Ponieważ dzisiaj i tak już wiele nie zrobię w pracy

, to polecę dalej z relacją

Więc w urzędzie stresik był, mój P. był mocno zdenerwowany, ja też, głos mu drżał i kurczowo trzymał me paluszki, mi się cały czas micha cieszyła, a jak zagrali Mandelsona to mi się strasznie śmiać zachciało, że tak powiem powaga chwili nie zrobiła na mnie odpowiedniego wrażenia, wręcz przeciwnie

Potem szampanik, już całkiem na luzie, za to świadek miał stresa cały czas...


No i życzenia, życzenia i jeszcze raz życzenia, b.sympatyczne to było, naprawdę. Tych, którzy przyszli tylko na ślub moja siostra ścignęła po wpis do Księgi (Księgę Gości dostaliśmy od niej w prezencie, z takimi szarymi misiami, słodka

, postaram się o jej foto), potem wygoniła gości przed urząd, my poczekaliśmy, rozdała gościom rożki z płatkami i ryżem, a jak wyszliśmy dostaliśmy nimi po oczach rzecz jasna

nie zrozumiem tego nigdy, czemu ludzie zamiast sypać w górę, walą w oczy PM

ale co tam, na szczęście i o dziwo, nasze oczy to przeżyły.

A zaraz za płatkami i ryżem poleciały drobne, na szczęście już nie w nasze oczy


Foty grupowe i do lokalu.
Aha, mieliśmy przygotowane słodycze dla dzieci na Zamku (bramy), świadek wziął też na wszelki wypadek wódkę, szkoda tylko że zostawił ją w aucie...

bo gdy maszerowaliśmy dziedzińcem drogę zastawiło nam 2 rosłych 20-latków

Jakoś słodyczy nie chcieli

, kasiory nikt z nas nie miał przy sobie...zrobiło się lekko nieprzyjemnie, bo panowie nie ustępowali...Anioł opatrzności jednak czuwał, przepuścili nas bez

ufff, ufff.