Ale dalej relacjonuję...
Po odebraniu tych wszystkich cudownych życzen od rodziny, przyjaciól i znajomych oraz zapakowaniu tej "burzy" kwiatów, wsiedliśmy do auta i jako ostatni pojechaliśmy na sale. Żeby mieć pewność, ze wszyscy zdążą dojechać przed Nami, to zrobiliśmy kilka kółek na rondzie..ale jak zaczeło nam się robić niedobrze to ruszyliśmy już do hotelu. Zajeżdzając zauwazylismy, że wszyscy goście czekają na nas przed wejściem, a nasze mamy stoją z chlebkiem powitalnym.
Podeszliśmy do nich i moja mama zapytała:
"-Pani Młoda, co wybierasz? Chleb, sól czy Pana Młodego?"
Ja oczywiście odpowiedziałam: -"Wybieram chleb, sól i Pana Młodego - żeby pracował na niego!"
Tradycyjnie zjedliśmy kawałek chlebka umoczonego w soli i popiliśmy:" ja wodą a Piotrek wódką (w sumie tak sie umówilismy). Rzuciliśmy kieliszka za siebie, rozbijajac je i weszliśmy do środka. Orkiestra juz grała. Przywitali nas i poprosili abyśmy My- Młodzi staneli na środku, a wszyscy goście wokoło nas.Rozdano szampana. I odśpiewalismy - w sumie wszyscy razem- 100 Lat! My obracaliśmy sie do naszych gości, unosząc kieliszek szampana do góry.
Po pierwszym toaście usiedliśmy za stołem, a z racji winietek nie było rozgardiaszu bo każdy miał swoje miejsce.
Podano obiad. Kiedy wszyscy zjedli, zaintonowano drugi toast..i oczywiście wódka była gorzka, więc trzeba było ją osłodzić....
