ricardo

ehhh ale miałam super początek dnia....

zaprezentuje wam moje zmagania z losem tzn. 4 godziny z życia samotnej matki

*godz 7.00- pobudka i myśli, że nie mogę sobie pozwolić na dodatkowe 9 min drzemki bo przecież wczoraj sama sobie tak zaplanowałam pobudkę żeby spać jak najdłużej...bez drzemek

, szybkie śniadanie Alicjowe- butla mleka i gra

zaraz potem ogarnięcie siebie i Alicji i w drogę

*godz. 7.30- wymarsz do auta, szybkie pasanie Alicji we foteliku i ufffff udało się ...jedziemy.
*godz. 7.45- wypad z auta i 15 minutowy marsz z Alicja na ręku

ehh skromne 13kg... matko i córko...w myślach wzywam wszystkich świętych..docieram na miejsce- ręce omdlałe

postanowienie na najbliższy czas...zakup spacerówki
* punktualnie godz. 8.00- jesteśmy w Szpitalu Dziecięcym przed gabinetem RTG. Na korytarzu ani żywej duszy...Dzwonię do drzwi, bo w końcu na 8.00 miałyśmy być...otwiera nam Pani...nieco zdziwiona... "no cóż to skoro Pani już jest to proszę przejść tam i tam"- słyszę... No OK myślę, mimo, że już na dzień dobry ręce mi opadają...patrze niecały metr w dół i co widzę?? Alicja ręce wyciąga ku górze jakby modły miała jakieś odprawiać...A do Alicji mówię "o nieee koleżanko mama Cię nieść nie będzie, idziemy" o dziwo poszłyśmy na nogach. kolejny dzwonek do drzwi i kto nam otwiera? ta sama Pani, wpuszcza nas do środka wręczam skierowanie, ta coś zapisuje po czym oddaje je i każe przejść pod znów inny gabinet. Poszłyśmy

i tam zaraz zaproszono nas do środka

a tam...ehh wole nie pamiętać... wysoki stół itd.- wiadomo jak gabinet rtg wygląda. Pani podaje mi jakiś fartuch, zakładam....i myślę..o matko ile to waży?! na moim jeszcze omdlałym ciele wydaje mi się ze wisi kolejne 5 kg

masakra...podnoszę Alicje żeby położyć ja na stół i się zaczyna... ryk, krzyk i odpychanie... za chiny nie chce się położyć...w dodatku ma leżeć na brzuchu...kurde! no nie da się! na nic uspokajanie się zdaje..w końcu babka mnie pyta czy nie mam kogoś do pomocy na korytarzu...nie odpowiadam krótko i w duchu wyzywam na ojca mojego dziecka

na co ona Pani trzyma tu tu i tu...no tak tylko, że ja nie posiadam 3 rąk...

jakoś ją złapałam za głowę i położyłam ją bokiem, ona jej ręce przycisnęła podusiami które akurat jej wpadły w ręce, a na to ja położyłam swój łokieć, żeby się nie uwolniła...kwestia 3 rąk została rozwiązana

, no ale tułów....dupka....stwierdziła, ze musi ją przypasać...no i tak też zrobiła...dupsko i uda przypięła do łóżka jakąś taśmą co akurat upięta była z boku łóżka i poleciała szybko fotkę cyknąć. nio i luz...mówi że wyszło...uwolniła Alicje z tej foli, mnie z fartucha i czekać na zdjęcie kazała. Na korytarzu przeczekałyśmy na zdjęcie i wynik... swoją drogą jakaś zacofana chyba jestem, bo dostałam zdjęcie na płycie, a ja tu się spodziewałam takiej tam kliszy dużej cy coś.No ale nic...teraz migiem do budynku E... trzeba zarejestrować młodą...
*8.30 rejestracja..ludzi co nie miara....matko kochana, czy to zawsze musi trafiać na mnie

no nic odczekałam swoje, Alicja siedzi na krześle i szama lizaka(Dzięki Ci Boże, że mnie z rana natchnąłeś, żeby włożyć lizaki do torebki. Dużo nie ważyły a jakże uratowały mi życie)...podchodzę do okienka i mówię, że po urazie noska ze skierowaniem i wynikiem rtg miałam dziś przyjść...na co mi przemiła Pani w okienku mówi, że oni rejestrują z wyprzedzeniem, a ze ja nie jestem zarejestrowana to przyjęta nie zostanę...no to mnie bulwers złapał...noż kuźwa jego mać, to za czym kolejka ta stoi?! Po bułki?!ale nic...3 głębokie oddechy i jej powtarzam...bla bla bla, ale ja dziś miałam przyjść i nikt nie kazał się rejestrować z wyprzedzeniem!!Poza tym wypadek miał miejsce w sobotę popołudniu więc kiedy miałam się zarejestrować

a kazano nam przyjść na kontrole w poniedziałek 26.04.2010. Na co mi ona, ze to może na oddział się maiłam zgłosić...Na co ja jej "Nie proszę Panią!na skierowaniu jest wyraźnie napisane do Przychodni specjalistycznej laryngologicznej i ja po oddziale nie mam zamiaru biegać, a poza tym kazano nam przyjść do budynku E, więc jesteśmy"..Babka chyba widziała że nie mam zamiaru sobie odpuścić i stwierdziła dobrze więc jeśli Pani tak na tym zależy to proszę iść do Pani dr laryngolog- bud D p.I, gabinet nr 13 i jeśli Pani dr wyrazi zgodę na przyjecie Pani córki to ja Panią zarejestruje.Na odchodne rzuciłam jej "zaraz wracam"

A to już było dobrze o 9.00 więc Alicje pod pachę i sprint do budynku obok po schodach, korytarzem i....i mnie sparaliżował widok kolejnej kolejki

no nic... uprzejma się zrobiłam jak cholercia i uprosiłam czekających żeby mnie na sek. wpuścili, bo ja tylko coś Panią dr zapytać

na szczęście są dobrzy ludzie na tym świecie

Pani dr. jak zobaczyła Alicje i skierowanie pozwoliła się zarejestrować

przybiła pieczęć i sruuu korytarzem, po schodach, do bud. E- sprint

he he Alicji się podobała cała sytuacja bo trzymałam ją na biodrze i tylko głowa jej podskakiwała po tych schodach, a ta się zaśmiewała w głos

Wpadam do budynku E i co?! i kolejka! no nic... ja już zahartowana w boju...Alicja zdaje się też, bo sama rozsiadła się na krześle i czeka zerkając komuś przez ramie w telefon komórkowy

W końcu A. została zarejestrowana

miałam ochotę temu babsku powiedzieć "a nie mówiłam?!"

No to znów marsz do budynku D, na znane mi p. I pod tym razem szczęśliwy gabinet nr 13

tym razem powoli nie spiesząc się, każda na swoich nogach

Ku mojemu zdziwieniu kolejka zmniejszyła się do 2 osób przed nami

za to za nami znów szarańcza...ludzi się naszło, że korytarzem nie szło przejść

Tu oczywiście Alicja się rozbrykała...biorac przykład z innych dzieci zaczęła łazić w te i z powrotem od czasu do czasu pukając do drzwi Pani dr

heh chyba ją pospieszyć chciała....i w sumie chyba jej się udało, bo potem pani dr jakoś szybciej i sprawniej to wszystko szło.
* godz. 10.00- po wielkich trudach poranka wchodzimy do gabinetu

, w końcu...

Tu już wszystko szło szybko i sprawnie

Podałam jej świeżo założoną kartotekę ze skierowaniem, płytę ze zdjęciem, opis RTG i kartę inf. z sobotniego zgłoszenia na IP.

Pani dr szalenie miła...obejrzała Alicji nosek mimo, że ta oczywiście znów doznała histerii widząc, ze lekarka chce dotknąć jej nosa...Potem z każdym jej zdaniem uśmiech na buzi miałam coraz większy

Otóż : zmian kostnych nie stwierdzono, konsult. chirurg. nie potrzebna, gdyż przegrody nosowe w normie- nie przesunięte, krwiaka pod skórą nie ma, rany nie zaklejać, smarować maścią z antybiotykiem(atecortin) Dzięki Bogu! to też chciałam usłyszeć! Jak tylko Alicje puściłam ta w te pędy na nikogo się nie oglądając puściła się do wyjścia...ale Pani dr pomachała jej naklejka dla dzielnego pacjenta to jednak się wróciła

Dziękuje, do widzenia
* godz. 10.05-10.10 wychodzimy

i obyśmy tu wracać nie musiały..teraz już spokojnie..nie na wariata idziemy po chodniku o własnych nogach....Po przejściu 20 metrów za bramą szpitala wydaje mi się że bardziej się cofamy niż idziemy do przodu...Alicja robi 1 metr do przodu i 2 w tył...

mamoooo!! Czy Ciebie dziecko musi każda psia kupa interesować, każdy śmieć leżący na chodniku tudzież trawie? No litości, no! W takim tempie to my do jutra nie dojdziemy do domu....mama wykorkuje na ulicy..a w dodatku trasa którą rano przejechaliśmy autem czeka nas do przebycia na nogach.... bo auto i szanowny właściciel auta jakieś 7 godzin w pracy jeszcze będzie...

fakt istnieje jeszcze komunikacja miejska bądź taxi, ale jak tu się dostać do domu, gdzie wsiąść gdzie wysiąść

ehhh po krótkim namyśle stwierdzam, że idziemy pieszo...pogoda dopisuje....a co.. taka wyrodna będę... skoro tak się Alicji na korytarzu biegać chciało to niech się dziewczyna podczas powrotu do domu wykaże... bynajmniej lepiej będzie spała

tylko nie wiem jeszcze kto...Alicja czy jej mama...na chwile obecną stwierdzam, ze obie

i tak se dreptałyśmy....Alicja raz na nogach, raz wisząc na moim biodrze...co chwila wznosząc ręce ku górze, ziewając lub potykając się o wystające płyty z chodnika.W połowie drogi zakupy zrobiłam i ja głupia miałam kolejny ciężar do dźwigania...no nic od tamtej pory Alicja albo przysiadała sobie na parapetach wystaw sklepowych albo krzyczała "daj"...wyciągając rękę w stronę moich zakupów:

no nic...w związku z tym, że lizaki się skończyły, a w reklamówce miałam wędliny i mięso na obiad dałam jej plasterek szynki w garść i szłyśmy dalej...
*godz. 11.05- jesteśmy przed kamienicą

no w końcu!! Dawniej nie realne stało się faktem

jeszcze tylko paręnaście schodów, 2 piętra, 2 zamki i będziemy w domu

Nawet Alicja zdaje się ożywiła i chętniej zaczęła iść

Po schodach o dziwo chciała iść sama

Potem tylko od kluczyć i jeeeest! udało się

na progu zwarty i gotowy siedzi Maniek...Pół roczne zwierze rasy pies, rasy mieszany york z nie wiadomo czym

w każdym bądź razie coś a' la yorko- pekińczyk

Popatrzył na mnie Tymi swoimi wielkimi ślepiami...błagalnym wzrokiem..."OOOOOOOOO nieeeeeeeee....... Maniek tylko nie to! chcesz sikać? proszę bardzo...sikaj! Miejsca masz pod dostatkiem...dziś ci pozwalam zasikać nawet dywan...tylko nie patrz tak na mnie, bo ja po raz kolejny zejść na dół i wyprowadzić cie nie dam rady!Sikaj! Mi to w chwili obecnej generalnie zwisa...."He pies chyba zrozumiał, za to Alicja popatrzyła na mnie podejrzliwie do kogo ta przemowa była...
Co zrobiłyśmy dalej?? Możecie wiedzieć....rozebrałyśmy się z kurtek i butów i obie padłyśmy na łóżko...Przez dobre 5 minut obie leżałyśmy sobie cichutko upajając się ciszą i swoim łóżkiem, a w duchu marząc o kawie i papierosie

no a Alicja raczej o mleku...

Po raz pierwszy od ponad roku tak cichutko leżała sobie obok...Potem jak zdołałam się pozbierać zrobiłam jej butle i po wypiciu padła
No to się napisałam....
Tym co doczytali do końca gratuluję i dziękuję za uwagę
