uszu dzwony. Mama się szykowała. Niedługo po mnie zajechała Magda i James. Kiedy siostra robiła mamie makijaż ja zajęłam się Jamesem. Stwierdziłam, że brali złą koszulę do garnituru. Zamiast założyć na ślub białą a na poprawiny jakaś z niebieską mazają to oni odwrotnie. Zdecydowanie nakazałam in zmianę. To James skoczył do auta, mamita za żelazko i James wziął się za prasowanie, przebieranie... W tym czasie mama była już prawie gotowa.
Im bliżej wyjścia od mamy z domku tym bardziej czułam napięcie. zaczęłam chodzić w tą i z powrotem, kazałam im się pospieszyć... Nie mogłam sobie miejsca znaleźć. siedzenie nie pomagało, chodzenie nie pomagało. zaczęły mi się trząść ręce, w brzuchu pojawiły się motylki, zbierało mnie na biegunkę... Poszłam do wc... Nie wiele to dało... Mama z siostrą mówiły o kwiatach, o ślubie o torbie... James zabrał mamy torbę do auta... A we mnie rosły emocje, stres nerwy... Czułam, że znowu potrzebują do wc, bolał mnie brzuch... Ach trzeba już wychodzić.
W samochodzie panowała atmosfera ślub-wesele-ślub-błogosławieństwo... Już po chwili od ruszenia auta spod domku mamy, wrzasnęłam -Zamknijcie się w końcu!!! -Przestańcie gadać o ślubie!!! Widzieli moje zdenerwowanie, a może nawet i przerażenie więc nastał koniec tematu. Powiedziałam, to takim tonem, że było mi potem głupio. Ale moja niepohamowana reakcja przeszła bokiem... Po prostu nastąpiła zmiana tematu. W międzyczasie zadzwoniłam do teścia, z trzęsącymi rękami i drgającym głosem, aby mi zrobili mi jakąś herbatkę na uspokojenie.
[/b]